VI

3K 171 40
                                    


- Na pewno, Alec?

- Izzy! Pytałaś mnie o to z dziesięć razy! Na pewno!

- Ale to nie fair wobec ciebie!

Chłopak spojrzał na siostrę z pytaniem wymalowanym na twarzy.

- Bo... - zaczęła wyjaśniać. – Kiedy Magnus obiecywał mi te wejściówki mówił, że mam zabrać ciebie i Jace'a.

- Pokręcił głową.

- Byłem przy tym – przypomniał jej. – Powiedział, że możesz zabrać mnie i Jace'a – poprawił siostrę. – Nic się nie stanie, jeśli zamiast mnie pójdzie Clary. Magnus was nie wyrzuci. Poza tym wiesz, że nie lubię imprez. – Zresztą na tę konkretną mógł się wkręcić, nawet bez zaproszenia. Ale siostra nie musiała, o tym wiedzieć. Przynajmniej na razie.

Isabelle ściągnęła brwi. Wiedziała, że jej brat zawsze szukał wymówki żeby wymiksować się z każdej imprezy. Ale nie podejrzewała, że tak łatwo odda swoje miejsce Clary. Clary, która wbiła się w ich życie, jak torpeda i od razu przyczepiła się do Jace'a, niczym rzep do psiego ogona. Omotała go, by w końcu, odciągnąć od rodziny. Zwłaszcza od Aleca. Tak, jakby ten rudowłosy skrzat bał się, że Alec może jej odebrać Jace'a. Izzy tego nie rozumiała. Tym bardziej, że Alec sam się usunął w cień tej relacji. Czyżby nadal był zły za głupie żarty Jace'a na temat tamtej dziewczyny, (z którą Alecowi, koniec końców, nie wyszło)? W dodatku Izzy miała wrażenie, że Jace, z taką intensywnością, pogrążył się w romansie z Clary, żeby utrzeć bratu nosa. Pokazać „Patrz! Tak to się robi!". Kochała Jace'a, ale czasami był takim dupkiem...

- Ale na pewno?

- Na pewno! Baw się dobrze!

Wyszła z pokoju targana sprzecznymi emocjami.



- To na pewno tutaj? – zaniepokoiła się Clary, kiedy wspinali się po schodach. – Nic nie słyszę.

- To impreza Czarownika – wyjaśniła Izzy. – Na pewno rzucił czary wyciszające. Po co mu zatargi z przyziemnymi sąsiadami i przyziemną policją? – Uśmiechnęła się i zapukała.

Drzwi otworzyły się sekundę później. Stanął w nich Magnus Bane, cały we wszystkich kolorach tęczy, brokacie, z mnóstwem biżuterii i w pełnym makijażu. Zdaniem Izzy wyglądał świetnie. Zdaniem Jace'a – jak pajac. Clary nie wyrobiła sobie zdania, bo taka różnorodność barw, na jednym człowieku, kłuła jej artystyczną duszę, we wrażliwe miejsce, nie pozwalając skupić się na niczym innym.

- Isabelle! –Mężczyzna pochylił się i pocałował dziewczynę w oba policzki. – Miło cię wiedzieć! Wyglądasz wspaniale! Cudowna sukienka! A ta szminka? Czysta perfekcja! Złotowłosa – zwrócił się do Jace'a i humor mu siadł zauważalnie. – A to, kto? – spytał wskazując na Clary.

- Clary Fairchild – przedstawiła się rudowłosa. Chciała jeszcze coś dodać, ale Jace otoczył ją ramieniem.

- Moja dziewczyna – powiedział tak zaborczym tonem, że zarówno Izzy jak i Clary zrobiło się głupio.

- Winszuję. – Na Magnusie ani wiadomość, ani tym bardziej ton, nie zrobiły wrażenia.

- Przepraszam, że nie przyprowadziliśmy Aleca. – Isabelle uznała, że powinni się wytłumaczyć. – Ale...

- Ale – wszedł jej w słowo Jace, wciąż obejmując Clary, – to taki sztywniak. I nienawidzi imprez.

- Sztywniak? – Magnus uniósł brwi. Dopiero, kiedy to zrobił, Isabelle zauważyła, że też były pokryte brokatem i skrzyły się, w świetle różnokolorowych lamp. – Nie zauważyłem. Poza tym Alec już tu jest.

Nietypowe zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz