FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17K 2.1K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
uczucia
nie chciałem
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
duma i uprzedzenie
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Okrucieństwo
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Dystopia
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Pytania
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Sam
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

arkadia

236 24 3
By Anonimowaok

          Kolejne dwa dni okazały się znacznie cięższe, niż którykolwiek by się spodziewał. Pierwszym problemem było opóźnienie, spowodowane przenoszeniem Hongjoonga od przystanku do przystanku. Bali się również, że zbyt długą drogą pogorszą jego stan, toteż starali się jak najczęściej zostawiać go pod opieką jednego z nich, podczas gdy pozostała dwójka badała teren. Nie mogli jednak oddalać się wtedy za daleko aby się nie zgubić. Brakowało im dobrej orientacji w terenie oraz pomocy ze strony kogoś bardziej doświadczonego. W dodatku przytłaczał ich fakt, że u Kima nie było widać poprawy, wbrew przeciwnie- obawiali się, iż wkrótce wda się zakażenie. Większość dnia spał, a gdy już otwierał powieki, ogarniał go potworny ból, który uniemożliwiał samodzielne poruszanie. Część wody jaką mieli, zużyli na oczyszczanie rany oraz pojenie chłopaka, który nie był w stanie nic jeść. Ich sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Zapasy powoli się kończyły, podobnie jak cierpliwość oraz wiara w to, że znajdzie się ktoś zdolny do uleczenia Joonga. 

        Szczególnie negatywnie odbiło się to na Wooyoungu. Stracił swoją iskrę, przestał  być gadatliwy, a większość czasu spędzał na pilnowaniu szarowłosego, czując pełną odpowiedzialność za to co się stało. Był również przekonany, że w związku z tym oni sami są zagrożeni. Miał dość przeklętych wyrzutów sumienia, które nie opuszczały go ani na chwilę. Wyżerały go od środka, przypominały o sobie na każdym kroku. Patrząc na Sana i Mingiego, odczuwał wrażenie, że go nienawidzą. Pragnął wylać swoje obawy oraz smutek przed jasnowłosym, lecz obserwując jego wycieńczenie oraz stałe przygnębienie, nie miał odwagi, by obarczać go czymś tak egoistycznym jak własne zwątpienie. 

        Krytyczną dobą była trzecia od postrzału. Na dnie baniaka spoczywało kilka ostatnich kropel picia, w odległości kilometra nie znaleźli żadnego pokarmu, ani zwierząt do upolowania. Żadnej żywej duszy, ani schronienia. Spoglądając na swoje beznadziejne położenie, jałową ziemię wokół, wchodzący do butów bród oraz skrzywione w bolesnym grymasie usta Hongjoonga, obezwładniała ich potworna bezradność. Nie znali właściwego szlaku, zatracili umiejętność logicznego myślenia. W ich głowach brzmiał tylko stres, który pozwalał by minuty przeciekały im bezpowrotnie przez palce. Wysoka temperatura wyciskała z nich pot, a wkrótce również i łzy. 

     Choi wraz z Mingim nieśli Hongjoonga, który tego dnia nie rozwarł powiek ani razu. Z jego rany sączyła się krew oraz ropa, a oni nie mieli pojęcia jak to powstrzymać. Kolejne kroki w nieznośnym skwarze, narażenie na opady deszczu, które w końcu musiały nadejść oraz brak chociaż łyka jakiegokolwiek płynu, były wręcz niemożliwe. Zatrzymanie się równoznaczne było z poddaniem, na co Wooyoung postanowił nie pozwolić, póki miał w sobie jakiekolwiek resztki energii. Sam niósł ich wszystkie bagaże, rozglądał się zaparcie, starając się usilnie coś dostrzec. 

  I nie wiedział, czy to już fatamorgana, kiedy wieczorem, zużywając ostatki sił, dostrzegł linię świateł oraz wznoszące się wyżej i niżej budowle. Widok ten był tak niewyraźny, tak rozmyty, nieprawdopodobny, że nie był w stanie określić czy jego oczy nie kłamią. Zresztą nawet jeśli tam daleko przed nimi znajdowało się spełnienie ich snów, ich nogi odmówiły posłuszeństwa. Mingi opadł na kolana, a po jego polikach potoczyły się słone krople. Coś działo się z Hongjoongiem. San nie potrafił złapać oddechu, błagając o wodę, pomimo iż nie było nikogo kto mógłby mu jej użyczyć. 

 A Woo ujrzał tylko wysoką postać w czarnym, długim płaszczu oraz zdobionym kapeluszu, zanim obraz przed nim przekształcił się w czarny bezsens i zemdlał. 

----------------------------------------------------------

     Była to duża, biała sala, o jaskrawych, sterylnych płytkach, z trzema łóżkami, leczo tylko jedno z nich było zajęte. Twarz wysokiego mężczyzny o ostrych rysach, oświetlona była przez chłodne światło jarzeniówek. Ubrany w elegancką satynową kamizelkę, przepasaną w talii wybijanym, skórzanym pasem, zbliżył się do chłopaka, leżącego nieruchomo na cienkim materacu. Tuż za jego plecami stało dwóch strażników w czarnych strojach z kryształowymi maskami zakrywającymi nos i usta. 

- Znaleźliśmy go z trójką innych z trzeciej fali. Byli odwodnieni oraz wycieńczeni. Zamknęliśmy ich w celi, lecz ten był w najgorszym stanie. Chyba został postrzelony.- wytłumaczył jeden z nich niskim, powodującym ciarki głosem. Czarnowłosy mężczyzna nachylił się nad rannym. Miał bluzę splamioną krwią oraz nieumiejętnie założony opatrunek na prawej ręce. 

Przyjrzał mu się dokładnie, a następnie uniósł delikatnie górną część jego odzieży, by przyjrzeć się obrażeniom. Nie było dobrze. Chusty, którymi powstrzymywano krwotok nie należały do najczystszych, w dodatku łatwo było wywnioskować, że nie starano się nawet usunąć naboju z jego ciała. Zniesmaczony dość nieprzyjemnym widokiem, zakrył sylwetkę cienką, granatową kołdrą. 

- Co mamy z nim zrobić? Zabić czy...- zaczął drugi, niepewnie spoglądając w oczy bruneta, który nad czymś się zastanawiał. Spojrzał jeszcze na buzię chłopca, który nieprzytomny, wyglądał zupełnie jak we śnie. Miał zarumienione policzki, pozlepiane kosmyki włosów porozrzucane na poduszce oraz lekko rozchylone wargi. Nie przypominał tych dzieciaków, agresywnych awanturników, usmolonych, w błocie, z podłymi uśmieszkami na swoich wychudzonych, parszywych gębach. I to właśnie go zaintrygowało. 

- Wezwijcie lekarza, niech jak najszybciej przeprowadzi operację. Chcę też zobaczyć tych pozostałych. Przyprowadźcie ich do mnie za około dwie godziny. Gdyby coś się działo, chcę być na bieżąco informowany.- rzucił oschle, po czym od razu wyszedł, po drodze zakładając na dłonie długie rękawiczki. 

----------------------------------------------------------

   Wooyounga obudziło pozbawione jakiejkolwiek subtelności szturchnięcie. Niezadowolony podniósł się do siadu, a wtedy zrozumiał dlaczego Mingi wyrwał go ze snu. Znajdowali się w jakimś niewielkim pomieszczeniu. Ściany nie były poobdzierane z farby, a na podłodze nie walały się kawałki gruzu. To był normalny (chociaż wcale niekoniecznie) pokój, w którym znajdowały się cztery prycze oraz drewniany, hebanowy stolik. Jedyne co budziło niepokój, to żelazne pręty w miejscu gdzie powinny być standardowe drzwi. Tuż przy nich stał nieznajomy, ubrany w ciemny płaszcz, a jego czoło przykrywało rondo kapelusza. W rękach miał broń, znacznie lepszą niż taką, jaką im zarekwirowano. Miała trzy lufy, była większa oraz mieściła aż trzy magazynki. Jung wychylił się nawet, by bliżej się przyjrzeć.

