Rozdział III

345 14 2
                                    

Wszystko ma swój koniec. Swój nieubłagany kres miał również nasz pobyt w Gettcie. Nikt nie spodziewał się tego co przyniosą następny dni. Zatraceni w smutku po stracie iskierki, która wypełniała cały nasz świat, nie zauważyliśmy jak diametralnie zdążamy do końca pewnego etapu. Zderzenie z rzeczywistością przyszło niemal natychmiast. Nikt nie myślał o stosownym pogrzebie Hani. Nie było do tego warunków, nie było siły. Pewnego chłodnego wieczoru, w kilka dni po śmierci naszego aniołka, drzwi bloku numer 4 otworzyły się z potężnym impetem, a do środka wparowało mnóstwo uzbrojonych Niemców, których sam widok przyprawiał o mdłości. Ci przystojni blondyni o oczach koloru błękitnego morza byli potworami. Ich wódz wyplenił w nich ludzkie uczucia, a skutecznie zasiał nienawiść do drugiego człowieka. Kazali zabrać tylko potrzebne rzeczy. Oczywiście zaznaczyli, że wszelkiego rodzaju kosztowności należące do bogatszych rodzin, choć wtedy owe określenie było zdecydowanie błędne, należy również zabrać ze sobą. To właśnie dzięki nim, ich właściciele otrzymają godne utrzymanie, cokolwiek miało to dla nas znaczyć. Podczas całego zamieszania stery przejął dziadek. Pakowanie nie trwało długo, wszakże nie mieliśmy wiele. Kilka zmian bielizny dla całej rodziny, dawno zdarte już buty oraz inne, często kompletnie niepotrzebne drobiazgi, już po kilku minutach wypełniały dwie skórzane torby, których babcia pilnowała jak oka w głowie. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, która była dla nas bolesnym powrotem do wcale nie tak odległej przyszłości. Co uczynić z ciałem naszego aniołka? Nie byliśmy w stanie w jakikolwiek sposób się go pozbyć. Czuliśmy boleść, która ogarniała nasze ciała, gdy tylko ktoś z nas spojrzał w stronę szczelnie zamkniętego pokoju. Tata uparł się, aby trupa trzymać z daleka od żyjących. Kwestia rozkładu ciała. Dodatkowo mama nie uporała się ze stratą swojej młodszej córki i choćby krótkie wspomnienie o Hani, a w jej oczach pojawiały się łzy, a ciałem wstrząsały niezidentyfikowane drgawki. Musieliśmy podjąć decyzję. Ciągnięcie trupa, nieważne jak bardzo bliski był dla nas jego właściciel, w kompletnie nieznane miejsce było skrajnie nieodpowiedzialnie.
-Chcę się pożegnać.- powiedziałam stanowczo gdy tata zdecydowanych ruchem ręki poganiał nas do wyjścia.- Zdaję sobie sprawę z tego ile minęło już czasy, ale nie zostawię w ten sposób Hani.
Tata bez najmniejszego wahania wręczył mi do rąk malutki kluczyk, który jak się domyśliłam, otwierał drzwi, które były drogą do ostatniego spotkania z siostrą. Gdy tylko klucz zazgrzytał w zamku opuściły mnie dotychczasowe siły. Stałam się bezradna przed tym z czym przyszło mi się zmierzyć. Bladą i drżącą ze strachu ręką odkryłam ciała Hani. Było całkowicie sine. Jej maluteńkie wargi całkowicie straciły swoją barwę. Wiedziałam co muszę zrobić. Jedyna rzecz, która pozwoliłaby mi opuścić to mieszanie chociażby z odrobinę lżejszym sercem leżała w szafie. Skrzypce. Hania uwielbiała jak grałam. Marzyła o tym, że kiedyś to ona stanie się światowej sławy skrzypaczką, podbije serca swoich widzów, a jej muzyka będzie ukojeniem dla wszystkich zbolałych dusz. Ułożyłam je obok jej lichego ciała.
-Pamiętaj, jeśli tylko czegoś bardzo pragniesz, to to się spełni...-wyszeptałam cicho i szybkim ruchem opuściłam pokój, a następnie wraz z całą rodziną nasz blok. Zmierzaliśmy do nowego życia. Zmierzaliśmy ku niemu transportem do Auschwitz.

SkrzypceWhere stories live. Discover now