Rozdział 1.2

1.3K 143 23
                                    


Po powrocie do domu próbowałam zmyć z siebie wszystkie troski, jednak za każdym razem, gdy odcinałam strumienie wody, nękające myśli wracały do mnie ze zdwojoną siłą. Lustro w łazience zaparowało od gorąca panującego w pomieszczeniu. Przetarłam je dłonią. Ja i Ovia byłyśmy do siebie bardzo podobne, dzieliło nas jedynie kilka szczegółów. Na moim policzku znajdował się mały, brązowy pieprzyk. Moja siostra miała całkowicie nieskazitelną twarz. Zawsze umiała o siebie lepiej zadbać, toteż jej fryzura, makijaż i ubiór robiły duże wrażenie. Nie przywiązywałam nigdy wagi do swojego wyglądu. Moją pasją był sport, który rządził się swoimi prawami. Makijaż spłynąłby mi z twarzy pod wpływem potu. Przywykłam na tyle do wygodnych dresów, że nie wyobrażałam sobie nosić nic innego. Zaś włosy... nigdy nie skręcały mi się w taki sam sposób jak jej czy mamie. Raczej przypominały powyginane, żółte strąki niż piękne, złociste sprężyny. Nie przyglądałam się sobie długo. Nie dlatego, że nie lubiłam siebie. Lubiłam. Gdyby przymknąć oczy, można by rzec, że nie byłam brzydka.

Ubrałam ulubioną, polarową piżamę i udałam się na górę do swojego pokoju. Zbliżał się zmrok. Otworzyłam laptopa i moje spekulacje się potwierdziły. Nie było żadnych pozytywnych wiadomości. Nie trwożąc się, że mama wejdzie do pokoju, wpisałam w wyszukiwarce Prawo Krwi. Zaczytałam się w ustawach, artykułach i podpunktach. Przez specjalistyczne słownictwo nie zrozumiałam wszystkich aspektów. Trafiłam na zapis omawiający proces i konsekwencje zrzeknięcia się tego prawa.

Nagle z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam za okno, było już zupełnie ciemno. Zobaczyłam jak na moich rękach włosy stanęły dęba. Definitywnie nie było to spowodowane przez zimno. Przełknęłam ślinę i czekałam w ciszy. Mój oddech stał się tak płytki, jakby od najmniejszego szelestu zależało moje życie. Ktoś ponownie zapukał. Nie można powiedzieć, żeby było to nachalne walenie w drzwi. Dźwięk był delikatny. Wstałam z łóżka. Zdjęłam kapcie, aby moje stopy nie wydawały żadnego dźwięku. Delikatnie stąpając, zeszłam po schodach do korytarza. Idąc w stronę kuchni, podskoczyłam, gdy ponownie rozległo się pukanie. Szybko zabrałam z suszarki na naczynia nóż do krojenia mięsa. Nie wiem, co miałam wtedy w głowie, ale z pewnością ów intruz obudził mój instynkt samozachowawczy. Podeszłam z powrotem do wejścia i spojrzałam przez wizjer. Walnęłam z całej pięści w drzwi. Otworzyłam je z impetem i warknęłam:

— Czy ty chcesz, abym dostała zawału, przy okazji zabijając i ciebie? — Pokazałam nóż, który znajdował się w mojej ręce.

Lukas wszedł do środka ze swoim denerwującym uśmiechem na twarzy.

— Czujna jak zawsze – skomentował. — Możesz już to odłożyć. — Wskazał ruchem dłoni na narzędzie niedoszłej zbrodni.

— Co ty tu, u licha, robisz?! — zapytałam nieprzyjemnie, zamykając drzwi na klucz.

— Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo — odpowiedział. — Dzisiaj wyglądałaś jak trup po pobraniu, a wiem, że twojej mamy nie ma. — Spojrzał na mnie znacząco.

— Ty wszystko wiesz. — Zmrużyłam oczy.

Przez chwilę próbowałam być poważnie obrażona, ale jego uśmiech zaraził i mnie.

Mama Lukasa była pielęgniarką w szpitalu, w którym leżała moja siostra. Rodzina Mergelly cechowała się niesamowitą skłonnością do plotkowania. Wiedzieli dosłownie wszystko, o każdym mieszkańcu naszego miasteczka i wcale nie trzymali pikantnych faktów tylko dla siebie. Pani Charlotte musiała powiadomić go, że moja mama zostaje na noc, czuwając przy Ovii.

— Dodatkowo przyszedłem o tej porze, wiedząc, że mnie nie odprawisz. — Wyjął mi słowa z ust. — Spryciula ze mnie! — dodał wesoło, zdejmując kurtkę.

ZimniWhere stories live. Discover now