- Gdzie my do cholery jesteśmy?- wydusił przez zęby Song, tak by nikt poza Woo go nie usłyszał. Pierwszy raz od kiedy pamiętał, był w zwyczajnym budynku. Nie opuszczonej ruderze służącej za dom dla szczurów czy nędzarzy, ale solidnej budowli. Takiej jakie widzieli na fotografiach. Nie śmierdziało tu zepsutym mięsem, rozgrzanym piachem, czy potem. To ludzkie warunki, choć jak się domyślał, zostali uwięzieni. 

- Nie mam pojęcia, to chyba ta utopia o jakiej mówił Hongjoong. Właśnie, gdzie on jest?- rozejrzał się wokół, ale znajdowała tu się tylko ich trójka. 

- Zanieśli go gdzieś.- odparł San, który podniósł się z kąta, w którym dotychczas siedział. 

- Kto?- dopytywał Jung.

- Ci faceci w czarnych szlafrokach. Próbowałem się czegoś dowiedzieć, zaprotestować, to dostałem paralizatorem po palcach.- westchnął, a strażnik zerknął na niego podejrzliwie, na co Choi pokazał mu język.- Nie podoba mi się tu. 

- Zawsze to nie przeklęta pustynia. Ciekawe, czy możemy liczyć na coś do picia...- Mingi rozmarzył się odrobinę. Jego gardło usychało, chociaż miał wrażenie, że mniej niż po tym jak opadł wtedy z sił. Czyżby dali mu wodę?

- Najpierw musimy się dowiedzieć gdzie jest Joong.- stwierdził Woo, podchodząc bliżej obcego, który mocniej zacisnął dłonie na swojej zabawce. Zmierzył go lodowatym wzrokiem, przez co chłopaka przeszły ciarki.- Chciałbyś może udzielić nam przysługi?

Tamten milczał, wpatrując się w Wooyounga bez żadnego wyrazu. 

- Oni nie rozmawiają. To marionetki, nie widzisz? Ale jak go dotkniesz, to nie żyjesz.- burknął jasnowłosy, kładąc się na pryczy. Dawno nie miał do dyspozycji czegoś tak wygodnego, więc pragnął teraz wyspać się za wszystkie czasy. 

- A gdzie nasze rzeczy? Wszystko nam zabrali?-

- Tak, chociaż sądzę, że nic im się nie przyda. W porównaniu z tym co już posiadają, nasze graty są bezużyteczne.- Mingi wzruszył ramionami.- Mamy jakiś plan?

- Raczej coś będą od nas chcieli. W innym wypadku by nas tutaj nie zabierali, tylko dobili na miejscu. Wtedy dopytamy o Hongjoonga. Myślisz, że z nim w porządku?- Wooyoung nigdy nie sądził, że będzie musiał tak martwić się o życie Kima. W prawdzie wciąż powtarzano, by ich rzeczywistości być przygotowanym na śmierć. Dlatego pewnie szarowłosy sądził, że przyjaźń jest zła. Wooyoung przywiązał się do nich wszystkich, a wizja straty któregokolwiek była dla niego traumatyczna. Jedyne czego teraz chciał, to usłyszeć, że z Hongiem wszystko jest dobrze. 

- Woo...- San rozumiał co tamten czuje, ale nie zamierzał dawać mu naiwnej nadziei. 

      Nagle z ciemności korytarza, który stopniowo rozjaśnił się kolejnymi ledami, wyłoniło się dwóch mężczyzn, w takich strojach jak wszyscy, których dotąd spotkali. Jeden z nich wyciągnął klucze i otworzył stalową bramkę.

- Wychodzić! Już!- rozkazał.- Wnuk Pani Premier chce was widzieć.

