Śmierć Motyla 2 ✔

By BlueOls

17.4K 1.9K 364

"Nie ma już żadnego zarażonego człowieka" mówiły media. "Jesteśmy bezpieczni" zapewniali. Jednak ludzie musie... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Epilog

Rozdział 8

753 91 6
By BlueOls

       Szeroką wiązką światła latarki lustrowała część lasu od strony drogi. Drzewa rzucały cienie na kolejne, będące nieco dalej. Wszyscy wstrzymali oddech i siedzieli nieruchomo. Lily zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, źrenice były wąskie i czerwone; zarówno tęczówki, jak i białka były czarne. Ciemnowłosa znów się rozejrzała, ale tym razem było inaczej. Jej wzrok wyostrzył się, obraz minimalnie, ale wystarczająco rozjaśnił. Teraz była w stanie zobaczyć sowę siedzącą w koronie drzewa. Ptak obrócił głowę w jej stronę i spojrzał na nią złotymi oczami.  Widzenie w ciemności odkryła trzy lata temu, kiedy sprawdzała, na co stać jej zmutowane ciało.
       — I co, widzisz coś? — odezwała się przerażona Olivia.
       Lily pokręciła głową. Jej oczy znów miały piwny kolor.
       — Pewnie jakieś zwierzę przechodziło, sarna albo coś mniejszego. Bez paniki.
       Gdy wypowiedziała ostatnie słowa, trzask powtórzył się kilka razy pod rząd. Zupełnie jakby coś przebiegło krótki dystans tuż obok nich. Lily gwałtownie obróciła się i skierowała strumień światła w stronę drzew.
       — Zostańcie tutaj, najlepiej będzie się nie rozdzielać. Zaraz wrócę.
       Olivia wstała z krzesła i złapała Lily za rękę.
       — Chyba sobie żartujesz, że puścimy cię samą? Coś się taka odważna zrobiłaś?
       — Może po prostu się pozbierajmy do domu, co? — odezwała się Isa, której najmniej podobała się zaistniała sytuacja.
       — Mhm — mruknęła ciemnowłosa. — Dobry pomysł.
       Zanim zawróciła, by pomóc znajomym pakować rzeczy, jeszcze raz spojrzała w miejsce, gdzie wcześniej słyszała przebiegające stworzenie. Cmoknęła i obróciła w stronę ogniska.

       Zgasili ognisko, założyli plecaki i zabrali torby. Każdy miał swoją latarkę. Willy z Dylanem prowadzili, przerażona Isa szła tuż obok Olivii, która nerwowo rozglądała się po lesie. Lily była na końcu i pilnowała całą resztę. Zastanawiała się nad słowami Olivii. Sama nie wiedziała, kiedy nabrała większej odwagi. Nawet po ataku na Instytut, nadal była bojącą się dziewczynką, która wystraszyła się przebranego Willego. A jednak w obliczu niebezpieczeństwa potrafiła zachować zimną krew. Nie dało się zaprzeczyć, że sytuacje sprzed pięciu lat wpłynęły na nią, a teraz nawet nie była zwykłym człowiekiem, była mieszańcem, ale nie jedynym.

       Dojście do samochodów było szybkie i obeszło się bez przeszkód. Żadnych podejrzanych dźwięków, nawet wiatr ustał i nie miotał wysuszonymi patykami i liśćmi. Słyszeli jedynie własne kroki. Lily wsiadła do auta razem z Olivią i odpaliła silnik. Spojrzała jeszcze w stronę koleżanki. Nie wyglądała na spokojną.
       — W porządku? — zapytała.
       Białowłosa kiwnęła jedynie głową i zapięła pasy.

       Droga przez las nie była oświetlona latarniami. Przez to Olivia nieco obawiała się jazdy po ciemku, mimo że światła samochodu oświetlały ulicę. Lily zwolniła, kiedy zobaczyła reakcję dziewczyny na każdy zakręt. Spojrzała w tylne lusterko, by upewnić się, że Dylan jedzie za nią.
       — Uważaj! — krzyknęła Olivia.
       Lily z całej siły nacisnęła pedał hamulca, gdy zobaczyła na środku drogi stojącego człowieka. Sprawnie ominęła mężczyznę i zatrzymała się za nim.
       — Zostań w aucie — rozkazała dziewczynie.
       — Lily!
       Ciemnowłosa wysiadła i zamknęła za sobą drzwi. Zobaczyła nadjeżdżający samochód Dylana, który po chwili się zatrzymał i spojrzała na miejsce, gdzie wcześniej stał mężczyzna, ale teraz nie było tam nikogo.
       — Wszystko gra? — zapytał Dylan, otwierając drzwi. Szybko znalazł się tuż obok dziewczyny. — Dlaczego się zatrzymałaś?
       — Wydawało mi się, że coś zobaczyłam, ale już tego nie ma.
       Zaniepokojona Olivia wysiadła z auta i stanęła przy otwartych drzwiach.
       — Błagam, wracajcie do samochodów, jedźmy już.
       — Już...
       Lily zamilkła, jej oddech przyspieszył. Z przerażeniem w oczach wpatrywała się w coś, co było za białowłosą.
       — O-Olivia podejdź tutaj. Powoli.
       Dziewczyna posłusznie wykonała rozkaz, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Lily pociągnęła ją za rękę i przyciągnęła do Dylana.
       — Zabierz ją do auta — powiedziała.
       — Ale-
       — Zabierz ją do auta — warknęła.
       Dylan więcej nie protestował i wsiadł do swojego pojazdu, nie pozwalając Olivii spojrzeć za siebie. Chciała zapytać „co się dzieje", ale chłopak wciąż ją uciszał. Dopiero kiedy byli już w środku, białowłosa mogła zobaczyć co się stało.

