Rozdział 4: Codex Runicus

Začať od začiatku
                                    

Twarz Malfoya zbladła, a jego dłonie zacisnęły się w pięści, jednak Hermiona tego nie zauważyła. Jej oczy były skierowane na Codex, a umysł podążał własnym tokiem myśli.

— Mów dalej — powiedział nierównym szeptem. — O czym myślisz?

— O przyszłości, Draco. O tym, co mógłbyś zrobić z takim dziedzictwem.

— Moje dziedzictwo jest niczym innym niż czystym złem — odparł. — Nasze dłonie pokryte są krwią, a nazwisko zostało zhańbione.

Spojrzała na niego, ujęta czymś w jego głosie.

— Nie musi tak być — powiedziała prosto.

Malfoy patrzył na nią przez chwilę, po czym płynnym ruchem zeskoczył z biurka. Jednym machnięciem różdżki zwinął manuskrypt, a oba zawiniątka wtoczyły się do jego torby.

— Cisza nocna — powiedział krótko. Zarzucił torbę na ramię i szybko wyszedł z sali.

Hermiona westchnęła i zebrała swoje rzeczy. Wyszła z klasy, oświetlając sobie drogę różdżką. Popatrz, co zrobiłaś, masz w sobie tyle wrażliwości, co głodny Ron Weasley. Nie była pewna, co bardziej ją zmartwiło: odejście Malfoya czy fakt, że zabrał ze sobą manuskrypt i kamień runiczny.

***

O szóstej następnego poranka Hermiona była już na nogach, starając się przelać myśli na strony dziennika. Pięć rzeczy, na które warto dziś czekać: 1) Ponownie, śniadanie. 2) Odwiedziny u Hagrida, bo nie zrobiłam tego wczoraj. 3) Poznanie nowego nauczyciela obrony przed czarną magią. 4) Spacer dookoła jeziora. I jeszcze jedno... Cóż, ten ostatni punkt był podchwytliwy. W końcu jednak napisała: 5) Malfoy – runy?

Rozmyślała o punkcie piątym podczas porannego prysznica, przygotowań na zajęcia, wygładzania włosów i skręcania ich w gruby warkocz. Czy znowu z nią porozmawia? W kilku zdaniach rozszarpała całą jego rodzinę na strzępy, a potem jeszcze rzuciła mu zadaniem niemal niemożliwym do wykonania. Ona, szlama, Hermiona Granger, po sześciu latach wrogości i dokładnie jednym dniu ograniczonego moralnego dyskursu. Kto ci dał prawo do mówienia o takich rzeczach? Myślisz, że rzeczywiście należysz do tego świata? wyszeptał cichy głosik w jej głowie.

Hermiona prychnęła. Nie chciała myśleć w ten sposób. Nie miała zamiaru zacząć cenzurować samej siebie przez jakiegoś czystokrwistego dupka. Jeśli nie mógł tego znieść, to była tylko jego wina. Całe to ostrożne krążenie wokół siebie i tak było wystarczająco niedorzeczne – nie byli przyjaciółmi, ani nawet znajomymi.

Wzdychając, oparła czoło o zimną szybę okna i spojrzała na boisko do quidditcha. Jej serce podskoczyło – oto był, ten sam latający cień, majaczący w blasku wschodzącego słońca. Pełen niesamowitej gracji. Kto to taki? Postać była zbyt smukła i szczupła, by być Ginny. No i ona nigdy nie latała w tak skomplikowanych sekwencjach. Gdyby nie fakt, że go tu nie było, Hermiona pomyślałaby, że to Harry.

Została przy oknie, patrząc, jak postać goni malutkiego, srebrnego znicza. Siedziała tak, dopóki różdżka Ginny nie zawyła w porannym alarmie. Wtedy Hermiona chwyciła torbę i wyszła.

***

— Coś nie tak, Hermiono? — zapytała ją Ginny podczas śniadania. Hermiona posłała przyjaciółce słaby uśmiech i przesunęła widelcem kawałek pomidora na swoim talerzu. Malfoy nie pojawił się na posiłku. Nie żeby ją to obchodziło.

— Nic. Jak wasze nabory do drużyny quidditcha? — zapytała. Może powinnam go przeprosić. Ale za co? Za wyrażenie swojego własnego zdania?

[T] The Gloriana Set | Dramione [PL]Where stories live. Discover now