Syn Czarnego Pana

135 5 1
                                    

Otóż nadszedł nareszcie dzień w którym życie Voldemorta nabrało kolorów. Andromeda była jedyną kobietą która wkradła się w łaski czarnego pana który, można byłoby powiedzieć ją kochał. Ona nie była jakąś przeciętną czarownicą, była bardzo potężna, możliwe że mogła konkurować nawet z Voldemortem, chociaż nie na tyle silna żeby go pokonać w pojedynku. Andromeda miała kruczoczarne włosy które były długie i gęste oraz lekko falowane. Jej oczy były koloru zielonego co przypominało dwa pięknie świecące emeraldy. Była wysoka jak na kobietę lecz czarnemu panu jak najbardziej to nie przeszkadzało, ponieważ był on również  niewyobrażalnie wysoki.

Był to dzień w którym narodził się ich dziedzic. Niesamowicie ważna osoba która od momentu pojawienia się w brzuchu kobiety wkradła się w serce czarnego pana.

Andromeda przytuliła bobasa o czarnych loczkach do piersi a oczy jej się zeszkliły z łez szczęścia. - Harrison Salazar Riddle - spojrzała na swojego kochanka który się do niej lekko uśmiechał. Uśmiech ten tylko zarezerwowany dla niej i ich synka. Tom wziął Harrisona od matki i przytulił go delikatnie - Wyrośnie na wspaniałego oraz potężnego czarodzieja. W końcu to syn samego wielkiego Lorda Voldemorta i Andromedy Black - Oczy Toma się zaświeciły szkarłatem i pomógł swojej kochance z położeniem ich synka do lóżeczka na piętrze dworu Black Manor.

Wielki huk na dole sprowadził ich z powrotem do realizmu całej sytuacji i okoliczności. Z odruchu, Tom wskazał różdżką na swój mroczny znak i przywołał on swój wewnętrzny krąg. - Zostań tutaj i chroń Harrisona! Ja się tym zajmę. - Odwrócił się i wybiegł z pokoju na dół gdzie zastał całkowity chaos. Wewnętrzny krąg zaczął się pojawiać wszędzie, odrazu pochłaniając się w wir walki. Tom rozejrzał się szukając swojego wroga i zauważając że starzec przedostaje się właśnie z dwoma osobami zakonu na piętro w stronę pokoju jego dziecka.

Furia ogarnęła całe jego ciało i zanim zdołał się zorientować, już wspinał się po schodach z powrotem do pokoiku gdzie już słyszał odgłosy walki. Wbiegł tam i zobaczył jak jego kochanka walczy z dwoma zakonnikami a starzec się podkrada do jego dziecka. Zaatakował z wielką mocą wściekłości! Nikt nie dotyka jego syna! Klątwa tnąca poleciała w stronę Dumbledore'a ale on zdążył jej na czas uniknąć.

Walczyli już parę minut i żaden się nie poddaje. Dumbledore ma na sobie juz parę zranień ale to voldemortowi nie wystarczy. Zobaczył on kątem oka jak jego syn się wpatruje gdzieś za niego. Omało nie zauważył nadlatującej fioletowej klątwy która była mu nieznana. Kucnął i zaklęcie poleciało gdzieś za niego kiedy usłyszał bardzo rozpaczliwy krzyk bólu. Odwrócił się na czas żeby złapać lecące na ziemie ciało Andromedy. Przybyło do pokoju parę śmierciożerców któy zaczęli walczyć z tymi w pokoju zakonnikami oraz Dumbledore'm. Po paru chwilach się oni ulotnili a Tom z rozpaczą patrzył jak jego partnerki oddech słabnie z każdą sekundą. - Nie, proszę nie! Otwórz oczy! Błagam cie, otwórz oczy! - wyszeptał z goryczą czarny pan.

Nie wiedział co robić. Krew ciekła mu po rękach barwiąc je na szkarłatny kolor. Andromeda niestety nie otworzyła już oczu a jej chrapliwy oddech ucichł pozostawiając po sobie bardzo nieprzyjemną ciszę, objecującą zagładę. Przeczesał brudną od krwi reką czarne włosy swojej zmarłej kochanki przymykając na chwilę oczy. Położył ciało delikatnie na ziemie wstając - Przyprowadzcie mi jak najwięcej członków zakonu do lochów - syknął cicho, niemal nieslyszalnie - nie obchodzi mnie jak to zrobicie ale mają oni być w celach już tej nocy, zrozumiano?! - śmierciożercy skłonili się i wyszli bardzo szybko nie patrząc się za siebie.

Tom nie zwracając żadnej uwagi na ich odejście podszedł cicho do swojego synka który patrzył się na niego swoimi dużymi zielonymi oczyma. Jej oczyma. Jego inteligentne oczy były przeszklone jakby rozumiał wszystko co się właśnie wydarzyło ale zaakceptował sytuacje bez żadnych wylatujacych łez. Tom podniósł delikatnie Harrison'a z łóżeczka i przytulił go zaborczo do klatki piersiowej próbując go uspać. - Nie pozwolę nigdy nikomu cię skrzywdzić, obiecuje ci to - Po paru chwilach, położył go z powrotem do łóżka zauważając że malec już spokojnie śpi. Voldemort się zgiął i pocałował czubek głowy swego syna przykrywając go mocniej kocykiem.

Ostatni raz spoglądając na śpiącego malca, odwrócił się i wziął w ramiona swoją zmarłą partnerkę i wyszedł z pokoju. Musiał się jeszcze wieloma rzeczami teraz zająć, takimi jak pochowanie ciała oraz tortury pewnych ludzi. Nie mógł się już doczekać tego drugiego.

/////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Witam wszystkich którzy się jednak zdecydowali przeczytać wstęp od mojego fan fiction! Chciałam już od bardzo dawna napisać coś wartego przeczytania, i mam nadzieje że te opowiadanie będzie właśnie tym. 

Z góry piekielnie przepraszam za jakiekolwiek gramatyczne pomyłki, jednak mam swoje usprawiedliwienie... Mieszkam już większość swojego życia w Anglii i jakoś nie ćwicze wcale Polskiego za dużo. Ani nie czytam Polskich książek, ani nie biorę sie za pisanie po Polsku. Równie dobrze mogłam pisać te opowiadanie po Angielsku, jednak sobie pomyślałam że dobrze by mi to zrobiło jakbym sobie poćwiczyła Polski i te ciężką gramatykę. Także mile widziane bedą jakiekolwiek poprawki w komentarzach, oraz wezmę je sobie pod uwagę. 

Te opowiadanie, jak dobrze widzicie jest o synu czarnego pana o imieniu Harrison Riddle. Tu nie bedzię dużo kanonicznych związań, jednak sobie parę rzeczy zabrałam, takie jak kolor oczu Harry'ego. 

Mam nadzieje że wam się spodoba i będe próbować wstawiać te roździały regularnie :) 

Miłego dnia, wieczoru czy nocy kochani!! 

rodzinne szaleństwo ~ Harrison Salazar RiddleWhere stories live. Discover now