FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17.8K 2.2K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
nie chciałem
arkadia
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
duma i uprzedzenie
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Okrucieństwo
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Dystopia
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Pytania
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Sam
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

uczucia

320 24 1
By Anonimowaok

Sukcesy były czymś co zawsze spajało ich jako drużynę. Opadająca adrenalina napędzała rozmowy, powrót do ostatnich wydarzeń i omówienia ich z lekko podkolorowanymi faktami. W swoich słowach każdy stawał się bardziej odważny, a absolutnie nic nie było dziełem przypadku. Wznoszenie własnych zasług ponad wyżyny, podkreślanie swojej odwagi, przekreślając jakikolwiek towarzyszący temu strach. On nie istniał w opowieściach, które miały wyolbrzymiać każdy drobny aspekt, minutę i sekundę, malując je jako obrazy pełne męstwa i talentu. W gruncie rzeczy, daleko było im do strategów, których opisywali w swojej historii. Mingi wcale nie śmiał się w twarz biedakom błagającym o litość, Wooyoung nie był tak nieustraszony, a San zaatakował zawładnięty jakimś dzikim odruchem, każącym chronić mu swojego przyjaciela. Nie było w tym ani opanowania, ani grama wyrozumiałości do tych, których chciało się po prostu zgładzić. Zgładzić dla swojego bezpieczeństwa, nie wyższych idei, nie trofeum. Aczkolwiek nikt prócz nich nie wiedział, jakie emocje rządziły ich umysłem. Mogli samodzielnie napisać ten dzień od nowa i utrwalić go w swojej pamięci, jako dowód niesamowitych umiejętności, zgrania oraz profesjonalizmu. Tak właśnie Hongjoong zanotował to, kuląc się pod sporym drzewem, z którego Mingi zbierał dojrzałe owoce. 

        Prowadzili własny dziennik, który dla kogoś mógłby osiągnąć wielką wartość. Kto wie, czy po ich śmierci, podobni do nich nie znajdą tych zapisków, nie wyciągną z nich jakichś wniosków. Przy okazji szarowłosy miał szansę by trochę uzewnętrznić własne myśli, które najczęściej trzymał stłumione. Był odpowiedzialny za ten zeszyt i nikt prócz niego nie mógł go dotykać, choć niejednokrotnie to Woo czy San dyktowali co powinno stanowić sprawozdanie z kolejnej doby. Kim traktował go jako terapię. Komentował w nim niemalże wszystko, zawierał własne uczucia, które mogłyby mu namieszać w głowie, gdyby nie miały swojego ujścia. Mnóstwo sprzecznych scenariuszy tłoczyło się w jego podświadomości. Tłumaczył dla tych, którzy kiedyś posiądą tak ważny dla niego przedmiot, dlaczego postępuje tak a nie inaczej, dlaczego zabrania niektórych działań, czemu inne nakazuje. Wymienia własne cechy, bada je pod kątem reakcji innych ludzi na jego osobę, wylicza wady, podkreśla zalety. Wmawia sobie, że przyświeca temu cel pokazania swojego toku postępowania, który sprawdza się i buduje jego autorytet. Prawda jednak była taka, że nie radził sobie w stu procentach z brzemieniem oraz odpowiedzialnością jaką dźwigał na plecach. Podważał swoje własne decyzje, inne usprawiedliwiał, szukając w tym dla siebie prawdziwego lekarstwa. Odpowiadał nie za jedno, a cztery żywota, co powodowało u niego nieznany lęk, przytłaczało oraz ukazywało potworną panikę na zabazgranych chaotycznie stronicach. 

- Nie wierzę, że udało nam się znaleźć pomarańcze, takie świeże i soczyste.- zachwycał się Choi, wtapiając swoje zęby w słodycz, a sok spływał powoli po jego brodzie. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał w ustach coś równie przepysznego. Przyzwyczajony był do pozbawionych smaku sucharów oraz czerwonego mięsa, którego od zawsze nie znosił. Ta odmiana była dla niego jak sięgnięcie nieba. 

- Zamiast gadać, mógłbyś pomóc nam zbierać.- zawołał Song, usiłując dosięgnąć jednej z gałęzi.

- Nie bądźcie zbyt łakomi. Jeśli weźmiecie za dużo, nikt nie będzie w stanie tego unieść.- stwierdził Joong, niechętnie wyłaniając nos zza przyjemnego cienia jakie dawała korona złożona z zielonych liści. To cud, że taka roślinność miała szansę przetrwać, a wczorajszy deszcz nie spalił całkowicie jej liści. Ostatecznie, część pnia była widocznie wysuszona,  zaś na pojedynczych owocach znajdowały się ślady choroby, ale dało się wybrać coś co nadawało się do spożycia. 