       Premier? Zdawało im się jakoby takie urzędy dawno zostały zniesione. Nie, nie panowała anarchia. W zasadzie nie panowała ani władza, ani też jej brak. Społeczeństwo było podzielone na silniejszych oraz słabszych, a ci po prostu byli eliminowani przez naturę, jak zbędne ogniwa jakiegoś łańcucha. Wyobrażenie istnienia prawdziwej hierarchii, w której rzeczywiście ktoś stał nad innymi, trzymał ich pod swoim reżimem, wyznaczał prawa czy obowiązki, wydawało się abstrakcyjne. Tutaj jeśli ktoś się kogoś słuchał, to jedynie z troski o samego siebie. Praktycznie w każdej sekundzie mógł się odłączyć i podążyć własną ścieżką. Natomiast zdecydowanie łatwiej było zrzucać odpowiedzialność za wybory na innych. 

      Zrezygnowali z dyskusji na ten temat, widząc że raczej nikt z tu obecnych nie był skory udzielać im wyczerpujących odpowiedzi. Posłusznie podążali za nimi, przemierzając wąski korytarz, którego posadzka spowita była kamiennymi płytami, a na ścianach wisiały zdjęcia świata, jaki oglądali jeszcze kilka godzin temu. Wyglądały jak przestroga przed tym co czeka na nich, jeśli opuszczą granice arkadii, w jakiej się znaleźli. Prawie jak propaganda, nie ukazująca wad  najbliższego otoczenia, a niebezpieczeństwa płynące z zewnątrz. 

     Rozgałęział się do przestronnego holu, gdzie krążyło mnóstwo mężczyzn niemalże identycznych do tych, którzy ich prowadzili. Wszyscy nosili eleganckie, długie okrycia, wysadzane ametystami maski, a ślepia mieli przysłonięte cieniem kapeluszy. Każdy bez wyjątku miał ze sobą jakiś rodzaj uzbrojenia, czasem zgrabny obrzyn, potężny karabin lub delikatnie połyskujący za szlufką spodni sztylet o zdobionej rękojeści. Poruszając się, wyglądali nie tylko niebezpiecznie, ale też onieśmielająco. 

       Z ich perspektywy- rozbitków, walczących o przeżycie w warunkach suszy, głodu oraz braku stabilnej ostoi, te nowe realia malowały się niemalże jak magiczna kraina. Ludzie tu nie dość, że byli inni od tych, o których czytał im Hongjoong, to w dodatku nie sprawiali wrażenia nieszczęśliwych. Praktycznie, prócz postawy, nie reprezentowali sobą żadnego charakteru, ani energii. Byli prawie jak żołnierze, sterowani przez kogoś ważniejszego, lepszego, znającego metodę jak owinąć wokół palca armię marionetek. San spoglądając na nich miał jednocześnie ochotę obudzić w nich jakieś człowieczeństwo, emocje, zdradzające ich słabości, ale też zalety. Ci jednak chodzili jak roboty, nie odzywali się głośno, przez co w powietrzu brzmiała tylko jakaś melodia, o niewiadomym źródle. Budowało to niepokojący, osobliwy nastrój, przez który żaden z trójki nie wiedział, czy może odetchnąć z ulgą, czy też dalej wstrzymywać oddech. 

       Tutaj sufity i podłogi wyłożone były królewską, cechującą się przepychem wygładziną. Widniały na niej wspaniałe mozaiki niesamowitych wzorów o barwach szlachetnego szmaragdu, złota i czerwieni, co kontrastowało z szarymi, kamiennymi murami. Niektóre z metalowych drzwi otwierały się, a za nimi znikali strażnicy, inni, schodzili po spiralnych schodach, poruszając się równym tempem, nie nazbyt szybkim, ale też nie nieznośnie powolnym. Oni sami wpasowali się w ten rytm, by nie zwracać na siebie uwagi. Zresztą, jak można się domyślić, było to i tak niemożliwe. Na tle, byli bandą jaskrawych papug, przystrojonych w zbyt wyrazistą odzież, z nieumytymi włosami, twarzami ubrudzonymi w kurzu oraz krwi,  poobdzierani i kulejący. Każdy wiedział, że są pojmanymi, że przyprowadzono ich z tej gorszej rzeczywistości. Są tacy inni, tacy dzicy, godni pożałowania. Nikt nie mówił tego głośno, lecz w tym momencie praktycznie dało się usłyszeć czyjeś myśli. 

