rozdział 1

3K 113 14
                                    

Następnego dnia dzieci, włącznie z Ailey, obudziło monotonne bębnienie deszczu, tak gęstego, że przez okno nie było widać ani gór, ani lasów, ani nawet strumyka płynącego przez ogród.

- Oczywiście MUSI padać! - stwierdził Edmund, kiedy skończyli śniadanie z Profesorem - Ailey nawet na nim nie było, gdyż zjadła o wiele wcześniej - i byli już na górze, w pokoju, który im przydzielono. Było to długie, niskie pomieszczenie z dwoma oknami wychodzącymi na dwie różne strony świata.

- Och, Edziu, proszę cię, przestań narzekać. - powiedziała Zuzanna, nie mogąc już słuchać narzekań brata. - Stawiam dziesięć do jednego, że przejaśni się w ciągu godziny. Tymczasem nie jest tak źle. Mamy radio i mnóstwo książek.

- Jeśli chodzi o mnie, to na razie nie skorzystam. - wtrącił Piotr, wstając na równe nogi. - Zamierzam najpierw dokładnie zwiedzić dom.

Wszyscy chętnie na to przystali i tak zaczęły się ich przygody. Dom był pełen zakamarków i niespodzianek, wielki, z rodzaju tych wielkich domów, co to zdają się nigdy nie mieć końca. Jak można było się spodziewać kilkoro pierwszych drzwi, które otworzyli, wiodło do pustych sypialni, w tym jednak do jeszcze jednej zajętej, która należała do Ailey, ale oni oczywiście o tym nie wiedzieli. Wkrótce jednak doszli do bardzo długiego pokoju pełnego obrazów na ścianach; odkryli tu kompletną starą zbroję. Dalej był pokój obity zieloną tkaniną, ze stojącą w rogu harfą, następnie przejście prowadzące trzy stopnie w dół, a potem pięć stopni w górę, za nim niewielka komnata z drzwiami na balkon, a dalej cały szereg połączonych ze sobą pomieszczeń z półkami pełnymi książek, przeważnie bardzo starych, niektóre z nich byli z pewnością większe od Biblii w kościele. Był to prawdziwy raj dla jasnowłosej mieszkanki domu, która dość często tu przebywała. Wkrótce rodzeństwo dotarło do prawie pustego pokoju, w którym stała stara szafa z dużym lustrem w drzwiach. Nie było tu nic więcej, jeśli nie liczyć martwej muchy na parapecie.

- Tu nic nie ma! - stwierdził Piotr i, gdy już wszyscy mieli wyjść z pomieszczenia, do ich uszu dotarł dziewczęcy głos, dochodzący z szafy. Oczywiście, Ailey się tam schowała, ale tylko dlatego, że to nie była zwykła szafa.

- Jest, tylko trzeba dokładnie się przyjrzeć, a wtedy wszystko się zobaczy. - powiedziała, wychodząc z mebla i tym samym ujawniając się rodzeństwu. Byli zdumieni, zaskoczeni, a Łucja nawet lekko przestraszona jej nagłym pojawieniem.

- Kim ty jesteś? - spytała Zuzanna, która jako pierwsza oprzytomniała z chwilowego szoku nagłym pojawieniem się dziewczyny. - Przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem Zuzanna. - przedstawiła się, wystawiając swoją rękę w stronę drugiej dziewczyny, która niepewnie ją uścisnęła.

- Ailey.

- Ale co ty tu robisz? Skąd jesteś? Kim właściwie jesteś? Co robiłaś w tej szafie? - zapytał Piotr, podchodząc do nastolatki z założonymi rękoma na piesi. Oczywistym było, że jej nie ufał i Ailey doskonale o tym wiedziała, ale mógł przynajmniej się przedstawić, a nie od razu zasypywać ją pytaniami. Poczuła się lekko urażona.

- Myślałam, że przynajmniej się przedstawisz, ale dobra, wybaczę ci to małe przewinienie, Piotrze. - powiedziała, a chłopak ewidentnie zdziwił się, że nastolatka znała jego imię, z resztą nie on jedyny. Dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio i kontynuowała. - A odpowiadając na twoje pytania... Mieszkam tu, więc to normalne, że można znaleźć mnie w którymś z pokoi, a to że siedziałam w szafie to już nie wasza sprawa. I przedstawiałam się, jeśli niedosłyszałeś, więc nie było potrzeby pytać, kim jestem. A jestem Ailey, dla przypomnienia. - dodała, wystawiając w jego stronę swoją dłoń.

- Piotr. - przedstawił się, nieco skołowany. - Ale skąd ty w ogóle to wiesz? Spotykamy cię dopiero pierwszy raz, a Profesor nic o tobie nie wspominał.

- Bo obiecał mi, że nic o mnie nie wspomni. A znam wasze imiona, bo po prostu już je słyszałam. Profesor trochę mi o was powiedział. - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Dzieci były niezwykle zdziwione tym, ile nastolatka o nich wiedziała. Sami dopiero dowiedzieli się, że oprócz nich, Profesora, gospodyni i jej pomocnic, był tam ktoś jeszcze. - Ty pewnie musisz być Edmund. - wskazała na młodszego z chłopców. - A ty Łucja. - dodała z uśmiechem, przybijając piątkę z dziewczynką. U niej, jako jedynej, nie zauważyła pewnej niechęci do własnej osoby i wiedziała, że pomimo sporej różnicy wieku, będą w stanie się jakoś porozumieć.

Chwilę później wszyscy ruszyli do wyjścia z pokoju. Wszyscy - prócz Łucji, która pomyślała sobie, że warto sprawdzić, co takiego robiła Ailey w szafie. Drzwi otworzyły się z łatwością, a na podłogę wypadły dwie kulki naftaliny.

Kiedy zajrzała do środka, zobaczyła rząd wiszących płaszczy. Były to przeważnie futra, a dla Łucji nie było nic milszego nad zapach i dotyk futer. Nie wahając się ani chwili, weszła do szafy i zanurzyła się w futrach, z rozkoszą wtulając w nie twarz. Oczywiście nie zapomniała o pozostawieniu otwartych drzwi, ponieważ wiedziała, że to bardzo głupio przypadkowo zamknąć się w szafie. Postąpiła krok czy dwa w głąb i stwierdziła, że wewnątrz jest jeszcze drugi rząd płaszczy. Było tam tak ciemno, że Łucja wyciągnęła ręce przed siebie, by nie uderzyć głową w tylną ścianę szafy. Zrobiła jeszcze jeden krok naprzód, potem jeszcze dwa lub trzy, wciąż spodziewając się, że końcami palców dotknie drewnianej ściany. Ale nic takiego nie nastąpiło.

To musi być naprawdę ogromna szafa - pomyślała, posuwając się wciąż dalej i rozgarniając miękkie futra, aby zrobić sobie miejsce. Już wiem, dlaczego ta dziewczyna tu siedziała. Tu jest naprawdę dużo miejsca. Nagle zauważyła, że coś skrzypi pod jej nogami. To chyba kulki naftaliny, - pomyślała i schyliła się, chcąc namacac je ręką. Ale zamiast twardego i gładkiego drewna podłogi wyczuła coś miękkiego, sypkiego i zimnego.

- To bardzo dziwne. - powiedziała do siebie i zrobiła jeszcze krok lub dwa.

Jej twarz i ręce przestały wyczuwać miękkość futer, a napotkały coś twardego i szorstkiego, a nawet kłującego.

- Ależ to zupełnie przypomina gałęzie drzew! - wykrzyknęła i nagle zauważyła jakieś światło. I to wcale nie kilkanaście centymetrów przed sobą, tam gdzie powinna być tylna ściana szafy, lecz w oddali. Chwilę później zdała sobie sprawę, że stoi pośrodku lasu, jest noc, pod nogami na najprawdziwszy śnieg, którego płatki wirują w powietrzu.

Łucja trochę się przestraszyła, ale jednocześnie była ciekawa i podniecona. Spojrzała przez ramię za siebie. Między czarnymi pniami drzew wciąż widziała otwarte drzwi szafy, a nawet kawałek pustego pokoju. Wyglądało na to, że w pokoju nadal jest dzienne światło. Gdyby coś było nie w porządku, zawsze mogę wrócić. W końcu Ailey też tu była, prawda? - uspokoiła się i zaczęła iść przez las, skrzyp - skrzyp po śniegu, ku dziwnemu światłu przed sobą.

Kiedy po blisko dziesięciu minutach doszła do światła, przekonała się, że to świeci latarnia na słupie. A kiedy tak stała i patrzyła na nią, rozmyślając, skąd wzięła się latarnia w środku lasu i co robić dalej, usłyszała odgłos zbliżających się kroków. Wkrótce potem bardzo dziwna postać z parasolem wynurzyła się spomiędzy drzew i weszła w krąg światła rzucany przez latarnię.

Dziwna istota była tylko trochę wyższa od Łucji. Od pasa w górę przypominała człowieka, ale jej nogi były nogami kozła ( pokrytymi czarną, połyskującą w świetle latarni sierścią ), a zamiast stóp miała najprawdziwsze kopytka. Miała też ogon, choć w pierwszej chwili Łucja go nie zauważyła, ponieważ był elegancko przewieszony przez trzymającą rozłożony parasol rękę, zapewne po to, aby nie ciągnął się po śniegu. Szyję otulał czerwony, wełniany szalik, a jej skóra Mia również czerwoną barwę. Twarz wędrowca była dziwna, lecz miła. Miał krótką, ostro zakończoną bródkę i kręcące się włosy, z których wystawały dwa mecze różki. W jednej ręce trzymał otwarty, biały od śniegu parasol, a w drugiej - kilka paczek owiniętych w brązowy papier, jakby wracał z zakupów przed Bożym Narodzeniem.

Był to faun. Kiedy zobaczył Łucję, tak gwałtownie podskoczył z wrażenia, że wszystkie paczki wypadły mu z rąk.

- Boże miłosierny! - wykrzyknął.

Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego LwaWhere stories live. Discover now