Po drugiej stronie

By OnePunchmann

1.8K 232 347

Elin jest niespełna osiemnastoletnią mieszkanką enigmatycznego ośrodka. Nie zna zewnętrznego świata, a całe ż... More

Prolog
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Epilog
Podziękowania i koniec

Rozdział I

225 23 65
By OnePunchmann


Elin leżała na twardym materacu, wpatrzona w popękany, jak wszystko tutaj, sufit. Okrągła lampa bujała się nad jej głową i migała uparcie, powodując ból oczu. Elin obróciła się na bok, nie chcąc męczyć wzroku psującą się żarówką.

Miała jeszcze chwilę do kolacji, więc odpoczywała i myślała o tym, co miało niebawem nadejść. Co prawda do osiemnastych urodzin zostało jej jeszcze prawie pół roku, ale uroczystość przejścia do drugiego sektora miała zostać zorganizowana już za trzy dni i cały jej rocznik musiał wziąć w niej udział.

Tak naprawdę wszyscy żyli tutaj i czekali właśnie na ten moment, na tenże enigmatyczny obrządek, kiedy to staną się wreszcie pełnoprawnymi obywatelami. Ona chyba nie chciała, lecz sama nawet dokładnie nie wiedziała. Pamiętała zamieszki, do jakich doszło rok temu. Nawet zapisano to wydarzenie w księdze historii jako najbardziej krwawy bunt.

Siedziała wówczas w sali jadalnej. Rocznik, który miał dostąpić zaszczytu przeniesienia, ubrany był na czarno i stał zaraz przed podwyższeniem, które zajmowali ważni dorośli, tacy jak nauczyciele, generałowie czy urzędnicy. Widziała na własne oczy, jak połowa osób z tego rocznika wyłamuje się z szeregu, chwyta za noże, które miały przecież służyć jedynie do jedzenia, a potem rzuca się na jednego z nauczycieli. Nigdy nie lubiła tego człowieka, ale widok, jak pada martwy na szarą posadzkę z wieloma kutymi ranami, śnił jej się w nocy aż do teraz.

Zaraz potem zareagowało wojsko w czarnych, wypolerowanych zbrojach i karabinach przewieszonych przez ramię. Buntownicy rozpryśli się po budynku. Gdy po wszystkim Elin wracała korytarzami, widziała plamy krwi i martwych o rok starszych kolegów. Nikt nie wiedział, co się stało z resztą rocznika. Nie wiedzieli, czy komuś udało się stąd uciec, czy może wszyscy zostali zabici, a może jednak pod naciskiem dołączyli do drugiego sektora.

To był jeden z nielicznych razy, kiedy Elin widziała ludzi z drugiej strefy, a raczej wojsko, bo nim się stawali pełnoletni. Zastanawiała się, czy któryś z tych ludzi, to jej rodzice. Od zawsze pamiętała jedynie to miejsce, nie rodziców, a kontakt z dorosłymi ludźmi z drugiego sektora był niemożliwy, bowiem młodociani byli od nich odizolowani. Nie wiedzieli, co się tam dzieje i jak wygląda tamtejsze życie. Mieli jedynie wiedzę, że niemal wszyscy stają się żołnierzami.

Tak naprawdę jedynymi dorosłymi, z którymi Elin miała kontakt, to nieliczni nauczyciele, głównie historii i zajęć ze sprawności fizycznej oraz pewien pulchny człowiek, który czasem zjawiał się na ich kolacjach lub śniadaniach, aby zakomunikować różne ważne zdarzenia, czy podzielić się informacjami, przez które młodociani mogli poczuć się ważni.

Często tenże człowiek opisywał im świat drugiego sektora oraz to, co ich czeka, gdy osiągną pełnoletność. Czasami też opowiadał o świecie znajdującym się po drugiej stronie, na zewnątrz szarych i zimnych ścian. Lubiła go słuchać, to było ciekawe i takie... magiczne. Nie mogła sobie wyobrazić tego, co ów człowiek opowiada o tamtym miejscu. O świecie, który nie posiada sufitu i jest nieskończony ani z lewej, ani z prawej, ani z żadnej innej strony.