- Co jeśli nie znajdziemy podobnego okazu przez następnych kilka miesięcy? Nie powinniśmy się ograniczać, potrzebujemy jedzenia.- Wooyoung nie zgadzał się z Hongiem. Nie byli łakomi, a głodni. Takie zjawiska jak to były nierealne. Dziennie pokonują wiele kilometrów, a znalezienie nieskażonego pokarmu graniczy z cudem. 

- Przypominam Woo, że wczoraj niemal padłeś podczas drogi, nie będąc w stanie taszczyć własnej torby. Jak wyobrażasz sobie w upale dźwigać parę kilo pomarańczy?-

- Nie zaczynajcie znowu głupich sprzeczek. To jakaś dziecinada.- westchnął Mingi, który zwykle ignorował przepychanki pozostałych z grupy. Dziś jednak nie miał ochoty wysłuchiwać ich kłótni. Powinni się cieszyć, że posiadają pod dostatkiem wody oraz pożywienia, a nie szukać powodów do bezsensownych sporów.- Ruszcie się.

      Hongjoong skinął głową, dokańczając prędko fragment mapy, który właśnie tworzył. San upchał jeszcze co nieco w kieszenie i znów podążyli na północ, zgodnie z przeczuciem szarowłosego. Nic innego nie świadczyło o tym, że to właściwy kierunek. Nie mieli żadnych poszlak ani wskazówek, więc pozostało im ufać jego intuicji. Póki co, ta nie sprowadziła ich na złą ścieżkę, choć nie dotarli też do odkrywczego miejsca, jakie czasem przejawiało się w ich snach jak mara. Może po prostu nie istniało. To nawet wysoce prawdopodobne, lecz pomimo to, poddanie się byłoby również pozbawione jakiejkolwiek logiki. 

- Jeden z nich miał sporo amunicji, wziąłem ją dla nas na wszelki wypadek. Znalazłem też coś takiego.- Song podał Hongjoongowi karteczkę, z lekka ubrudzoną krwią. Znajdowało się na niej czyjeś imię i nazwisko, ale litery były rozmazane, przez co nie dało się w pełni rozszyfrować danych.- Sądzisz, że to coś przydatnego?

- Dla nas nie... Nawet jeśli umielibyśmy to rozczytać, nie znalibyśmy tego człowieka.-  wsunął znalezisko do tylnej kieszeni skórzanych spodni. Wciąż trafiali na czyjś trop, ale ich wiadomości ograniczały się do tego, co pozostawiły im już nieżyjące osoby. Być może zabijanie tej szóstki z drugiej fali było zbędne. Jeśli udałoby się ich pojmać, to siłą wyciągnęliby z nich jakieś informacje. A tak nie mieli kompletnie nic...

- Uważasz, że to może coś znaczyć? Jeśli szukali tej samej osoby, która zabiła tamtego Ancestora, to być może istnieje "coś", na czym powinno nam zależeć?-

- Skąd pewność, że te sprawy mogłyby być powiązane?-

- Nie mam pewności. To tylko rozważania.- wzruszył ramionami. Joong przytaknął. Tok myślenia Mingiego nie był absolutnie niczym poparty, ale przyniósłby odpowiedzi na większość pytań. Wychodziłoby bowiem na to, że wszyscy podążają za kimś silnym, kimś u władzy. Natomiast władza wiązała się z dobrami, którymi można było zarządzać. W dalszym ciągu bardzo prawdopodobne, że imię zapisane na papierze nie spełniało żadnej roli. 

Ku frustracji wszystkich nie dotarli do żadnego zwrotnego punktu. Przed nimi malował się taki sam krajobraz jak jeszcze dwa dni temu. Wydmy poprzekreślane delikatnymi krzewami. W oddali nie widać było nic prócz dwóch wyniszczonych baraków, od których nie dochodził nawet najmniejszy strumień światła. Milczeli zebrani wokół ogniska, zniecierpliwieni, ze stopami pełnymi odcisków, starając się wywietrzyć ubrania z pyłu, jaki nieustannie osadzał się na całym ich ciele. 

