Melanie Benningfield była typowa sześciolatką i nie było w niej absolutnie niczego wyjątkowego. Była chudziutka i w miarę wysoka jak na swój wiek. Jej przednie zęby mogłyby być nieco mniejsze, a jej jasnobrązowe włosy były zawsze zaplecione w warkocze. Na nosie miała czarne okulary, a na kolanach mnóstwo zadrapań.
Ponieważ jej rodzice byli rozwiedzeni, a rodzina jej matki znajdowała się daleko, Pani Benningfield zdecydowała się zabierać swoją córkę do pracy. Jej przełożona, Pani Cole, zezwoliła na to, bo przecież i tak był to sierociniec.
Tak dokładnie to Sierociniec Wool's w Londynie. Wymarzona praca matki Melanie. Chciała wszystkim pomagać i ocalić każdego. Jaka szkoda, że nie była w stanie ocalić własnego małżeństwa.
- Dzieci - zaczęła Pani Cole - To jest Pani Benningfield. Będzie waszą nową opiekunką.
- Dzień dobry - Pani Benningfield uśmiechnęła się ciepło w ich stronę.- A to jest córka Pani Benningfield. Mealnie, kochanie, pokaż się - Pani Cole zachęciła ją do wyjścia zza spódnicy swojej matki.
Melanie zarumieniła się i uśmiechnęła w stronę dzieci. Zauważyła jak bardzo byli zachwyceni, że mają nową przyjaciółkę do zabawy. Wszyscy oprócz jednego. Dziwnego chłopca w czarnych włosach o znudzonym wyrazie twarzy. Stał jak najdalej się dało od reszty dzieci.
Może było w niej coś z matki, bo zawsze litowała się nad samotnymi oraz odrzuconymi. Może dlatego, że sama była jedną z nich.
- Melanie będzie tutaj przychodzić przez parę miesięcy zanim rozpocznie się szkoła, więc mam nadzieję, że będziecie dal niej mili i pokażecie jej, że wiecie jak się zachować - dodała Pani Cole - Regina, czy możemy porozmawiać na osobności? Muszę przedyskutować z tobą parę kwestii zanim rozpoczniesz pracę - odwróciła się w stronę Pani Benningfield.
- Oczywiście - Pani Benningfield pokiwała głową - Melanie, kochanie, idź się pobawić z nowymi przyjaciółmi. Ja niedługo wrócę.
- Dobrze, mamo - zawstydzona Melanie spuściła wzrok, a dorośli opuścili pokój.
Podekscytowane dzieci od razu ją otoczyły. Zadawały mnóstwo pytań.
- Ile masz lat?
- Masz jakieś rodzeństwo?
- Czemu będziesz tu przychodziła ze swoją mamą?
- Naprawdę potrzebujesz tych okularów?
Melanie czuła się nieco przytłoczona uwagą, która skupiła się wokół niej. Zauważyła kątem oka, że tamten dziwny chłopiec opuścił pokój i udał się na górę.
- Kim on jest? - zapytała dziewczynki stojącej obok.
- Och, to jest Tom - zachichotała - Po prostu nie zwracaj na niego uwagi.
- Ano, on jest dziwny - dodał jakiś chłopak - Nie baw się z nim.
Melanie nie spodobał się ton jego głosu. Zignorowała wszystkie dzieci i podążyła za chłopcem na górę schodów. Jej nowi przyjaciele zdawali się być zawiedzeni.
Szła wzdłuż korytarza i zaglądała do każdego pokoju, aż w końcu go odnalazła. Siedział na swoim łóżku i przyglądał się ścianie naprzeciwko. Poprawiła okulary na swoim nosie i zapukała do drzwi, chociaż i tak były otwarte. Odwrócił się powoli w jej stronę i zrobił zdziwioną minę na jej widok.
- Cz-cześć - zaczęła - Jesteś Tom, prawda?
- Już ci nagadali? - zapytał smutno.
- Ale co? - Melanie oparła się o ścianę.
- Że jestem dziwakiem. Potworem.
- A jesteś? - zapytała żartobliwym tonem, a on spuścił wzrok - To w porządku! - prędko dodała - Lubię dziwaków! Myślę, że sama jestem trochę dziwakiem - zaśmiała się.
- Naprawdę? - Tom spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
- Mhm - podeszła do niego i wyciągnęła dłoń w jego kierunku - Melanie Benningfield. Mam sześć lat.
- Tom Riddle. Ja będę miał sześć lat dopiero 31. grudnia - ścisnął jej dłoń - Możesz usiąść obok mnie jeśli chcesz.
- Dziękuję, Tom! - usiadła na jego łóżku - A więc urodziłeś się w Sylwestra? W takim razie jesteś wyjątkowy!
- Tak uważasz?
- Mhm.
- Mówiliśmy ci, że masz się z nim nie bawić! - usłyszała głosy z korytarza.
Kiedy Melanie wstała, żeby lepiej zobaczyć kto to był, wszystkie dzieciaki rozbiegły się ze śmiechem. Tom zarumienił się i ponownie spojrzał w dół.
- Jeśli chcesz być lubiana, to lepiej nie spędzaj ze mną czasu - wymamrotał Tom.
- Nie zależy mi na tym, żeby być lubianą przez nich - oznajmiła, po czym odwróciła się w jego stronę. Obdarowała go delikatnym uśmiechem - I tak wkrótce przestaliby mnie lubić. Ja nie mam wielu przyjaciół.
- To jest nas dwoje - westchnął Tom, a potem wpadł na pomysł przetestowania swojej nowej znajomej - Chcesz coś zobaczyć?
- Co? - zapytała zaciekawiona.
- Potrafię robić wyjątkowe rzeczy. Spójrz - wskazał na krzesło, a ono zajęło się płomieniami.
- Łoo! - Melanie krzyknęła zarówno ze strachu, jak i ekscytacji.
Tom uśmiechnął się pod nosem, a krzesło powróciło do poprzedniego stanu.
- Jak ty to robisz?! - zapytała robiąc wielkie oczy.
- Nie wiem. Po prostu tak umiem - wzruszył ramionami - Dlatego mnie nie lubią.
- Ale to jest świetne! - przyznała - Chciałabym umieć takie rzeczy...
- Potrafię znacznie więcej - powiedział jej - Mogę ci pokazać jeśli chcesz, ale musisz mi obiecać, że nie powiesz nikomu o moich... zdolnościach.
- Oczywiście! Daję słowo! - pokiwała głową.
- Melanie - Pani Benningfield weszła do pokoju Toma z uśmiechem na twarzy.
- Mama! - jej córka obróciła się, żeby się z nią przywitać.
- Cieszę się, że już znalazłaś sobie przyjaciela - oznajmiła Pani Benningfield - Ale tam na dole są też inne dzieci, które chciałyby cię lepiej poznać.
Tom znów wbił wzrok w ziemię i zaczął się nerwowo bawić własnymi palcami. Nie chciał żeby Melanie sobie szła. Polubił ją.
- Ja wolę Toma, mamo. On jest najlepszy - dziewczynka poinformowała swoją matkę, a Tom nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Uśmiechnął się sam do siebie.
- No dobrze - Pani Benningfield westchnęła - Niedługo będzie gotowy obiad. Umyjcie ręce zanim przyjdziecie do jadalni - powiedziała im, po czym wyszła.
- Naprawdę tak sądzisz? - zapytał nieśmiało Tom.
- Tak, tak sądzę - zachichotała Melanie - Pokaż mi jeszcze raz! - poprosiła.