        W końcu dotarli, piętro wyżej, do wielkich szklanych drzwi. Nie były w pełni przezroczyste, a ich barwa w tym świetle wydawała się złota, jakoby naprawdę zostały wykonane z tego kruszcu. Rozsunęły się kiedy nieznajomy przyłożył identyfikator do specjalnego czytnika. Dalej znajdował się krótki przedsionek, skąd nie można było się tak po prostu przedostać do kolejnego pomieszczenia. Ten sam człowiek wcisnął jakiś kod w wyznaczonym miejscu i zaczekał aż przejście się otworzyło. Takie technologie były dla Sana, Mingiego oraz Wooyounga nieosiągalne. Znali osiągnięcia dawnych pokoleń, lecz wydawało się jakoby zostały zatracone w przeszłości. Zniknęły wraz z tamtym kataklizmem i nikt nie skupiał się by je odbudować, ponownie wykorzystać. Toteż nie umieli wyjść z zachwytu. 

        Ta sala była największa z tych, w których byli. Po środku stał długi stół, za nim rzeźbione biurko. Skórzany fotel, obrócił się, a młody mężczyzna podniósł się ociężale, opierając dłonie o blat. Ruchem ręki kazał wyjść służbie. Sam obszedł pół pokoju i wraz z każdym jego krokiem podążały też spojrzenia przyprowadzonych tu więźniów. Na jednej z ścian wisiał portret kobiety w granatowym garniturze, zdumiewająco podobnej do chłopaka, który stanął przed nimi. Chociaż nie różnili się diametralnie ani wiekiem, ani wzrostem, tamten wydawał się od nich wyższy, dojrzalszy, zastraszająco dostojny. W jego gestach była pewna maniera, pełna gracji, ale również powściągliwości. Jeśli jego strażnicy byli jak zmechanizowany legion, on widniał przed nimi jako żywa rzeźba. Coś wyjątkowo posągowego było zarówno w jego sposobie bycia, jak i aparycji. Może to przyzwyczajenie do ludzi zniszczonych, brzydkich oraz nieszczęśliwych sprawiło, że ten nagle był dla nich niczym sztuka. 

- Znaleziono was... stosunkowo niedawno jak miewam. Przed pięcioma godzinami? Sześcioma? Pewnie i tak nie pamiętacie, moja kadra badawcza myślała, że jesteście martwi.- stwierdził spokojnie, nie ukrywając swojego zszokowania ich widokiem.- Zwykle jeśli znajdujemy kogoś w okolicy to jest... martwy. Ewentualnie kończy tak kilka minut później. Nie lubimy intruzów, wiecie?

        Do ich gardła cisnęło się mnóstwo pytań, jakie pragnęli mu zadać. W ich głowach krążyła masa niewiadomych, ale żaden nie pomyślałby nawet by wydobyć z siebie najcichszy odgłos. Ich serca obijały się o żebra. Tamten z łatwością wyczuł tą nerwowość i nie powiedziałby, że mu nie odpowiadała. Lubił budzić respekt, to był jego cel. Nie zamierzał  wzbudzać  go agresją, a aurą jaką tworzył wokół własnej osoby. Widząc, że ci dość prędko wpasowali się w panujące tu normy i raczej zorientowali się z kim mają do czynienia, kontynuował. 

