Pierwszy i ostatni

Start from the beginning
                                    

Wyciągnęła głośno powietrze i tym razem nie zdołała powstrzymać głośnego chlipnięcia, gdy czarnowłosy się odwrócił.

– David– szepnęła głosem przepełnionym rozpaczą.

– Wiki, wiedziałaś, że jest mi ciężko. Wiesz o wszystkim. Więc dlaczego jeszcze bardziej chciałaś mnie dobić. Nie odpowiadaj: to koniec wszystkiego. Już nic mnie nie obchodzi– zaśmiał się przeraźliwie. Spojrzała na niego ze strachem. Wyraz jego twarzy się zmienił. Teraz już nie płakał, tylko uśmiechał się z dziwną pustką w oczach. – Wiedziałaś, że zawsze lubiłem oglądać gwiazdy? Mówiłem ci to niedawno. Że jeśli przyjdzie mi umrzeć to właśnie pod gwiazdami.

Mrugnął do niej z uśmiechem szaleńca i ruszył w stronę schodów. Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie i poczuła jak włosy na ręce stają jej dęba. Spojrzała nerwowo w stronę sali, ale była zbyt daleko i zanim zdążyłaby kogokolwiek wezwać jemu już coś mogło się stać. Ściągnęła ze stóp czarne buty i na bosaka pobiegła za nim po schodach. Był już o piętro wyżej niż ona, więc przyspieszyła. Słyszała trzask drzwi wychodzących na dach. Wskakiwała po trzy stopnie na raz, potykając się o materiał sukienki, która w tym momencie strasznie jej przeszkadzała. Wpadła na metalową powłokę z rozpędu, gnana strachem, rozpaczą i żalem. Z pośpiechem przekręciła klamkę i wypadła na zewnątrz. Uderzył w nią podmuch lodowatego wiatru i zimne płatki śniegu osiadały jej na nagich ramionach, włosach i rzęsach. Rozejrzała się wokół, nie zwracając uwagi na chłód i ziąb. Czarnowłosy siedział na brzegu dachu, skulony z twarzą schowaną między kolanami. Trząsł się i płakał, wycierając nos w rękaw drogiego garnituru. Podeszła do niego ostrożnie i niepewnie.

– Wróć ze mną na dół– powiedziała cicho, przykucnąwszy obok niego z lekkim wahaniem. Płakał jak dziecko: szczerze, wkładając w to całe serce i wszystkie emocje.

– To koniec... to koniec... koniec wszystkiego– powtarzał, wstrząsany spazmatycznym szlochem. Spróbowała go podnieść, ale nie miała tyle siły.

– Chodź. Wrócimy na dół i zawiozę cię do domu– schwyciła go za ramię. Zawył i wyrwał się z jej rąk.

– Nie chcę... nie chcę... to koniec– Poderwał się z ziemi i stanął na krawędzi.

– Stój! – wrzasnęła przeraźliwie. – Dlaczego... dlaczego to robisz? – łzy zalewały jej policzki, dławiły głos.

– Bo nie jestem w stanie dłużej wytrzymać. Nie chcę już cierpieć, doświadczać bólu i rozczarowań. Nie sądzisz, że życie już dość mnie skrzywdziło? Czemu mam dawać mu kolejną szansę? Nie chcę już próbować ciągle od nowa, bo zawsze wszystko kończy się tak samo.

– Ale spróbuj. Proszę, kocham cię– doskonale zdawała sobie sprawę z wypowiedzianych słów. Wreszcie się do tego przyznała przed samą sobą. Jednak czy naprawdę sprawy musiały zajść tak daleko, żeby mogła to zrozumieć? Łzy popłynęły ze zdwojoną siłą. Teraz nie tylko bała się o życie człowieka, ale i o osobę, na której jej zależy. – Nie zostawiaj mnie, proszę. Błagam. Cały czas wiedziałeś, że cię kocham. Nie dam sobie rady bez ciebie. Już nie. David, proszę.

Widział jej smutek i rozdzierało mu to serce. Ale ona nic już nie mogła zmienić. Już postanowił. Już pół roku temu miał to zrobić, ale myśl o niej go powstrzymała. Teraz już nie powtórzy tego błędu.

Uśmiechnął się do niej.

– Ja też cię kocham– rozłożył ręce w bezradnym geście i rzucił się w dół.