Szczerze mówiąc Elin nie bardzo mu wierzyła, choć nieliczne ilustracje w książkach przedstawiały rzeczywiście świat podobny do tych z jego opowieści. Kiedyś wyrwała kartkę z jednej encyklopedii, gdzie widniał obrazek zielonej, postrzępionej podłogi zwanej przez nauczycielkę trawą, a dalej stało drzewo, które składało się z drewna i czegoś na wzór właśnie trawy

— Z liści — szepnęła Elin, chcąc namacalnie usłyszeć tę nazwę. Wyciągnęła pomiętą kartkę spod poduszki i spojrzała na wspomnianą ilustrację. Chciałaby tam kiedyś stanąć, a żeby to zrobić, musiała dołączyć do dorosłych. Do miejsca za ścianą, gdzie musieli być jej rodzice. Nie wiedziała, czy ich pozna, wszak zupełnie nie pamiętała tych ludzi. W głębi serca marzyła o tym, aby zobaczyć mamę i tatę, ale tak naprawdę czuła, że to musieli być źli ludzie. Wszak kto pozwoliłby na oddzielenie od siebie małego dziecka. Chyba że odbierano je siłą? Nie wiedziała tego.

Spojrzała na zakurzony zegar i wstała powoli, przeczesując poplątane włosy. Westchnęła i rozprostowała mięśnie, które bolały ją po dzisiejszym treningu. Miała już serdecznie dość aktywności fizycznej i nauczycielki, która ciągle powtarzała, że muszą być sprawni, aby dołączyć do dorosłych. Ta, żebyśmy mieli jeszcze jakieś wyjście, myślała. Dobrze wiedziała, że nawet niedołężni zostają przenoszeni... albo zabijani. Tego też nie wiedziała.

Wstała i naciągnęła na siebie szary, jak całe to miejsce, sweter. Spojrzała jeszcze w pęknięte lustro i poprawiła swoje szatynowe włosy. Chciała wyglądać chociaż trochę ładnie, choć po dzisiejszych sparingach, niewiele to dało. Oblizała krew z pękniętej wargi i przyjrzała się podbitemu oku. Westchnęła. Nie było tak źle, ale, mimo wszystko, czuła złość. Miała nadzieję, że siniak zejdzie do czasu ceremonii, bo do czasu, gdy na dzisiejszej kolacji zobaczy ją Lucian, na pewno nie zejdzie.

Zgasiła żarówkę i powoli wyszła z kwadratowego pokoju ledwie mieszczącego łóżko. Metalowe i zardzewiałe drzwi zaskrzypiały okropnie, przyprawiając ją o dreszcze.

Na korytarzu nie zobaczyła nikogo, ale nie dziwiło jej to ani trochę, gdyż mieszkała niemal na samym jego końcu. Niepotrzebnie nikt się tutaj nie zapuszczał.

Żarówki jak zwykle migały nieznośnie, a podłużne lampy wiły się w rzędzie u sufitu. Elin szybkim marszem skierowała się w stronę sali jadalnej. Miała jeszcze prawie pół godziny czasu, wiec nie musiała się śpieszyć, chciała jednak uniknąć największego zgiełku i być trochę wcześniej. Lucian na pewno będzie wcześniej.

Przez chwilę zastanawiała się, jak mogła żyć prawie szesnaście lat, nie wiedząc o istnieniu tego chłopaka. Traf chciał, że wówczas, dwa lata temu, dostała karę i musiała posprzątać całą salę jadalną, a do pomocy przydzielono jej właśnie tego chłopaka i Lizę. Dziewczynę znała wcześniej, a przynajmniej ją kojarzyła, ale Luciana zobaczyła wtedy pierwszy raz. Zaskoczyło ją to, wszak byli w tym samym wieku, a on wydawał się jej kompletnie obcy. Szybko jednak cała ich trójka bardzo się zżyła, a porządkowanie naczyń i wyrzucanie resztek jedzenia było tylko początkiem przyjaźni.

Szła tak kilka minut, wlepiając wzrok w podłogę. Minęła kilka osób, ale nie zwracała na nich uwagi. Raczej każdy podchodził do każdego bardzo obojętnie i z dużym dystansem.

Z monotonnego marszu wyrwały ją uchylone drzwi, które wcześniej zawsze były zamknięte. Popatrzyła w lewo i w prawo, po czym otworzyła je szerzej i wpadła do całkiem przestronnego pokoiku. Uśmiechnęła się, bo raczej nikt jej nie widział, a na pewno żaden nauczyciel. Pachniało tutaj woskiem i słodkimi owocami, które leżały zgniłe w miseczce na okrągłym stole. Za podkładkę pod tęże miskę służyła duża mapa, ale Elin zignorowała ją, widząc coś, co zaparło jej dech w piersiach. Malutkie, okrągłe okienko wpuszczało ostatnie promienie zachodzącego słońca, oświetlając całą izbę na pomarańczowo.