---------------------------------------------------------

      Od samego rana Wooyoung miał zły nastrój. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo rzeczywiście rzadko kiedy był w pełni pogodny. Miał tendencję do dopatrywania się dziury w całym, bez względu na stan rzeczy. Nie głodowali, dzięki porządnemu zachmurzeniu nie musieli martwić się o odparzenia, a po dłuższym wypoczynku powinni mieć wystarczająco energii na przekopywanie się przez grząskie ścieżki. Najwyraźniej nie miało to wielkiego znaczenia dla Junga, który od pobudki odzywał się opryskliwie do Hongjoonga. Ten starał się to ignorować, by nie wprowadzać napiętej atmosfery w zespole. Czuł, że zbliżają się gdzieś i choć nie miał na to racjonalnych dowodów, to jego wykształcone na przestrzeni lat przeczucie rzadko zawodziło. Ponadto San starał się z własnej strony załagodzić ich stosunki, więc nie zamierzał podsycać kolejnego konfliktu. Liczył, że młodszy również to zauważy, a przez to chociaż trochę zmieni nastawienie. 

- San, mógłbyś proszę w wolnej chwili spisać nasze uzbrojenie i podać mi raport. Podejrzewam, że w moich notatkach jest jakiś błąd.- szarowłosy zwrócił się do jasnowłosego. Sam miał dziś wiele na głowie. Przydałoby się aby posiedział nad mapą, żeby upewnić się, że niczego nie przeoczył. Poza tym Mingi poprosił go o pomoc w polowaniu tego wieczora. Skończyło im się mięso, a to ono dawało najwięcej energii, więc musieli koniecznie się tym zająć. Wciąż też pracował nad ustaleniem jakiegoś skutecznego planu działania, żeby nie męczyć pozostałych bezsensowną tułaczką. Czytał na raz wiele książek o geologii, geografii oraz biologii, doszukując się w nich rozsądnych rozwiązań, jakich mogli się podjąć lepiej zorganizowani Ocaleni. Jeśli jakieś miasto przetrwało musiało swoją siedzibę założyć nad zbiornikiem wodnym, lub blisko granicy z morzem. Nadal nie rozumiał, dlaczego przez tak długi okres tylko raz dotarli do brzegu. A co gorsze, zdecydowali się wtedy znów zawrócić w stronę lądu, zamiast iść wzdłuż plaży. Teraz tego żałował i podświadomie próbował znów dotrzeć w podobne miejsce, lecz było to znacznie trudniejsze, niżeli się spodziewał. Zwłaszcza, że wtedy jeszcze nie szkicowali swojej mapy. Dopiero od dwóch miesięcy przestali błądzić, właśnie dzięki utrwalaniu swojej ścieżki na papierze. 

- W porządku.- stwierdził Choi, ciesząc się, że na coś się przyda. Ostatnio nie było z niego większego pożytku oprócz zbierania opału czy rozbijania obozu, więc był zadowolony, że wreszcie zrobi coś dla grupy. 

- Dlaczego sam się tym nie zajmiesz? Codziennie siedzisz nad książeczkami, kiedy mamy większe zmartwienia niż to z czego zbudowane są skały. Nie uważasz?- oburzył się Woo, zakładając ręce na klatce piersiowej.  Joong nawet nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Wydawało mu się, że robi dość sporo, a przynajmniej tyle ile był w stanie. Siedział godzinami na warcie, by dać im się wyspać, starał się określać ich położenie, by ci nie krążyli w kółko jak chomiki oraz dzięki niemu pozbyli się trzech przedstawicieli drugiej fali. Skoro była ich czwórka, to chyba normalne, że powinni dzielić się obowiązkami. 

- Uważam, że nie powinieneś się wypowiadać na ten temat.- 

- A to dlaczego?-

- Jedyne co robisz to narzekanie. Nie mam ani ochoty, ani czasu by tego wysłuchiwać. Jeśli nie chcesz, by San to zrobił, proszę bardzo wyręcz go.- odparł dość spokojnym tonem, choć Mingi,  słuchając go zwykle z największym skupieniem, mógł wyczuć w nim dezorientację oraz nutę złości. Powstrzymywał ją, choć brunet założyłby się, że w tym momencie pięści, które trzyma w kieszeniach, są zaciśnięte. 

- Ach tak? Szefie...- burknął pod nosem. Wooyoung był wściekły. Wcale nie chodziło mu o rozkazy, ani o pozycję jaką sobie zarezerwował Hong. Widział jak zeszłej nocy, wyrzucał zbędne notki, ale kilka z nich nie trafiło do ogniska, a zostało porwane przez wiatr. Woo miał to do siebie, że był ciekawski. Na tyle, by zebrać je, gdy poszedł na spacer w celu pozyskania gałęzi. Zawsze zastanawiał się, co takiego skrywa się w dzienniku Kima i dlaczego nikt inny nie ma prawa do niego zajrzeć. Początkowo nie znalazł nic interesującego. Ot wspomnienie z jakiegoś nudnego dnia, w którym tylko szli, jak zwykle nie docierając nigdzie. Jego uwagę przykuło bardziej to co znajdowało się na drugiej stronie, a był tam dość długi spis odnoszący się do... uczuć. 

