Po drugiej stronie

By OnePunchmann

1.8K 232 347

Elin jest niespełna osiemnastoletnią mieszkanką enigmatycznego ośrodka. Nie zna zewnętrznego świata, a całe ż... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Epilog
Podziękowania i koniec

Rozdział II

171 19 73
By OnePunchmann


Siedziała na łóżku i przygryzała pęd rabarbaru, który wyniosła z kolacji. Na początku jej nie smakował, ale z każdym gryzem coraz bardziej przekonywała się do charakterystycznego smaku. Co więcej skubanie zielonej łodygi zabijało u niej nudę związaną z oczekiwaniem. Wiedziała, że niebawem wszystkie światła powinny zgasnąć i właśnie na to czekała.  Wtedy to miała wymknąć się z pokoju i udać do izby Luciana. Nie powinno stanowić to większego problemu. Jego pokój znajdował się niedaleko i w dalszym ciągu należał jeszcze do zewnętrznego korytarza, gdzie mało kto się pojawiał.  Elin nie chciała jednak wzbudzać sobą zbytniego zainteresowania. Zabraniano bowiem spędzania czasu wspólnie w pokoju dwóm osobom naraz, nie mówiąc już nawet, aby robić to w nocy.

Szansa, że kogoś spotka, gdy lampy zgasną, wydawała jej się niedorzecznie mała. Tak więc czekała i myślała, co za niespodziankę przygotował dla niej Lucian. Gdy mówił jej, aby do niego wpadła, brzmiał bardzo tajemniczo. Szczerze mówiąc Elin nieco się niepokoiła, czego bowiem mógł chcieć od niej w nocy w ciasnym pokoju? Przychodziła jej do głowy tylko jedna myśl, ale szybko wyrzuciła ją z głowy. Wiedziała, że Lucian wcześniej by jej o tym powiedział, zresztą nigdy nawet nie rozmawiali o kochaniu.

Skarciła siebie za te myśli i z zawstydzeniem zobaczyła wypieki na policzkach. Mogłam całkiem zbić to lustro, pomyślała i odwróciła od niego wzrok. Rozczesała dłonią swoje włosy i przemyła twarz lodowatą wodą. Zakręciła kran, powodując skrzypienie zardzewiałej gałki. Przeszły ją ciarki, ale nie od dźwięku, lecz od zaciekawienia i euforii. Wciąż myślała o oknie, przez które zobaczyła świat. Przyłapywała się na tym, że wmawia sobie, jakoby był to sen i złudzenie, ale przecież dobrze wiedziała, jaka jest prawda. A prawda była wyjątkowo piękna, zewnętrzny świat istniał naprawdę. Wciąż zastanawiała się, dlaczego nie może mieć do niego dostępu i nikt też nie może. Nie widziała tam krwiożerczych potworów i dzikich bestii, a jedynie puszyste stworzonka. Pszczoły jak mniemała po lekcjach z zewnętrznego świata. Czasami na kolacje dostawali trochę miodu. Nie mogła uwierzyć, jak te owady mogłyby go robić, ale wierzyła. Teraz nie wątpiła już w nic oprócz rytuału przejścia.

Przecież nie mogła mieć pewności, że na pewno w drugim sektorze będą mogli wychodzić na zewnątrz. Może też będą zamknięci podobnie jak nieletni. W końcu skoro dorośli mogliby wychodzić, to dlaczego dzieci nie?

Uderzyła się w twarz.

— Przestań tyle myśleć Elin, po prostu przestań! Niebawem wszystkiego się dowiesz — szepnęła do siebie i wstała, gdyż smuga światła wpadająca przez szparę od drzwi zniknęła. Nadszedł czas. Zerknęła jeszcze przez dziurkę od klucza i niezwykle delikatnie nacisnęła na klamkę, która o dziwo nie zaskrzypiała. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym klikiem, a dziewczyna wychynęła na spowity w mroku korytarz.

Nie panowała tutaj całkowita ciemność, gdyż podłużne lampy paliły się jeszcze agonalnym światłem. Jednak i tak nie widziała niczego oprócz swoich rąk i ścian po obu stronach. Dotykając zimnego betonu ruszyła przed siebie niemal po omacku. Liczyła każde drzwi, aby nie wejść przypadkiem do złego pokoju. W pamięci miała informację, które z kolei wejście powinno być Luciana. Wszystkie odrzwia wyglądały niestety tak samo. Stalowe, zimne, w ciemnym, szaroniebieskim odcieniu.