Elin, cała się trzęsąc, podeszła do okna i przystawiła twarz do szyby. Przeraziła się przez chwilę, widząc kulę ognia, palącą się nad horyzontem, ale zaraz potem przypomniała sobie lekcje o zewnętrznym świecie. Wszystkie obrazki i ilustracje, jakie wówczas widziała, były niczym w porównaniu z tym widokiem. Krótka trawa falowała spokojnie, a rozsypane po niej kwiatki, gościły puszyste pszczoły, które kończyły swoją dzisiejszą pracę. Elin przetarła oczy, widząc niezliczoną ilość wspaniałych owadów. Jeden podleciał do szyby i usiadł, tak że dziewczyna mogła podziwiać jego spód w pełnej okazałości. Wychyliła się pod dziwnym kątem, chcąc dojrzeć sufit tego świata, ale nie widziała nic oprócz niebiesko-granatowego nieba i ptaków, które przelatywały nad tym odizolowanym miejscem, w którym żyła od urodzenia.

Łzy napłynęły jej do oczu. Widziała drzewa, podobne do tegoż na jej skradzionej ilustracji, ale były jeszcze piękniejsze, cudowniejsze, wspanialsze i przede wszystkim, były prawdziwe.

Gapiła się długo na ten wspaniały krajobraz i dopiero gdy ostatnia z pszczółek odleciała do swojego domku, Elin usłyszała hałas na korytarzu. Serce podeszło jej do gardła. Odskoczyła od okna, próbując utrwalić w pamięci ten widok. Miała nadzieję, że uda jej się wyjść stąd niezauważenie. Przylgnęła do metalowych drzwi i przyłożyła ucho do zimnej stali. Na korytarzu zdecydowanie panował niemały harmider. Niewiele słyszała głosów, bardziej stuki, kroki i szelest. Nacisnęła na klamkę i wychynęła na korytarz. Kilka osób wbiło w nią wzrok. Nie dlatego, że byli nią zainteresowani, a bardziej po prostu zaintrygowało ich, że ktoś otworzył te drzwi. Jedna, na oko czternastoletnia dziewczynka w czarnych loczkach, podeszła nieśmiało do wejścia i już miała sięgać do klamki, gdy wszyscy usłyszeli charakterystyczne kroki nauczycielki, której okropnie długie obcasy uderzały o betonową podłogę.

Dziewczynka odskoczyła przestraszona i upadła na zimną posadzkę. Nikt nie pomógł jej wstać oprócz Elin, która chwyciła ją pod pachy i uniosła z niemałym wysiłkiem. Nauczycielka stanęła przed nimi, podpierając się chudą ręką w biodrze. Poprawiła swoje okulary - połówki i potarła o siebie intensywnie czerwonymi wargami.

— Ktoś otworzył te drzwi — pisnęła czarnowłosa czternastolatka. Byłam ciekawa.

— Zamilknij. Czy ktoś tam wchodził? — zapytała nauczycielka, a Elin natychmiast poczuła na sobie wzrok kilkunastu osób. Kobieta jednak jakby tego nie zauważała. — Dobrze, idźcie do jadalni i zapomnijcie o tym. — Zmierzyła wszystkich swoimi wąskimi oczami w trująco-zielonym kolorze.

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i z zupełną obojętnością ruszyli przed siebie. Elin jednak dobrze wiedziała, co myślą te osoby. Zazdroszczą jej i same są ciekawe, co tam zobaczyła. Nikt jednak nie miał w zwyczaju skarżyć tutaj na kogokolwiek. Nieinteresujące życie całkowicie zobojętniło charakter większości osób.

— Dziękuję — powiedziała nieśmiało czarnowłosa, a Elin pogłaskała ją po ramieniu.

— Nie ma za co. Gdy ktoś upada, należy pomóc mu wstać.

— Nikt inny nie pomógł. — Dziewczyna zrobiła smutną minę i spuściła głowę. — Powiesz mi, co było za tymi drzwiami?

Elin zamyśliła się chwilę i przygryzła wargę.

— Nic nadzwyczajnego. Szare ściany i podłogi, ot tyle.

— Mhm — mruknęła nieznajoma i jeszcze bardziej posmutniała.