      Było to nijak podobne do Hongjoonga, który zazwyczaj umiał mówić tylko o wyprawie i tylko na niej się koncentrować. Każdy podejrzewał, że jedynie to zagadnienie istnieje w jego głowie, to wokół niego toczy się całe jego życie, a sprawy duchowe są dla niego na tyle odległe, że nie byłby w stanie wygospodarować kwadransa na ich rozważenie. Jung chociaż podejrzewał, że nawet tak oschłe postacie jak szarowłosy, skrywają gdzieś głęboko emocje, to nie potrafią ich określać. I nie był w tym spostrzeżeniu tak daleko prawdy, bo czytając kolejne zdania, które wyszły spod pióra Joonga, czuł jak narasta w nim ogromny żal. 

    Pisał o tym jak bardzo uczucia są szkodliwe. O tym, że nie mają racji bytu w świecie, gdzie należy walczyć o przeżycie, a nawet to jest spowite zimną skorupą, której istotą była: siła psychiki oraz wytrzymałość. Wszelkie szczere relacje, żywe uczucia, były skazą na wizerunku kogoś, kogo celem było przetrwać. Przyjaźń nazwał słabością, zmuszającą do poświęceń oraz stawiania czyjegoś dobra ponad własne, zaś miłość- nie istniała. Wątpił w stworzenie z kimkolwiek tak silnej więzi, kiedy głód czy pragnienie, mogły doprowadzić człowieka na skraj wytrzymałości. Jak więc miłość mogła być prawdziwa, skoro istota poddana torturom, wyrzekłaby się jej, sponiewierana przez instynkty broniące się przed śmiercią. Uznawał ją za pozbawioną sensu, za rzecz do której dążą ludzie samotni, nie mający tych najważniejszych cech, jakie pozwoliłyby na przeżycie. Najgorsze było jednak to, co zaznaczył na końcu- marzył, by w jego grupie nie zrodziła się żadna przyjaźń. Zdanie niżej było rozmazane, ale Woo wcale nie chciał go czytać. 

   Był już pewien, że nie będzie mógł nigdy być wobec Hongjoonga szczery. Ten uznałby go za marnego, delikatnego, niegodnego miejsca w jego "załodze". On liczył na ludzi, którzy tak jak on wyrzekną się potrzeby bliskości, czy uznania, dla idei szukania jakiegoś nierealnego raju. A on nie zamierzał funkcjonować jak w wojsku, robić czegoś, bo każe mu dowódca. Dotąd sądził, że mimo wszystko, są przyjaciółmi, tylko nikt nie używa tego słowa, bo nie przechodziło nikomu przez zęby. 

       Toteż, gdy zrobili postój, chłopak nie odezwał się do Kima ani razu. Ignorował jego polecenia, czując jakąś obrazę, choć nikt jej nie wystosunkował bezpośrednio wobec niego. Szarowłosy w końcu przestał prosić, przechodząc do własnych obowiązków. Nie przestawał jednak rozważać o tym, co mogło spowodować takie nastawienie u Junga. Z dnia na dzień było z nim coraz gorzej i jak wcześniej postrzegał to jako chwilowy kryzys, tak teraz naprawdę nie miał pojęcia jak temu zaradzić. Spytał nawet Mingiego, ale ten podobnie jak on nie wiedział co tamtemu dolega. 

- Jesteś dziś wobec niego wyjątkowo pyskaty- San przerwał ciszę, gdy oboje siedzieli na powalonym pniu, a Choi rozkładał po kolei ich cały ekwipunek, zapisując po kolei ile czego mają i czego potrzebują w większych ilościach. Woo opierał się leniwie o jego ramię. Dopiero co zebrał rzeczy niezbędne do rozpalenia ogniska. Pragnął tylko tkwić tak bezczynnie przy jedynej osobie, jaka zdawała się go rozumieć. 

- Zaczyna mnie denerwować to jaki obojętny jest wobec wszystkiego co nie dotyczy wyprawy. Zgrywa najbardziej dojrzałego z nas, a w rzeczywistości nie ma w nim żadnego oparcia. Jedyne co słyszę dzień w dzień, to że mam iść nazbierać drewna, rozpalić ognisko, pomóc przy gotowaniu, czy iść z Mingim szukać jaszczurek. Ani razu nie chciał się dowiedzieć czy wszystko u nas okey, czy sobie radzimy, czy czujemy się dobrze. Mingiemu to nie przeszkadza, lubi go. Ty też chyba nie masz nic przeciwko. Dobrze, że przynajmniej pozwalasz mi się wygadać.- westchnął. 