— Jeden, dwa, trzy... — Liczyła szeptem, skupiając całą siłę woli, aby się nie pomylić. — Osiem, dziewięć...

Zdawało jej się, że trwa to w nieskończoność. Co więcej wciąż obawiała się, że jakaś z nauczycielek akurat będzie tędy przechodzić. Nic jednak jej nie przeszkodziło i przystanęła pod drzwiami z wyliczonym numerkiem osiemnaście. Poszurała o nie swoimi paznokciami, czekając na odzew. Tak bowiem ustalili wcześniej, aby mieć pewność, że Elin trafi pod dobre drzwi.

Może po niecałych dwóch sekundach usłyszała ciche stukanie, odpowiedź Luciana, który zaraz po swoim sygnale otworzył ostrożnie i wpuścił Elin do środka.

— Już myślałem, że nie przyjdziesz — powiedział szeptem, domykając wejście.

— Ale jestem — odpowiedziała mu Elin. Dobrze wiedziała, że właśnie takimi słowami przywita ją ten chłopak. Po dwóch latach znajomości robił się przewidywalny. — Przebyłam jakieś sto metrów ciemnymi korytarzami, wysiliłbyś się na kreatywniejsze powitanie.

— Ależ księżniczko, witaj w moich skromnych progach! Czyż twój pokój nie wygląda identycznie?

Elin rozejrzała się, a Lucian podkręcił moc żarówki, aby chociaż trochę lepiej widziała szczegóły,  jednak nadal dostrzegała tylko niewyraźne kształty.

— U mnie jest chyba większy porządek — stwierdziła

— Jasne, w końcu nikt cię nie odwiedza.

— Bardzo śmieszne — fuknęła. — Jestem pierwszą osobą, która do ciebie przyszła?

— Zgadza się. Napijesz się czegoś? Może winko? Mam też wspaniały kozi ser, ukradłem z obiadu z tydzień temu. Trzeba to oblać.

— Co trzeba oblać? Naprawdę masz tu wino?

— No możemy sobie je wyobrazić, dobra? To dosyć proste, patrz. — Lucian podszedł do kranu i nalał wody do dwóch niezbyt czystych kubków, po czym wychylił zawartość swojego i wypił w przerażającym tempie. — Ahh, jakie pyszne, wyczuwam nuty winogron.

— Tak, gdyby to było wino, nawet bym ci uwierzyła. — Elin pokręciła głową z lekkim zażenowaniem. — Możesz powiedzieć, dlaczego mnie tu ściągnąłeś? No i czemu tylko mnie, bez Lizy?

— Elin, jesteś taka niecierpliwa. Usiądź. — Lucian wskazał swoje łóżko, gdzie materac był w jeszcze gorszym stanie niż ten na łóżku Elin. Oboje usiedli, a on objął ją ramieniem. — Czyż nie mogliśmy robić tak wcześniej? Przychodzić do siebie, nucić, a nawet śpiewać piosenki, opowiadać różne historie?

Elin zsunęła jego dłoń ze swojego barku.

— Po to ryzykowałam, aby się z tobą pobujać na łóżku? Jesteś niemożliwy... ale to miłe. — stwierdziła Elin i sama założyła mu rękę na ramię. To śpiewaj w takim razie.

— Na to czekałem, mam nawet coś swojego.

— Mhm, więc chciałeś mi się pochwalić?

— Słuchaj

Gdy przyjdzie czas, wyjdziemy stąd, na pewno

A ty, pocałuj mnie, królewno

— Jesteś absolutnie niemożliwy — Elin wybuchła śmiechem i nie zastanawiając się cmoknęła go w policzek.

— Uuu, pocałunek miał być dopiero, jak wyjdziemy.

— Nie wiem, czy wówczas byś się doczekał.

— Dobra, wstań — polecił Lucian nieco poważniejszym tonem.

— Stało się coś? — Elin zmierzyła go wzrokiem i od razu przyszło jej do głowy, o co może chodzić. Lucian nie był gotowy na pocałunek, a ona zrobiła to tak nagle. Być może tylko zgrywał takiego pewnego siebie, a w głębi serca był bardzo wrażliwy i nieśmiały. Ale swoją drogą był to tylko niewinny buziak w policzek. — Przepraszam cię, może nie powinnam.

— Elin, o czym ty mówisz. Powinnaś jak najbardziej i musisz mnie całować znacznie częściej. No a gdy zobaczysz niespodziankę, to na to właśnie liczę. — Lucian przesunął z trudem swoje łóżko, starając się nie robić zbytniego hałasu.

— Możesz mi wytłumaczyć, co ty robisz?

Chłopak spojrzał na nią całkiem poważnie i potarł spocone czoło.

— No przesuwam łóżko, czego nie rozumiesz?

— Nieważne.

— Dobra odsuń się, jeszcze trochę, o tak.

Pociągnął swoje legowisko jeszcze mocniej, tak że mógł bez problemu wskoczyć między nie, a ścianę, do której wcześniej łóżko było przysunięte. Elin spoglądała z zaciekawieniem i obawą, że jej przyjacielowi coś stało się w głowę. Może przeżywał zbytni stres przez zbliżający się rytuał przeniesienia? Wyglądał komicznie, gdy przykucnął w kącie ściany, coś przy niej majstrując.

— Patrz, Elin — odezwał się wreszcie i pokazał na ścianę, odsuwając od niej gruby kawałek tektury. — Dwa lata zarywanych nocy, ale udało się i dogrzebałem się do zewnętrznego świata. Całe szczęście, uff, kilka dni przed rytuałem. A już traciłem nadzieję.

Elin nachyliła się nad łóżkiem i poczuła chłodne powietrze, owiewające jej stopy, a potem dostrzegła dziurę w ścianie, zaraz przy podłodze.

— Czy można nią stąd wyjść? — zapytała trzęsącym się głosem i usiadła na łóżku. Spoglądała w miejsce, gdzie widniał otwór, jak zahipnotyzowana. To była najpiękniejsza dziura, jaką w życiu widziała.

— Można, a ja już raz to zrobiłem. Jeśli ja się zmieściłem, to ty też na pewno się zmieścisz.

— Wyjdziemy? — zapytała natychmiast Elin, nawet się nie zastanawiając. Jej ciało trzęsło się jak osika, a sama nie mogła pohamować tego dziwacznego odruchu. Lucian złapał ją za dłoń, aby trochę się uspokoiła.

— Nie bój się, to nic takiego. I tak, wyjdziemy, w końcu po to cię tutaj ściągnąłem. Chcesz to zrobić, prawda?

— Tak, Lucian, kocham cię!

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie, ale też mi się podoba. Idziesz pierwsza, czy wolisz za mną?

— Idź pierwszy.

Lucian włożył głowę w otwór a zaraz potem zaczął się z trudem przeciskać. Najgorzej było z jego ramionami, które stanowiły najszerszą część ciała.

— Popchnij mnie, bo utknąłem!

— Nie wygłupiaj się, dobra?

— Żartowałem, ręce precz od mojego tyłka.

Elin westchnęła przeciągle i wcisnęła głowę w niewielki otwór. Zaraz potem cała znalazła się w wąskim, tunelu. Zdecydowanie łatwiej było jej się przecisnąć. Musiała nawet czekać przez moment, aż Lucian zdoła wyjść z drugiej strony. Nie minęła nawet chwila, a ona sama też wychyliła głowę w świecie, w którego istnienie do niedawna wątpiła.

Jej twarz owiał chłodny wiaterek i musnęła zielona trawka. Uśmiechnęła się szeroko, wciągając powietrze, które nie pachniało kurzem, stalą i betonem, pachniało wszystkim, co było dla niej obce. Odwróciła się i zerknęła z powrotem do tunelu, który miał może trzy metry długości.

— Ten świat był ciągle tak blisko — szepnęła i poczuła Luciana, który łapie ją pod pachy i pomaga wstać. Przytulił ją tak mocno, że straciła dech, ale teraz mogła umierać, a śmierć przez uduszenie w tym świecie jawiła jej się jako coś niesamowitego. — Kocham cię, Lucian! — krzyknęła resztką powietrza, a on przytkał jej usta.

— Ciszej, musimy się stąd oddalić, pokażę ci coś. Pamiętaj, że dorośli mogą się nam napatoczyć. Nie powinni chodzić tutaj o zmroku, ale czart ich wie. Nie chcę dostać kulki i umrzeć, gdy ten świat czeka na mnie otworem, a jest nieskończony.