— Nie martw się, każdy z nas chce zobaczyć zewnętrzny świat i kiedyś to się stanie.

— Wierzysz, że on istnieje?

Elin pokiwała głową i z pewnością w głosie rzekła:

— Jest tuż za tymi ścianami, na pewno, uwierz mi. Myślisz, że skąd mamy jedzenie, warzywa i mięso.

Dziewczyna popatrzyła swoimi ciemnymi oczami i wbiegła w tłum, potrząsając z powątpiewaniem głową. Elin dobrze wiedziała, że ten wiek był najgorszy. Jako dziecko przyjmowało się wszystko za pewnik, potem wchodząc w nastoletni wiek, coraz bardziej się wątpiło. A lata, w których była ta dziewczynka, stanowiły najgorszy okres, kiedy przeżywało się walkę ze samym sobą i z zupełnie przeciwstawnymi myślami. Z jednej strony wszystko, czego nauczali dorośli, a z drugiej samodzielnie wyciągane wnioski.

Elin znów otrząsnęła się z rozmyślań, gdy zobaczyła wpatrzoną w nią istotę przyczepioną do sufitu. Zawsze intrygowało ją to stworzenie, zupełnie inne od ludzi. Niebieskogranatowe ciało dziwacznej dziewczynki pokryte było malutkimi łuskami jak u węża. Chude kończyny kurczliwie trzymały się sufitu, przysysając się do szarego betonu. Istota pozbawiona była jakichkolwiek włosów, a na jej głowie widniał jedynie poprzeczny, karmazynowy wzór, który szedł od czoła aż na szyje i potem na kościsty kręgosłup. Czerwone oczy zauważyły wpatrującą się Elin i stworzenie spłoszyło się, szczerząc się i pokazując drobne ząbki w kształcie trójkątów. Wydało przy tym nieprzyjemny syk i zniknęło za zakrętem.

Elin przyśpieszyła kroku, chcąc zdążyć na czas. Spóźnienia na posiłki często były surowo karane. Ale to nie kary się bała, a tego, że nie będzie już wolnych miejsc obok Luciana, choć miała nadzieję, że chłopak zajął dla niej krzesło. Odetchnęła z ulgą, gdy przekroczyła łukowate przejście i zobaczyła Luciana siedzącego okrakiem na dwóch miejscach. Jakaś dziewczyna spojrzała na niego krzywo i zadarła głowę, wypuszczając powietrze w złośliwym geście.

Elin podbiegła do chłopaka i klepnęła go w kark nieco za mocno, sądząc po grymasie na jego twarzy.

— O, jesteś. Ledwie zdążyłaś — przywitał się Lucian i ustąpił jej miejsca, siadając teraz wygodnie na swoim krześle.

— Coś mnie zatrzymało.

— Coś, tajemnicza jak zawsze. — Chłopak uśmiechnął się do niej i przygryzł pęd rabarbaru. Wykrzywił się i odchylił do tyłu, tak że jego niewielki kucyk zawisł dziwacznie kilkanaście centymetrów nad ziemią. — Co to za okropność! — obruszył się.

Elin wyrwała mu różowy kawałek warzywa i sama spróbowała.

— Dziwacznie smakuje — stwierdziła, żując zawzięcie i krzywiąc się przy tym, przez co Lucian wybuchł śmiechem.

— Wyglądasz uroczo

Elin przełknęła i popatrzyła na niego ostro.

— Zawsze wyglądam uroczo.

— Elin, jak się czujesz przed uroczystością przeniesienia? — Do rozmowy włączyła się Liza. Elin była pewna, że dziewczyna wygląda dziś jakoś inaczej. Krótkie, czarne włosy, ścięte jak u chłopaka, miała w zupełnym nieładzie, a na jej czole błyszczały krople potu.

— Normalnie się czuję.— Wzruszyła ramionami, a Liza kontynuowała.

— Całe życie na to czekałam, a to już za trzy dni. Jestem taka podekscytowana.

— Na pewno jesteś całkiem mokra — stwierdziła Elin, spoglądając na spocone ubranie przyjaciółki, na którym widniało mnóstwo wilgotnych plam.

— Wykorzystuję ten ostatni czas na treningi. Muszę być gotowa, aby wyjść na zewnątrz.

— Jasne — mruknął Lucian nieco szyderczym tonem. — Wszyscy na to czekamy.