Rzuciła się, żeby go złapać, ale on już spadał. Krzyczała, zdzierając sobie gardło i krtań. Krzyczała z rozpaczą tak wielką jakiej jeszcze nie widziało to miasto, rozdzierając niebo i serce. Czuła, jak płuca zaciskają jej się boleśnie, tak że nie potrafiła nabrać powietrza. Krzyczała z bezsilności, smutku i cierpienia, które opanowało ją całą.

A on spadał, obserwując płatki śniegu coraz obficiej spadające z nieba. Słyszał szum powietrza, które przecinał niczym oszczep. I dosłyszał jej pełen rozpaczy krzyk. Nim uderzył o ziemię jeszcze raz przypomniał sobie jej twarz. Te cudowne zielone oczy, które patrzyły na niego z uczuciem, te piegi na jej policzkach, które chciał pogłaskać, pełne usta, które chciał całować, i jej miękkie włosy w które chciałby włożyć twarz. A potem ciemność.

Krzyczała i krzyczała, aż wreszcie odnaleziono ją na dachu, zmarzniętą, siedząca na krawędzi dachu i dusząca się własnymi łzami.

– Zostawił mnie... skoczył... Zostawił nie samą... – krzyczała.

Ludzie uczestniczący w zabawie zbierali się przy martwym ciele, leżącym w na chodniku, otoczonym plamą krwi. Niektórzy z nich pewnie nazajutrz zapomną o tym czarnowłosym chłopaku, którego kiedyś wszyscy tak lubili. Jeszcze inni może kiedyś powiedzą komuś „był taki jeden...". Ale tylko jedna osoba będzie pamiętać, że nie potrafił zjeść makaronu tak żeby się nie pobrudzić, że uwielbiał nosić tą jedną koszulkę z dziurą na plecach. Że całował zawsze tak jakby to miał być ostatni raz i że kochał całym sobą. I może ta jedna osoba, kiedyś komuś o nim opowie i zdradzi te wszystkie szczegóły, które może znać tylko najbliższa istota. Ale może i nie.

Może tak samo jak wysoka kobieta w kapturze ze swojej czarnej peleryny stanie nad jego grobem i położy na nim kwiaty, i opowie mu o tym, że jest szczęśliwa i żałuje, że on nie może dzielić z nią tego szczęścia. A potem położy też kwiaty na grobie jego brata i przypomni sobie historie, które o nim słyszała.

Wiedziała, że się utopił i David nic nie mógł na to poradzić. Dostęp do brata blokowały mu rośliny. Sądził, że powinien rzucić się na pomoc mimo wszystko– nawet ryzykując własnym życiem. Może teraz by zrozumiał, że postąpił słusznie. Obwiniał się o to, że nie zadziałał, ale nie powinien. Nic nie mógł zrobić.

Podniosła się i jeszcze raz spojrzała na nazwisko wyryte na nagrobku: „ David Stanley- Beck ". Miał drugie nazwisko po rodzicach zastępczych, których tak nienawidził. Obwiniał się za ich kłótnie i niepowodzenia. A oni wykorzystywali jego słabość. Tak samo jak ona. Wtedy, gdy wiele lat temu upokorzyła go przed całą szkołą, kochała go. Zrozumiała to zbyt późno. Ale już nie miała na to wpływu. Nadal go kochała, lecz teraz już nieco innym rodzajem miłości. Miała męża i dzieci, ale tamten chłopak na zawsze miał zajmować ważne miejsce w jej sercu, a wspomnienia z nim starannie pielęgnowała, na dnie duszy, mając nadzieję zobaczyć się z nim jeszcze kiedyś i powiedzieć, że żałuje. Nie ich uczucia, ale tego, że tak późno zrozumiała kim on dla niej był. Pojedyncza łza skapnęła na ziemię, kiedy kobieta ruszyła w stronę furtki.

W jej sercu zawsze było dla niego miejsce.

Doceńmy to co jest nam dane teraz. Nie jutro, nie w przyszłym tygodniu, ale teraz. Nie wiemy co wydarzy się w przyszłości. Więc zadzwońmy teraz do mamy i powiedzmy, że ją kochamy i że dziękujemy jej za wszystko. Powiedzmy przyjacielowi, z którym się pokłóciliśmy, że przepraszamy. Zróbmy to na co mamy ochotę: skoczmy na bungee, zatańczmy tango, cokolwiek. Bo nigdy nie wiemy, kiedy skończy nam się czas, nigdy nie wiemy, kiedy będzie za późno. Życie na nas nie zaczeka. Po prostu trzeba zacząć działać. Od teraz, od zaraz, od już.

ImmediatelyWhere stories live. Discover now