— Nieskończony — powtórzyła za nim Elin, ale samo brzmienie słowa nijak nie pomagało jej sobie tego wyobrazić. — Jakie to jest mięciutkie. — Pochyliła się i dotknęła dłońmi wilgotnej ziemi. Nabrała jej trochę w palce i powąchała, brudząc sobie nos. Lucian zachichotał i chwycił ją za rękę, ciągnąc przed siebie.

— Masz całą noc, aby się nacieszyć, spokojnie. Musimy się jednak oddalić na bezpieczną odległość.

Elin kiwnęła głową i spoważniała, choć jej wzrok nie mógł przestać biegać po wszystkich szczegółach.

Drzewo, kamień, pagórek, kreci kopiec, KSIĘŻYC!

— Patrz na sufit, patrz na sufit! — zaczęła powtarzać trochę zbyt głośno, a przy tym wyciągała rękę do góry, jakby chciała złapać ten niesamowity obiekt. — Jaki piękny, jaki on jest przepiękny.

— Wiem, Elin — przytaknął Lucian i obrócił się, spoglądając na ogromny budynek za nimi, wyglądający jak zbiór gigantycznych, stalowych krecich kopców. Budynek, który od zawsze stanowił ich dom, a raczej więzienie. — Musimy wejść na ten pagórek, a potem za nim już będziemy bezpieczni i niemożliwi do zobaczenia z sektora.

Elin skinęła głową i potruchtała razem z Lucianem. Potknęła się, ale szybko wstała, wtłaczając w swoje nozdrza jeszcze więcej wszelkiego rodzaju zapachów.

Po kilku minutach znaleźli się na wspomnianym przez Luciana pagórku. Przystanęli, spoglądając na swoje rozpromienione twarze, skąpane w srebrnym blasku księżyca. Ciemne oczy Luciana zdawały się takie szczęśliwe, a ona wiedziała, że to jej  uradowany uśmiech tak działa na chłopaka.

— Chyba należy mi się buziak, co? - zapytał zadziornie po krótkiej chwili, gdy ich uścisk osłabł.

Elin potrząsnęła głową z niedowierzaniem.

— Jesteśmy po drugiej stronie, a ty chcesz buziaka? Możemy tu robić inne dużo ciekawsze rzeczy.

— No na przykład jakie? — Zainteresował się Lucian.

— Możemy spoglądać w sufit — stwierdziła Elin i położyła się na szczycie pagórka, wlepiając wzrok w gwiazdy i Księżyc.

— Wstawaj, nie wygłupiaj się, znam fajne miejsce, gdzie możemy popatrzeć w niebo.

— Tak w niebo — poprawiła się, przypominając sobie lekcje. Poczuła, jak Lucian schyla się i ciągnie ją w górę za rękę. Postanowiła się z nim nie szarpać, tylko zdać się na jego wiedzę. W końcu, jak powiedział, już raz tutaj był. — To co robimy?

— Idziemy do osób, którym udało się uciec rok temu.

Elin zakryła usta dłonią.

— Uciekli i żyli tutaj przez cały rok?

— Dokładnie

Lucian ruszył pierwszy w tą samą stronę, w którą dotychczas już zmierzali. Zeszli z pagórka, a potem weszli na kolejny, a następnie w las. Elin podbiegła do pierwszego napotkanego drzewa i dotknęła jego kory.

— Gdzie są wszystkie zwierzęta, o których nam opowiadano?

— Jest noc, wiele z nich po prostu teraz się chowa, ale wychodzi, jak tylko pojawi się słońce. Mimo to, nawet w nocy można znaleźć jakieś zwierzątko, patrz tutaj. — Lucian schylił się i podniósł z ziemi małego czarnego żuczka.

— Co to? Jaki słodki. — Elin przygryzła wargę. — Czy jest niebezpieczny?

— Jedyne, czego pragnie, to krwi i mordu — zaśmiał się Lucian. — Nie wiem, co to jest, ale czy to ważne? No właśnie, nie. Najważniejsze jest to, że po prostu tu jest.

— Masz rację. — Elin zbliżyła się do Luciana i położyła mu głowę na ramieniu. — Tutaj jest tak pięknie, nadal nie wierzę, że to wszystko naprawdę istnieje.

— Prawda? Chodź, musisz zobaczyć tych, którzy uciekli. — Lucian znów chwycił ją za rękę i pociągnął dalej.

