Epilog

41 7 8
                                    


Bazyli zwinnie zszedł ze skalnej półki i podszedł nieśpiesznie do Luciana. Lucian niemal szeptem przywitał się ze swoim przyjacielem, tak aby nie usłyszała go Elin.

- Nie znamy się - wyszeptał, na co Bazyli z dezaprobatą pokręcił głową. Zdjął czarny kaptur, pozwalając, by górski wiatr rozwiał jego złote włosy. Lucian miał do niego tysiące pytań, lecz nie miał teraz czasu, aby je zadać. Słyszał bowiem za sobą cichutkie kroki Elin i poruszane przez jej stopy kamyczki.

- Kto to? - zapytała, stając kilka metrów za nim. Podejrzewał, że się bała. Albo przynajmniej czuła niepokój.

- Bazyli - przedstawił się chłopak w złotych włosach i wystąpił do przodu, trącając ramieniem Luciana.

Elin spojrzała na niego podejrzliwie. Lucian postanowił wskoczyć między nich.

- To mój, eee - zaczął, lecz nie wiedział, co dalej powinien powiedzieć.

- Jestem jego kolegą z sektora - dopowiedział natychmiast Bazyli i ukłonił się Elin niemal do samych kolan. Jego włócznia przewieszona przez plecy mimowolnie śmignęła tępym końcem, prawie wybijając Lucianowi oko. Odskoczył niezgrabnie.

Elin popatrzyła na obu pytająco.

- Nie znam cię - podsumowała i wzruszyła ramionami.

Bazyli westchnął.

- Jestem synem prezydenta Kazmira Rimzaka - wytłumaczył Bazyli. - No wiesz, widziałaś go zawsze na uroczystościach przeniesienia, to właśnie...

- Doskonale wiem, kim on jest - przerwała mu.

- No więc ja też postanowiłem stamtąd uciec. - Bazyli wykonał jakieś dziwaczne ruchy ręką, jakby malował obraz. Lucian wiedział, że się popisuje.

- Nie widziałam cię nigdy wcześniej.

- Och, oczywiście. Nie zwracałaś na mnie uwagi. Jako syn prezydenta Rimzaka bardzo rzadko bywałem w waszym sektorze. Tylko czasami, z czystej ciekawości. Wtedy poznałem Luciana i... no trochę się zakolegowaliśmy.

Całkiem dobra historia, myślał Lucian, słuchając ich wymiany zdań, ale miej litość i nie brnij w to dalej, bo narobisz mi problemów.

- Przyjaźniłeś się z synem prezydenta i nic mi nie powiedziałeś? - zapytała nagle stanowczo Elin. Lucian widział w jej oczach złość.

- Nie przyjaźniliśmy się - zaprzeczył szybko. - Widziałem go raz czy dwa.

Elin fuknęła i zadarła podbródek. To był znak, że jest zła, ale Lucian uważał to za coś niezwykle słodkiego.

- Dlaczego postanowiłeś uciec? - zapytała znowu, a Lucian modlił się, aby to było ostatnie pytanie. Nikt nie wiedział, co będzie w stanie wymyślić Bazyli.

- Nudziło mi się. - Bazyli wzruszył ramionami. - Wiem, to nie brzmi zbyt poważnie. Zresztą moja ucieczka, to bardziej wycieczka. Chcę poznać trochę więcej tego świata. Ojciec jest pewnie zły, ale mam go w nosie.

- Nie lubisz go?

- Nienawidzę. To kawał drania.

- W takim razie mogę cię tolerować i nie zabiję - oznajmiła Elin i spojrzała dookoła, aby rozejrzeć się po otoczeniu. Chciała się napawać tym widokiem, zanim sama zejdzie z góry.

Bazyli zmarszczył nos i czoło, a jego usta wykrzywiały się, próbując zakryć uśmieszek.

- Lubię cię, Elin. Nie dziwi mnie już, że Lucian za tobą szaleje.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now