"Fight back." 1.11

2.2K 203 531
                                    

Louis budzi się następnego ranka, czując się chwilowo oszukanym przez myślenie, że jest szczęśliwy. Może poczuć ciepło Harry'ego obok siebie, może poczuć zapach jego wody kolońskiej, przypomina sobie sposób, w jaki Harry całował go i pieprzył i dotykał go, dopóki poranne słońce nie pojawiło się za chmurami i wtargnęło przez okna. Zamyka swoje oczy, nie potrafiąc zdecydować czy chce wymazać ostatnie 24 godziny, czy się nimi rozkoszować.

Przekręca się i dostrzega, że Harry już siedzi, pościel zebrana wokół jego talii, bez koszulki, włosy zaczesane za jego uszy. Harry spogląda w dół, kiedy słyszy jak Louis sie budzi i słabo się uśmiecha.

- Hej.

Louis wymusza uśmiech. - Co robisz?

Wzrusza ramionami, przejeżdżając palcem po rąbku pościeli. - Myślę.

- Nie możesz tego robić leżąc?

- Nie, chrapałeś mi w twarz i było to irytujące.

Szczypie udo Harry'ego przez pościel. - Spierdalaj.

Harry śmieje się, przejeżdżając kciukiem po knykciach Louisa. - Zawsze ranny z ciebie ptaszek.

Jest to boleśnie znajome i przez sekundę Louis niemalże oczekuje, aż Harry wstanie z łóżka i wyciągnie bluzę z ich szafy, pójdzie do kuchni i zrobi im obu kawę. Może wypożyczy film, może stawi czoła mroźnej pogodzie w Denver i pójdzie po pączki - idealny niedzielny poranek w styczniu.

Kręci głową, siadając obok Harry'ego. Jego głowa pęka. - Ile mamy czasu do wymeldowania się?

- Dwie godziny - Harry wskazuje w stronę drzwi. - Muszę iść do swojego pokoju i spakować resztę rzeczy.

- Och, tak. Zapomniałem, że masz inny pokój.

- Ja też - kładzie swoją dłoń na kolanie Louisa. - Lou.

Wie, co Harry zamierza powiedzieć i jest na to za wcześnie. Jeszcze nic nie jadł, nie wypił żadnej kofeiny, jest zbyt cholernie zmęczony pod każdym względem, by przybrać swoją waleczną minę. Nie może tego zrobić. - Przestań.

- Zapomniałem, że mam inny pokój ponieważ to - mówi, gestykulując pomiędzy nimi, całkowicie ignorując prośbę Louisa, - jest najbardziej naturalną rzeczą. Jakbym powinienem tu być.

- Z wyjątkiem tego, że nie jesteś - Louis wstaje z łóżka, nagle bardzo świadomy faktu, że jest nagi. Obraca się, dopóki nie znajduje swoich bokserek na podłodze i wkłada je, wzrok Harry'ego jest na nim przez cały czas. - Powiedziałem ci na korytarzu, Harry. Ostatnia noc była końcem.

- Nie. Nie, to nie może być koniec - odpowiada, głos brzmi tak, tak słabo, niedowierzanie wypisane w każdej części. - Jesteśmy Harrym i Louisem.

Louis zaciska swoją szczękę. - Ty jesteś Harrym. Ja jestem Louis. Oddzielnie. Ten statek odpłynął. Po prostu jesteś pochłonięty ślubem. To było romantyczne i piliśmy alkohol i to wszystko. To nic nie znaczyło - nawet on słyszy jak słabo to brzmi. - Nie możemy po prostu przespać się ze sobą i udawać, że wszystko jest naprawione. To był moment słabości, okej? To tyle.

Harry kręci głową, zanim Louis kończy mówić. - To kłamstwo i ty o tym wiesz.

- To powrót do rzeczywistości. Powrót do... - próbuje przełknąć; jego gardło boli. - Powrót do próbowania, by ruszyć dalej. Skończyliśmy udawać.

- Nie. Nie - Harry ściska pościel w swojej dłoni, jakby potrzebował się czegoś trzymać. - Przestałem udawać w momencie, kiedy obudziłem się obok ciebie drugiego poranka. Udawałem przez cały rok - że było ze mną w porządku, że byłem szczęśliwy - i potem jeden tydzień z tobą i już niczego nie udaję. To naprawdę było tak proste.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz