Rozdział Czterdziesty Trzeci

Start from the beginning
                                    

— Co się stało? — zapytałaś, a gdy nie odpowiadał pogładziłaś jego czoło. Było gorące i zroszone potem. — Coś ci się przyśniło?

Widziałaś jak z tym walczył. Najwyraźniej wzbraniał się przed tym, żeby to z siebie wyrzucić, ale ostatecznie odchrząknął i przymknął powieki.

— Największy koszmar jaki miałem w całym swoim życiu.

— Brzmi poważnie. — Ucieszyłaś się, że w końcu się odezwał i zechciał przed tobą otworzyć serce. — Opowiesz mi o tym?

— Najpierw myślałem, że widzę swoją matkę — wyrzucił z siebie gwałtownie i zajrzał ci głęboko w oczy, aż wzdłuż kręgosłupa przeszły cię ciarki. — Ale to byłaś ty. Leżałaś w naszym łóżku martwa, a ja nie mogłem nic zrobić.

— S-Sei, nic mi nie jest — zapewniłaś go pospiesznie, ściskając pokrzepiająco jego dłoń. — To był tylko sen.

Czułaś, że mimo wszystko wciąż był mocno poruszony i wiedziałaś dobrze jaki chaos mógł odczuwać w środku. Wspomnienie śmierci jego matki to zawsze był dla niego ciężkim tematem do rozmowy. Zawsze bolesny i wyjątkowo trudny.

— To było takie realne, że w to uwierzyłem. Uwierzyłem, że nie żyjesz [Imię] i czułem, że to moja wina, bo się spóźniłem.

— C-co?

— Nie wyobrażasz sobie mojej ulgi. Tak się cieszę, że to był tylko koszmar — wyjaśnił, wypuszczając z płuc długi, drżący oddech, po czym przyciągnął cię do siebie i przytulił. Pozwolił ci wsłuchiwać się w jego szybki i nierówny rytm serca. — Nie wiem czy bym sobie poradził z kolejną tak wielką memu sercu, stratą.

Aomine

We śnie...

Sam nie wiedział czy ten opętańczy śmiech rozbrzmiewał w jego głowie, czy naprawdę odbijał się echem od ścian waszego mieszkania. Dookoła niego panował mrok i tylko nikłe światło księżyca i ulicznych lamp, które zaglądały do środka przez okna oświetlały mu drogę. Chociaż Aomine uważał się za człowieka czynu o naprawdę dużej odwadze, tak ten śmiech w połączeniu z atmosferą jaka panowała w ciemnym mieszkaniu miał w sobie coś tak diabolicznego co sprawiało, że stanęły mu dęba wszystkie włoski na karku.

Nie był taki pewny siebie jak zwykle kiedy tropił przestępcę, a jako doświadczony glina nieraz znajdował się w skrajnie stresujących sytuacjach, gdzie jego odporność psychiczna była wystawiana na próbę, ale to co działo się teraz, na jego oczach było nieporównywalnie mocniejsze.

— OI, PRZESTAŃ SIĘ ZE MNĄ BAWIĆ DO CHOLERY I WYŁAŹ! — ryknął, ale jakaś tajemnicza siła sprawiała, że tembr jego głosu nie mógł przebić się przez śmiech psychopaty.

Wolnym krokiem przemierzał korytarze waszego domu, który jak się zorientował, zdawał się być odbiciem w krzywym zwierciadle. Zdewastowane meble, dziwne i niepokojące ostrzeżenia wypisane na ścianach, podarte fotografie, potłuczone szkło. Czuł jak odłamki wazonów i szyb z każdym stąpnięciem chrzęszczą mu pod butami; tworzyły dźwięk przywodzący na myśl wygłodniałą bestię ostrzącą sobie na niego zęby, gotową by skoczyć mu do gardła z ciemności kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja.

— No wyłaź w końcu, skurwielu — syknął Aomine, po czym znieruchomiał.

Jakby spod ziemi wyrosły przed nim schody prowadzące na piętro. To co jednak wtedy usłyszał sprawiło, że jego serce przyspieszyło swój rytm w piersi, a w żołądku utkwiła mu bryła lodu.

— Nie... NIE! — Aomine puścił się w dzikim pędzie schodami na górę, nie dbając o to, że praktycznie nic przed sobą nie widzi. — [IMIĘ]!

KnB Scenariusze [PL]Where stories live. Discover now