"Fight back." 1.11

Start from the beginning
                                    

- Nie dopuszczałem do siebie faktów, okej?! - krzyczy Louis, słowa wydostają się z jego ust, zanim jest nawet w stanie je przemyśleć. - Bałem się przyznać, że musieliśmy siebie naprawić, bo to oznaczało, że było coś do naprawy. Nie chciałem o tym słyszeć. Za bardzo się bałem ciebie stracić i wariowałem przez możliwość, że tak może się stać. I potem i tak cię do cholery straciłem. To była przegrana sytuacja, nie ważne co - bezmyślnie przejeżdża dłońmi po swoich udach. - Nie mogłem zmusić się do mówienia. To było jakbym dławił się słowami i nic nie wychodziło i mój Boże, nigdy tak się nie bałem, ani nie czułem tak cholernie bezsilnie w całym swoim życiu.

Harry przytakuje, zamykając oczy. - Rozumiem to, Lou. Ja też się czułem w ten sposób. Ale przebrnąłem przez ten nieprawdopodobny, okropny, pieprzony strach i próbowałem o ciebie walczyć. I to wyglądało jakbyś nie chciał, żeby o ciebie walczono. To wtedy zacząłem się poddawać. To wtedy odszedłem. Potrzeba dużo odwagi żeby przyznać, że myślisz że zawalasz i potrzebujesz pomocy i kiedy próbowałem, ty mnie do cholery zignorowałeś. Możesz mówić, że złamałem ci serce, ale moje było złamane dużo wcześniej - kiedy ponownie otwiera swoje oczy, są jasne. Są wściekłe. Są zranione. - Nie próbowałeś, więc ja też nie. To nie była tylko moja wina i wiesz o tym.

- Okej, nie - zaczyna Louis, myśląc jak Harry bardzo się myli. Wraca myślami do załamania po odejściu Harry'ego, jak Harry wyraźnie nie jest świadomy że Louis mógł jedynie wyrzucić z siebie okej, bo jeśli próbowałby powiedzieć cokolwiek innego, przestałby oddychać. Louis nie zamierza mu o tym powiedzieć. Nie jest mu to winny. - Rozpadaliśmy się od miesięcy, ale nigdy od ciebie nie odszedłem, bo myśl bycia zagubionym obok ciebie była o wiele lepsza, niż bycie zagubionym bez ciebie. - Spogląda na sufit, jakby miał znaleźć tam odpowiedź, czekającą na niego. - Zrezygnowałeś ze mnie. Zrezygnowałeś z nas. I to nie jest tym, czym jest związek. To powinna być ciężka praca, ale powinniśmy robić to razem, nie uciekać kiedy to nas przerasta. To nie jest to, czym byliśmy. Zawsze byliśmy do tego lepsi, zawsze inni - Louis oblizuje swoje wargi. - Albo może nie.

Przenosi swój ciężar z nogi na nogę, patrząc na dywan. - Postradałem swoje pieprzone zmysły, Louis. Zjebałem tak bardzo. Nie mogłem znieść już tej ciszy i ty nigdy nie próbowałeś jej przełamać i zjebałem. Nie wiedziałem co innego mam zrobić.

Louis przytakuje, bezmyślnie drapiąc się po ręce. - Zawsze byłeś tym pewnym, zawsze tym, który troszczy się o wszysko i upewnia się, że było ze mną dobrze i nigdy nie musiałem się o nic martwić, bo miałem ciebie - Harry teraz patrzy na niego, ale Louis nie może nawiązać kontaktu wzrokowego. - Kiedy po raz pierwszy cię poznałem, zajęło mi to kilka tygodni by wiedzieć, że będziesz w moim życiu na zawsze. Jakby, nigdy nie miałem żadnych wątpliwości. Byłbyś ze mną tak czy inaczej. I spójrz na nas - czuje się całkowicie żałośnie, stojąc przed swoim byłym, półnagi i stojąc na odległości wyciągniętej ręki, wystarczająco daleko żeby nie dotykać, już nie wolno mu było tego robić. - Szkody są zbyt wielkie żebyśmy kiedykolwiek wrócili tam, gdzie byliśmy.

Harry chwilę czeka, potem przytakuje, zaciskając wargi. Jego policzki są różowe i Louis wie, że próbuje nie płakać. Nie wspomina o tym. - Masz rację - mówi, głos napięty. - Poddałem się. Nie wiedziałem jak nas naprawić, więc odszedłem. Jak pieprzony tchórz. Wiesz jak głupio się czuję? Louis. - Bierze krok do przodu, jego oczy w końcu lśnią. - Jestem tak w tobie zakochany, czuję jakbym nie mógł oddychać. Jesteś powodem dla wszystkiego co robię. Naprawię szkody. Zmienię to. Pozwól mi to zrobić. Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Pozwól mi spróbować. Proszę.

- Przestań - ostrzega Louis, głos drży. - Proszę przestań.

- Co do kurwy sobie myślałem? - pyta, brzmiąc lekko histerycznie. - Jestem tak wściekły przez cały czas, bo to jakby moje życie nie jest nawet dla mnie już realne. Nie jest do cholery realne, dopóki ciebie tam nie ma, dopóki nie dzielę go z tobą. Kurwa, po prostu. Mój Boże, Louis, nawet kiedy cię nienawidzę, nawet kiedy nie mogę na ciebie patrzeć, kocham cię tak bardzo. Jesteś, jakby, snem, z którego nigdy nie chcę się obudzić. Nie opuszczę tej wyspy, dopóki nie wrócę z tobą do domu - błaga, głos drży. - Kocham cię, okej? Jestem w tobie zakochany i nie chcę robić tego bez ciebie.

Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/Where stories live. Discover now