       Lily stała naprzeciw czemuś średniej wielkości, wysokością sięgało jej kolan, może nieco więcej. Stało na czterech łapach i wpatrywało się w dziewczynę. Warczało. Kształtem przypominało psa, ale rozerwany po obu stronach pysk wskazywał na to, że psem nie było. Po ostrych, z pewnością za długich kłów spływała ślina i skapywała na asfalt. Lily przełknęła ślinę. Pierwszy raz widziała coś takiego. Zwierzę wyglądało jak zmutowany pies, ale przecież w Instytucie mówili, że to działa wyłącznie na ludzi. Po oczach można było stwierdzić, że stworzenie było mieszańcem trzeciego stopnia. Światła samochodu oświetlały jego czarną sierść zlepioną krwią. Był ranny. Lily zmarszczyła czoło, a jej oczy zmieniły się. Mieszaniec podkulił ogon i pochylił głowę, urywając niepewnie kontakt wzrokowy. Dziewczyna wyciągnęła do niego rękę, ale kiedy ten zaczął warczeć, cofnęła się.
       — Chce ci pomóc — odparła.
       Nagle zwierzę ugięło się na łapach z osłabienia. Lily w ostatniej chwili pochwyciła je, zanim upadło na ziemię. Położyła jego głowę na swoich udach i chwilę wpatrywała się w pysk mieszańca, który zaczął się regenerować, a kły zmniejszać. Dziewczyna podrapała się po skroni, zastanawiając się, co powinna zrobić. To była szybka decyzja. Wstała z podłogi i wzięła psa na ręce. Podeszła do samochodu i machnęła nogą pod bagażnikiem, który po chwili się otworzył. Ostrożnie ułożyła zwierzę w środku i okryła kocem. Zamknęła drzwi i odwróciła się, by pokazać uniesiony kciuk znajomym, dając tym samym znać, że sytuacja opanowana i mogą ruszać. Chciała tym samym nieco rozluźnić atmosferę.

       Gdy wsiadła do samochodu, Olivia zadzwoniła do niej. Lily krótko wyjaśniła, omijając najważniejsze szczegóły, mówiąc, że to niegroźny pies i się nim zajmie. Z pewnością dostałaby po głowie za nieodpowiedzialne zabieranie zwierzęcia, które może być chore, mieć wściekliznę, ale na szczęście białowłosa była w innym samochodzie i jedynie mogła pogrozić przez słuchawkę.
       — Napisze ci jutro, czy zagryzł mnie na śmierć — odparła Lily i rozłączyła się zanim Olivia zdążyła cokolwiek powiedzieć.

       Rozdzielili się na skrzyżowaniu. Oni pojechali w prawo, Lily w lewo. Gdy dojechała pod swój blok i zaparkowała, doznała olśnienia. W jej bagażniku leżał psi mieszaniec, który naprawdę mógł zrobić jej krzywdę. Warczał na nią, a ona po prostu wzięła go ze sobą, bo był ranny. Położyła głowę na kierownicę i głośno westchnęła. W końcu wysiadła z samochodu i stanęła za nim. Wypchnęła językiem policzek, wpatrując się w szybę. Było ciemno, nie widziała żadnego ruchu, miała nadzieję, że zwierzę nadal jest nieprzytomne. Rozejrzała się po parkingu, czy aby na pewno nikogo nie ma. Po upewnieniu się, że nikt nie zobaczy zmutowanego psa, otworzyła bagażnik. Na jej szczęście, zwierzę dalej leżało w bezruchu. Wzięła je na ręce i z niemałą trudnością zamknęła auto kluczykami. Otwarcie drzwi wejściowych też nie należało do najłatwiejszych, ale po długich zmaganiach, wreszcie dostała się do mieszkania.

