Rozdział XV

28 7 2
                                    


Elin drżącymi rękami podniosła luźno leżące serce Wiryga. Krwisty organ był wielkości sporego głazu i ważył wcale nie mniej. Z trudem próbowała go utrzymać w dłoniach, ale po przejściu kilku kroków poczuła ból w kręgosłupie, a serce wyślizgnęło się i uderzyło z chlupotem w ziemię. 

Jaszczurkowate istoty spojrzały na nią obojętnie, a potem zaczęły pożerać resztę Wiryga wraz ze swoim zabitym współplemieńcem. Elin odwróciła wzrok i podbiegła do Luciana, który leżał kilka metrów dalej w wysokiej trawie. 

Był nieprzytomny, ale oddychał chrapliwie. Prawą rękę wykręconą miał pod dziwacznym kątem, a z łokcia wystawała kość przełamana jak suchy patyczek. Elin rozpłakała się i wtedy chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się niewyraźnie.

— Żyję, nic mi nie jest — wystękał i jakby natychmiast opadł z sił. Rzuciła się na niego delikatnie i otoczyła w uścisku jego szyję. 

— Zabierzemy go stąd — zapewnił jeden z bliźniaków, który dopiero teraz się zbliżył. — Zrobimy nosze i zaniesiemy go do plemienia. Postaram się też stworzyć coś, co pomoże przenieść nam serce. 

Elin skinęła głową i wtuliła twarz w pierś Luciana. Słyszała rozrywane przez jaszczurko-ludzi mięso Wiryga. Krew chlapała na wszystkie strony, a bestie, które ich uratowały, skrzeczały dziwacznie pełne smutku, ale też radości z uczty.

Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła na piersi Luciana.

Została obudzona niewiele później przez bliźniaków, którzy wyglądali, jakby było im wstyd, że ją szturchają. Jeden z nich odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że się na nich nie gniewa. Jakże by śmiała.

— Zrobiliśmy nosze — powiedział drugi z chłopaków po krótkiej chwili ciszy. Musiał czekać, aż Elin się widocznie rozbudzi.

— Dziękuję i... przepraszam.

— Odpoczęłaś, teraz będziesz silniejsza. Musimy się śpieszyć, trucizna niebawem zacznie działać, zresztą już czuję jej działanie. 

Dopiero słysząc te słowa Elin zauważyła, jak bardzo boli ją głowa i chce się wymiotować. Zakryła usta ręką i zaczęła drżeć.

— Wszystko będzie dobrze — zapewnił bliźniak stojący nieco z tyłu.

Wstała i spojrzała na związane lianami i grubą trawą patyki. Nosze wyglądały solidnie i sprawiały wrażenie miękkich i wygodnych. Dostrzegła też mniejsze, prawdopodobnie mające ułatwić transport serca. 

— Musimy znaleźć Nitrę — stwierdził chłopak i podparł ręką w biodrze, drugą drapiąc się po twarzy. — Dwie osoby muszą nieść Luciana, a kolejne dwie serce.

Elin skinęła, od czego zakręciło się jej w głowie i poczuła większe nudności.

Las zdawał się milczeć, a na polanie nie pozostało nic oprócz kości Wiryga i serca leżącego nieopodal. Nadal biło delikatnie. Jak to możliwe?

Bliźniacy unieruchomili patykiem złamaną rękę Luciana, a potem delikatnie położyli go na noszach. Cały czas pozostawał nieprzytomny, ale Elin słyszała, że oddycha. To było najważniejsze. Schowała do kieszeni jego nóż, a swoją włócznię zawiesiła na plecach. Spojrzała na serce Wiryga, którego powierzchnia falowała jak niespokojne morze.

Sięgnęła po kawałek splątanych lian, które miały służyć za rzecz ułatwiającą niesienie. Podeszła do krwistego organu, chwiejąc się nieznacznie. Położyła na ziemi skonstruowaną przez bliźniaków matę, po czym wepchnęła na nią serce. Złapała za cztery uchwyty z poskręcanych korzeni i z trudem podniosła ciężkie zawiniątko. Przerzuciła je ze stęknięciem na plecy i poczuła jak krew z serca spływa po jej plecach. Wzdrygnęła się. 

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now