- Taki ma charakter. Popatrz na to z innej strony. Bez niego już dawno byśmy zginęli.-

- Skąd wiesz? Co takiego robi? Wlecze nas po tej ziemi jak swoje marionetki, a potem wychodzi na to, że dalej tkwimy w środku niczego.-  

- Jest dobrym strategiem. Umie łączyć fakty i zna się na wielu dziedzinach, o których nie mamy pojęcia. Sami może i zdobylibyśmy jedzenie, czy picie, ale nie uchronilibyśmy się przed deszczem, zabłądzilibyśmy gdzieś w pustyni, albo bezmyślnie rozdzielili zasoby. On daje mi poczucie jakiegoś bezpieczeństwa oraz przejmuje większość odpowiedzialności. Nie wyobrażam sobie martwić się tym sam.- 

- Nie jesteś sam. Jestem jeszcze ja. Boli mnie, że nawet gdy po prostu rozmawiamy, to gdyby on dowiedziałby się, że nie dotyczy to naszych zadań, zacząłby się denerwować. Widzę jak krzyczy, byśmy zajęli się czymś pożytecznym, że tu nie ma miejsca na spoufalanie się, kiedy jest tyle do zrobienia.- 

- Czy to się kiedyś wydarzyło?- San uniósł jedną brew.

- Nie, bo nie ma pojęcia o tym jak się czuję. Gdyby wiedział, najpewniej by się mnie pozbył, bym nas nie osłabiał.- westchnął. 

- Głupoty gadasz, Wooyoungie. Jesteś przeuroczy, ale snujesz bezpodstawne teorie. Nie wydaje mi się, że Hongjoonga w ogóle interesowałoby na jakie tematy rozmawiamy.-

- Jest mi po prostu przykro, bo chciałbym kiedyś żyć normalnie. Nie marzy ci się, aby kiedyś się w kimś zakochać, żeby znaleźć swój własny kąt, żeby nie przejmować się czy jest co jeść, co pić?- owinął ręce wokół ramienia wyższego, wzdychając ze smutkiem.

- Podejrzewam, że każdy w pewien sposób o tym marzy. I taki jest nasz cel, by trafić do punktu, w którym będzie to możliwe. Obiecuję ci, że gdzieś takie miejsce istnieje, po prostu los uważa, że jeszcze nie jesteśmy gotowi by tam trafić. Może to jakiś test...- odsunął go delikatnie od siebie, by spojrzeć na jego twarz. Jego ciemne oczy szkliły się niewinnie, odbijając ciepłe barwy zachodu słońca. Wiedział, że ten nie ma już siły, że traci nadzieję i potrzebuje by ktoś ją w nim odnowił. Wiedział, bo to relacja z nim, dawała mu tą samą motywację, której Wooyoungowi brakowało. 

 Przytulił go mocno do siebie. 

Nigdy nikogo nie obejmował. Ze szczątek pamięci potrafił złożyć zamglone wspomnienie matki, która trzymała go na rękach. Tamten gest był dla niego na tyle odległy,że nie wiązał z nim żadnych silnych odczuć. Natomiast mając swojego przyjaciela tak blisko, czuł jakoby złamał jakąś barierę, a tym samym stał się w pełni człowiekiem. 

Nie wiedzieli jednak, że Hongjoong ich obserwował zza pleców, gdyż postanowił wrócić po amunicję. 

Continue Reading

You'll Also Like

831 140 16
A co by było, gdyby Felix i Han przeżyli? Gdyby tamtego, feralnego dnia Han przekonał Felixa do przejścia na "dobrą stronę"? Czyli inna wersja "his...
1.8K 182 8
Hongjoong od zawsze był raczej miłą i uprzejmą osobą i wyglądał na takiego, który uwielbia towarzystwo, jednak nie lubił przebywać w większej grupie...
2.2K 161 24
‼️enemies to lovers‼️ Jay wraz z Jungwonem poznali się w podstawówce. Z okazji tego, że mieli tych samych znajomych postanowili złączyć to wszystko w...
90.8K 5.6K 100
Będą znajdowały się tutaj MeMy z popurnej chińskiej dramy The Untamed ❤️ MeMy, ciekawostki, być może z czasem jakieś suchary, hah Zapraszam ❤️ POCZĄT...