Rozdział 10: Impreza u Gryfonów, Część II

Start from the beginning
                                    

— Nie, myślę, że nie.

Hermiona nie mogła powstrzymać lekkiego dreszczu na ten nieoczekiwany dotyk, ale jej głos pozostał spokojny.

— Kim więc jesteśmy? — zapytała.

— Znajomymi.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

— Wolisz być moim znajomym niż przyjacielem.

— Zdecydowanie. — Piosenka się skończyła. Teo przestał tańczyć, puszczając Hermionę. — Prawdę mówiąc, zająłem dziś i tak już zbyt dużo twojego czasu. Dziękuję za wspaniałe przyjęcie i tobie, i Ginny.

— Wychodzisz? — zapytała. — Mam nadzieję, że Ron nie...

Uśmiechnął się do niej.

— Zdecydowanie nie. — Ujął jej dłoń, muskając ustami knykcie. — Po prostu pora iść. Dobranoc, Hermiono.

Odwrócił się i po chwili zniknął w dziurze za portretem. Hermiona zmarszczyła brwi. To był chyba ten słynny taktyczny odwrót. Bardzo subtelny. Bardzo ślizgoński.

Teo nie wrócił, więc Hermiona zatańczyła z Neville'em, potem z Seamusem i Deanem, próbując mocno naszpikowanego ponczu Gryfonów. Ginny i Zabini wymknęli się przez dziurę za portretem, zabierając ze sobą butelkę Ognistej Whisky od Slughorna.

Neville wyszedł wcześnie, mamrocząc coś o podlewaniu nasion następnego ranka „zanim się obudzą". Hermiona przeszła na piwo kremowe i kontynuowała taniec z zapałem, trzymając się na dystans od Malfoya. Spodziewała się, że chłopak odejdzie. Nie był zbyt towarzyski. Po prostu wycofał się w zacieniony kąt, sącząc swoją Syrenią Whisky. Lavender skradała się, żeby z nim porozmawiać. Nachylała się nad nim i poklepywała go po ramieniu, zanim przyjaciele znowu odciągnęli ją na bok. Parkinson zatrzymała się przy jego rogu, żeby zamienić z nim kilka ostrych słów, po czym odeszła, wściekła. Wszyscy go unikali.

W miarę upływu nocy tłum łączył się w pary, a Hermiona straciła Malfoya z oczu. Seamus i Dean wyszli z wieży, aby zapalić na błoniach mugolskie papierosy, by po kilkunastu minutach wrócić z Ronem, prowadząc go do dormitoriów chłopców. Niedługo potem Lavender podążyła za nimi z jakimś siódmoklasistą z Gryffindoru, głośno chichocząc i próbując zwrócić na siebie jak najwięcej uwagi. Zbliżała się północ, a Hermiona zrzuciła buty i zwinęła się na sofie przy kominku, żeby poczekać na Ginny, która nadal nie wróciła. Ten cały Zabini coś w niej widział. Lampa nad sofą zgasła, pozostawiając Hermionę w cieniu.

Musiała na chwilę przysnąć, ponieważ kiedy otworzyła oczy, pokój wspólny wydawał się ciemny i pusty. Fonograf grał cichą, spokojną melodię. Ale nie była całkowicie sama.

Malfoy siedział w fotelu naprzeciwko, z drinkiem w ręku i długimi nogami wyciągniętymi w jej kierunku. Jego twarz zwrócona była w stronę dogasającego ognia. Wpatrywał się w wątłe płomienie. Hermiona nic nie powiedziała, zamiast tego obserwowała jego profil, spiczastą linię szczęki, powolne trzepotanie grubych, ciemnych rzęs, blask ognia tańczący na bladej skórze.

— Nadal tu jesteś — powiedziała w końcu, podpierając się na łokciu.

Malfoy odwrócił głowę w jej stronę. Przemknął spojrzeniem po jej ciele rozciągniętym na sofie.

— Oczywiście. — Uniósł lekko różdżkę, a lampa nad nią zamigotała, rozbłyskując przyćmionym światłem.

Zamrugała sennie, patrząc na niego.

— Jesteś tutaj, aby ostrzec mnie przed Teo?

Pokręcił głową.

— Prędzej powinienem ostrzec jego przed tobą. Prawdopodobnie skończy spetryfikowany.

[T] The Gloriana Set | Dramione [PL]Where stories live. Discover now