Rozdział 2

22 2 2
                                    

Soundtrack do rozdziału: Guild Wars 2 - Fear not this night


Nie zawaha się on przed Zasłoną,

I nie zazna strachu przed śmiercią,

Gdyż Stwórca chroni go i da siłę jego mięśniom,

Będzie dlań podstawą i mieczem.

Księga Przemienienia, 10.


— Adara!

Wszechogarniająca ciemność obejmowała ją swoimi długimi i wilgotnymi mackami, z pomiędzy których ledwie mogła dostrzec majaczące w oddali jasne punkciki. Wygodna, choć momentami lodowata przestrzeń wydawała się bardziej pociągająca, niż chęć powrotu do... właściwie, do czego? Od miesięcy nie zaznała niczego, prócz udręki i straty, prócz słonych łez i niesprawiedliwości. Nieskrępowana radość, która, jeśli kiedykolwiek, ogarniała jej serce, obróciła się w popiół wraz z jej siostrą, uczestniczką feralnego Konklawe. I aby zabić w sobie emocje, które pragnęły ją od środka rozszarpać i upodlić, rzuciła się w wir pracy. Oddała się całkowicie sprawom Inkwizycji i wyręczała Cullena przy każdej możliwej okazji. Byle tylko nie myśleć. Nie rozpaczać. Nie czuć. Wyznaczała sobie jasne, klarowne cele i dążyła do nich, bez rozmyślań o przeszłości. Bez snucia dalekosiężnych, przeplatanych słońcem i przyjemnościami planów. Obowiązek nade wszystko. W końcu była żołnierzem.

— Pani Kapitan!

Do jej podświadomości dotarł kolejny krzyk, któremu tym razem towarzyszyło szarpnięcie za ramię.

Zacisnęła mocniej oczy.

Stwórco, może to już najwyższy czas? W końcu dobrze się spisałam. Wyszkoliłam ludzi najlepiej, jak tylko potrafiłam. Przekazałam im całą swoją wiedzę, całe swoje doświadczenie, a dla Cullena, ech... Pilnowałam swojego Komendanta tak długo, jak tylko mogłam. Poradzi sobie beze mnie. Znajdzie kogoś na moje miejsce, może nawet kogoś lepszego...

Wtem ostry, natarczywy ból rozlał się po jej całym brzuchu, zmuszając Adarę do uchylenia powiek i głośnego krzyku. Zgięła się wpół, obejmując rękoma, a spomiędzy ust wypluwała przekleństwa we wszystkich językach, jakie tylko znała.

— Czy ciebie pokurwiło?! — wrzasnęła, gdy udało jej się zogniskować wzrok na klęczącej nad nią postaci.

Twarz Demrena, wyostrzona przez magiczne światło bijące z niewielkiej, lewitującej kuli, wyrażała irytację oraz... dezorientację. Miał nienaturalnie jasną skórę, papierową niemalże przy kruczych, potarganych włosach i plamach krwi okraszających jego twarz.

— Musimy iść dalej. Chyba, że zamierzasz tutaj zamarznąć — rzucił oschle, nawet nie przepraszając za wymierzone w nią uderzenie i wstał.

— Nie jestem twoim workiem treningowym, zapamiętaj to sobie. — Nigdy nie potrafiła zdzierżyć osoby Demrena, choć tak wiele zasług mu przypisywano. Podczas narad czy rozmów na tematy Inkwizycji, ograniczała się do chłodnego, taktownego zachowania wobec niego, a prywatnie unikała go jak ognia. Nie ufała samej sobie w jego obecności i gdyby nie fakt, że Cullen szanował tego wyniosłego durnia, już dawno wbiłaby mu miecz między żebra.

Rudowłosa prychnęła cicho, a kiedy tylko stłumiła ból na tyle, że pozostał on ledwie pulsującym odczuciem, niepewnie dźwignęła się na nogi. Rozpostarła szerzej ręce chcąc utrzymać równowagę, której zwykle każdy mógł jej pozazdrościć. Prócz nieznośnego ucisku w okolicach potylicy - zapewne spowodowanego uderzeniem - czuła, jak dojmujące zimno powoli zaczynało wdzierać się między jej potargane, gdzieniegdzie nadpalone ubranie, aby tylko dopaść do jej poranionego ciała i zamknąć je w wiecznym, lodowym kokonie.

Lwy FereldenuWhere stories live. Discover now