Las nie był zbyt rozległy, choć dla Elin stanowił coś nieskończonego, a przynajmniej tak wcześniej postrzegała nieskończoność. Teraz dowiedziała się, że jest ona znacznie większa, a las jest tylko jej malutką częścią. Gdy wyszli z zielonego zagajnika, Elin zobaczyła złote pole pszenicy, a za nim dolinę z której pięło się migoczące, ciepłe światło.

— To takie piękne — rzekła zaintrygowana i znów dostała drgawek spowodowanych potężnymi emocjami.

— Jesteśmy blisko — oznajmił Lucian i zaczął delikatnie przebijać się przez pole pszenicy. Elin weszła za nim i kichnęła, gdy unoszący się ze zboża pył, wdarł się w jej nozdrza. Wysokie kłosy muskały jej ciało i powodowały łaskotki. Czuła nieopisaną przyjemność i przez chwilę żałowała, że nie jest tutaj nago. Chciała łapać te chwile całym swoim ciałem i miała nadzieję, że to nie jedyna noc, jaką spędzi w tym świecie

Szła z niemal pionowo podniesioną głową, wpatrując się w migoczące gwiazdy. Po chwili przymknęła powieki i po prostu się rozpłakała. Jej ciałem targały nieopisane emocje, a słone łzy, które poczuła wkrótce na języku, stanowiły najpiękniejszy dowód na to, że to wszystko jest prawdziwe. Rozłożyła ręce jak ptak i sunęła nimi po końcówkach kłosów. Jej usta wykrzywiły się w najpiękniejszym możliwym grymasie. Cieszyła się, że Lucian idzie przodem, nie patrząc na nią, bo mógłby pomyśleć, że postradała zmysły.

Złote pole kończyło się dosyć stromą skarpą, z której rozpościerał się widok na osobliwe obozowisko. Lucian zatrzymał ją, wyciągając dłoń, aby nie spadła.

— Dzięki, nie widziałam tego uskoku.

— Ta, może to przez zamknięte oczy?

Elin uśmiechnęła się i wychyliła jeszcze mocniej, chcąc przyjrzeć się wszystkim namiotom. Wyglądały jak rozrzucone po ziemi potargane lampiony. Każdy odbijał od siebie płonące na pomarańczowo ogniska. Dokoła jednego z nich tańczyło kilka osób, a nad kolejnym grillowała się upolowana sarna, której kapiący tłuszcz skwierczał przepysznie i podsycał złaknione, ogniste jęzory.

— Uważaj, jak będziesz schodzić — ostrzegł Lucian i sam zaczął zjeżdżać na dół, trąc tyłkiem o suchą ziemię.

Elin poszła w jego ślady. Ostrożnie zaparła się nogami i usiadła na stromej skarpie. Zaczęła powoli zjeżdżać, ale straciła oparcie i runęła w dół, robiąc bolesne fikołki. Świat zawirował, lecz ona każde dotkliwe zderzenie z ziemią przyjmowała z uśmiechem, aż w końcu wylądowała na samym dole. Lucian doskoczył do niej chwilę później, a sądząc po jego ubrudzonym w ziemi ubraniu, też musiał spaść, chcąc ją ratować.

— Nic ci nie jest — zapytał pośpiesznie z wymalowanym przejęciem na twarzy.

Elin wypluła piach, który jakimś cudem znalazł się w jej ustach.

— To był najpiękniejszy upadek w moim życiu.

Lucian pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.

Elin wstała, lekko się przy tym chwiejąc i zobaczyła spoglądających na nią mężczyzn. Ich gładkie torsy były nagie, a jedynym ubraniem jakie założyli, były postrzępione krótkie spodnie, zrobione prawdopodobnie ze skóry upolowanych zwierząt. Zdjęli łuki z ramion i wycelowali w Elin i Luciana.

— Nie ruszajcie się — polecili

Elin spojrzała na Luciana, a ten wzruszył ramionami.

















Continue Reading

You'll Also Like

29.1M 921K 49
[BOOK ONE] [Completed] [Voted #1 Best Action Story in the 2019 Fiction Awards] Liam Luciano is one of the most feared men in all the world. At the yo...
55.3M 1.8M 66
Henley agrees to pretend to date millionaire Bennett Calloway for a fee, falling in love as she wonders - how is he involved in her brother's false c...
11.7M 302K 23
Alexander Vintalli is one of the most ruthless mafias of America. His name is feared all over America. The way people fear him and the way he has his...
10.1M 506K 199
In the future, everyone who's bitten by a zombie turns into one... until Diane doesn't. Seven days later, she's facing consequences she never imagine...