Liza spojrzała krzywo na przyjaciela i nałożyła sobie pieczonych ziemniaków.

Zważając, że siedziało tutaj setki dzieci, od malutkich, niespełna czteroletnich, aż do pełnoletnich, to panowała nienaturalna cisza. Mało kto z kim rozmawiał, jedynie kilka głosów unosiło się po całej sali. Elin dostrzegła spłoszoną przez siebie, pokrytą łuskami dziewczynkę. Przycupnęła ona w kącie nieopodal wyjścia i zajadała się sporym kawałkiem jakiegoś mięsa, rozszarpywanego precyzyjnie przez jej trójkątne ząbki.

Elin również postanowiła szybko zjeść. Wiedziała, że potrzebuje sporo energii na kolejne dni pełne przygotowań do rytuału przejścia. Szczególnie teraz, gdy widziała zewnętrzny świat. Taki piękny i namacalny.

— Coś taka mało rozmowna? — Z rozmyślań wyrwał ją głos Luciana, który podał jej kawałek papieru. — Ubrudziłaś się czymś.

— Tak, dzięki. — Elin uśmiechnęła się nieśmiało i otarła usta z okruszków czerstwego chleba.

— Martwisz się czymś? Jesteś dziś nieobecna?

— Nie, po prostu myślę o rytuale przejścia.

— Ha, jak każdy. Mam dla ciebie niespodziankę, wiesz?

Elin spojrzała na niego zaciekawiona.

— Jaką?

— Wszystko w swoim czasie. Przyjdź do mnie na noc po kolacji.

Dziewczyna spojrzała na chłopaka podejrzliwie i zmarszczyła brwi.

— Nie jestem przekonana — stwierdziła po krótkim namyśle.

— Oj, wiem, że jesteś. Co jak co, ale ja jestem bardzo przekonujący.

Elin prychnęła i w tym samym momencie zapanowała jeszcze większa cisza, a przez łukowate przejście wszedł pulchny mężczyzna z dorodną łysiną na środku głowy. W marszu założył okrągłe okulary, które dosyć widocznie dodały mu animuszu. Rzesza nauczycieli wstała z miejsc na podwyższeniu i kiwnęła do niego głowami w geście szacunku.

Mężczyzna stanął na mównicy i wyprostował się jak struna, choć przez jego tuszę wyglądało to komicznie. Odkaszlnął, chcąc zwrócić na siebie uwagę wszystkich siedzących przy długaśnych stołach.

— Witajcie moi mili — rzekł w końcu podniosłym tonem.

Lucian przewrócił oczami, lecz Elin nie zwracała na to uwagi. Lubiła słuchać tego człowieka, który często opowiadał o zewnętrznym świecie. Tym razem jednak nie usłyszała o nim nawet słowa.

— Jak zapewne wiecie, już za trzy dni będziemy mieli ogromną przyjemność, przyjąć kolejnych pełnoletnich do drugiego sektora.

Po sali przeszedł cichy szmer, który umilkł równie szybko, jak się pojawił. Mężczyzna kontynuował.

— Zapewne niemal wszyscy pamiętamy ostatni rok. To, co się wydarzyło, zapisało się w naszej historii jako dzień niezwykle czarny i bolesny. Mam ogromną nadzieję, że w tym roku wszystko przebiegnie bez najmniejszych problemów. Oczywiście dokonamy wszelkich starań, aby zapewnić wam bezpieczeństwo. Jesteśmy gotowi, ale liczymy także na was i na wasze odpowiednie sprawowanie.

— Odpowiednio to cię mogę kopnąć w dupę — szepnął Lucian nad uchem Elin, na co ta parsknęła śmiechem, zatykając sobie usta dłonią. Liza na szczęście była zbyt pochłonięta monologiem mężczyzny, aby zwrócić uwagę na to zachowanie.

— Tak swoją drogą, obawiacie się, że dojdzie do kolejnych zamieszek? — zapytała Elin.

Lucian spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oku.

— Mam nadzieję, że nie.

















Continue Reading

You'll Also Like

44.4M 1.3M 37
"You are mine," He murmured across my skin. He inhaled my scent deeply and kissed the mark he gave me. I shuddered as he lightly nipped it. "Danny, y...
56.3K 5.3K 24
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...
227M 6.9M 92
When billionaire bad boy Eros meets shy, nerdy Jade, he doesn't recognize her from his past. Will they be able to look past their secrets and fall in...