- Ach, pewnie nurtuje was, dlaczego w takim razie nikt was jeszcze nie zastrzelił, nie dobił i póki co jesteście w jednym kawałku? Otóż, nie umiem wam tego konkretnie wyjaśnić. Stwierdziłem, że skoro dotarliście aż tutaj, a z moich wiadomości wynika, że w odległości wielu kilometrów nie ma żadnego wartościowego życia, bo dobrze się rozumiemy, druga i pierwsza fala to nie są istotne jednostki, należy wam się jakaś doza szacunku. Jeszcze nie wiem co z wami zrobię. Póki co, cieszcie się życiem. Poza tym, ten wasz kolega...-

- Hongjoong?! Co z nim?!- wyrwał się Woo, a pozostała dwójka wytrzeszczyła oczy, jakby spodziewając się, że ten zaraz zostanie postrzelony, albo zaciągną go z powrotem do celi. 

- Hongjoong? Hm, teraz wiem jak ma na imię. Przyznam, że jak go zobaczyłem wyglądał dość... trupio. Wciąż nie pojmuję, dlaczego od razu nie postanowiliście wyjąć tej kuli oraz używaliście tych odrażających szmat do oczyszczania rany. Zaskoczę was, ale mogła wdać się sepsa.-

- Nie mieliśmy opatrunków, ani odpowiednich warunków.- Mingi odezwał się nieśmiało. Zirytował go ten komentarz. Taki ktoś jak on, nie musiał pewnie nigdy przechodzić przez to co oni. Nie miał prawa oceniać ich z własnej perspektywy. 

- Zauważyłem. Wasz bagaż to zbiór brudu oraz jakichś bazgrołów.-

- To nie bazgroły.- oburzył się San. To była ich cała wiedza. Dziennik Hongjoonga, jego książki oraz mapa, to najważniejsze co mieli, co stworzyli oraz wszystko co posiedli w ciągu tych trzech lat. Nie mieli być może niesamowitych skarbów, ale przynajmniej to na co pozwolił im los. 

- Mapa, przydatna rzecz. Notek nie czytałem, bo nie jestem na tyle wścibski. Może wasz przyjaciel sam się ze mną nimi podzieli.- brzmiało to niemal jak ostrzeżenie, że w wypadku braku współpracy, zostanie ścięty. 

- Gdzie on teraz jest?- wydusił Woo. Wciąż odczuwali ryzyko, jakoby każdy niewłaściwy ruch mógł się bardzo źle dla nich skończyć. Jungowi jednak bardzo zależało by dowiedzieć się jak czuje się szarowłosy, a najlepiej czym prędzej go zobaczyć. Od tamtej kłótni jedyne czego chciał, to z nim porozmawiać i przeprosić. Przez chwilę bał się, że nie będzie już ku temu okazji...

- Wolałbym, żebyś zwracał się do mnie grzeczniej.- uśmiechnął się dość sarkastycznie, a po plecach chłopaka przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przełknął głośno ślinę.- Ma operację. Zaprowadzą was do niego, gdy się wybudzi. To znaczy, za jakiś czas. Ostatnia rzecz. Jak się nazywacie?

- Ja jestem Jung Wooyoung, to Song Mingi i Choi San.- 

- Skąd jesteście?- uniósł brew, ale gdy ujrzał ich zakłopotanie, zrozumiał.- Mniejsza, idźcie już. Dostaniecie jakiś pokój, nie mogę was trzymać w celi jak więźniów. 

- Nie jesteśmy nimi?- Mingi szepnął sam do siebie, jednak wrażliwe uszy czarnowłosego to wyłapały.

-Jesteście, ale powiedzmy, że innego sortu. Sądzę, że wystarczy wam tyle wiedzy. Doceńcie co dostaliście, bo uwierzcie, to dużo.- skwitował, ręce składając za plecami, po czym znowu poszedł usiąść za swoim biurkiem. 

Continue Reading

You'll Also Like

21.6K 1.4K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
2.1K 245 24
W smutku albo desperacji Kang Yeosang zaczyna pisać swój pamiętnik. Teraz on i jego pamiętnik znają jego sekrety i to co czuję naprawdę do Park Seo...
52.5K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
17.5K 1.4K 23
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...