       Nie zdjęła nawet butów. Od razu zaniosła stworzenie do łazienki, gdzie zamierzała zająć się jego raną. Podejrzewała, że ta sama się zagoi, ale lepiej było zmyć zaschniętą krew. Dopiero kiedy położyła psa na dywaniku, wróciła przed wyjście i zdjęła buty i płaszcz. Nie spodziewała się, że w tak krótkim czasie zwierzę dojdzie do siebie i teraz będzie stało sztywno na czterech łapach i warczało na stojącą w drzwiach brunetkę. Powoli zaczynała żałować, że wzięła je ze sobą. Przypomniała sobie, jak pies zareagował, gdy ta pokazała swoje oczy i powtórzyła ten ruch. Mieszaniec tym razem zachował się inaczej, nie wystraszył się, tylko napiął wszystkie mięśnie i wpatrując się w dziewczynę, zaczął warczeć głośniej. Lily poczuła się dziwnie, jakby jej organizm słabnął z każdą sekundą. Odnosiła wrażenie, że mieszaniec chciał przejąć nad nią kontrolę. Dziewczyna prawie zsunęła się po futrynie. Zmarszczyła czoło, a jej oczy zabłysły. Tym razem to pies stracił na sile i już jej nie odzyskał. Przygwożdżony do boku wanny, opuścił głowę i zaskomlał. Czując wygraną, Lily nie zawahała się i sięgnęła po ręcznik, który zamoczyła w nalanej do umywalki wodzie. Spokojnie podeszła do zwierzęcia i zaczęła wycierać zakrwawioną sierść. W świetle mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Wyglądał jak czarny owczarek niemiecki, ale z pewnością nie był zwykłym psem.
       — Mogę? — zapytała niepewnie, przysuwając ręcznik do głowy mieszańca. Nie chciała, by ten ją ugryzł, chociaż pytanie o pozwolenie wydawało jej się niedorzeczne. Ku jej zdziwieniu, pies przysunął się do jej dłoni. Będąc nadal czujną, zaczęła myć jego pysk. Kiedy skończyła i wstała, zwierzę zrobiło to samo i wpatrywało się brązowymi ślepiami w dziewczynę.
       — Musisz być głodny... No dobra, chodź.
       Lily poklepała swoje udo płaską ręką, a pies posłusznie zaczął za nią iść. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy brunetka stanęła przy lodówce. Nie miała karmy dla psów, bo nigdy żadnego zwierzęcia nie miała, ale pomyślała, że zwykła szynka konserwowa wystarczy. Sięgnęła po czysty talerz i położyła na nim wszystkie plastry z opakowania. Mieszaniec grzecznie czekał, aż dostanie soczyste mięsko, a po chwili pochłonął je jakby nie jadł od miesięcy. Widząc jego apetyt, Lily otworzyła nową paczkę i już chciała rzucić plastry na talerz, kiedy zwierzę rzuciło się na jej dłoń i zacisnęło szczęki na nadgarstku. Dziewczyna krzyknęła z bólu i wyrwała się spod jego zębów, które rozerwały skórę; z ran sączyła się krew. Czuła, że słabnie i miała mroczki przed oczami. Ból był nie do zniesienia, skuliła się na podłodze, mając wrażenie, że zaraz zemdleje. Ostatkiem sił wydarła z siebie głośny ryk, jej policzki rozerwały się, a zęby powiększyły i zaostrzyły. Czerwona źrenica maksymalnie się zwężyła. Rana minimalnie się zagoiła, przynosząc ulgę. Ciężko oddychając, wstała z podłogi i skierowała się w stronę łazienki. Nawet nie spojrzała na stojącego obok psa, który wyglądał na zdenerwowanego i zdziwionego zarazem. 

       Brunetka włożyła rękę pod bieżącą wodę i zmyła krew. Pierwszy raz od bardzo dawna musiała użyć maści na rany. Następnie owinęła dłoń bandażem i oparła się na umywalce. Spojrzała na opatrzony nadgarstek i westchnęła. Pewnie gdyby nie mieszkała z matką, nie miałaby przy sobie żadnych lekarstw, bo po zostaniu mieszańcem, nigdy więcej już ich nie potrzebowała. Wróciła do kuchni i spojrzała na psa czerwonymi źrenicami.
       — Nie gryzie się ręki, która daje jeść — odparła. 

Continue Reading

You'll Also Like

23.3K 1.2K 24
Wystarczy jedno zdarzenie. Wystarczy jedno spotkanie. Wystarczy jedno spojrzenia. Historia zawsze nie toczy się tak jak my chcemy, jak my tego pragni...
348 82 10
Mieszkańcom czterech księstw przyszło żyć w trudnych czasach. Kontynent był rozrywany przez wojnę, którą ludzie toczyli ze smokami. Przez dwadzieścia...
6.6K 310 50
Jak w tytule :) Oto druga książka "50 twarzy..." na moim profilu, gdzie próbuję być zabawna. Życzę miłej zabawy podczas czytania!
120K 7.7K 55
Minęły dwa lata odkąd Luke wyjechał z Mission Beach. Teraz Sharon skończyła szkołę i przeprowadza się do Sydney gdzie jest Luke. Jednak nie może być...