rozdział 10

1.6K 93 6
                                    

Wszyscy zaczęli pośpiesznie ściągać płaszcze. - Wszyscy - prócz Ailey, która stanęła w kącie pokoju, wiedząc, że i tak nie będzie potrafiła im pomóc ze względu na swoją drugą postać oraz pani Bobrowej, która zebrała kilka worków, położyła je na stole i zwróciła się do męża:

- A teraz sięgnij no po tę szynkę. I daj jeszcze paczkę herbaty. I cukier. Weźmiemy też trochę zapałek. I niech ktoś wyjmie ze dwa lub trzy bochenki chleba z tego kotła w rogu.

- Co pani robi, pani Bobrowo? - wykrzyknęła Zuzanna, widząc, co zwierzę poczynia.

- Pakuję dla każdego prowiant, moja kochana. - odpowiedziała spokojnie. - Chyba nie myślisz, że wyruszymy w drogę bez jedzenia.

Reszty rozmowy Ailey już nie słuchała. Wyszła z domku państwa Bobrów, rozglądając się wokoło. Siedzenie tam i patrzenie na to całe zamieszanie nie miało sensu. Dziewczyna nawet nie wiedziała, że ktoś widział, że wychodzi.

Tym kimś okazał się Piotr. Blondyn niezauważenie wymknął się na zewnątrz i stanął metr za lwicą, która zdawała się go nie zauważyć.

- Co tu robisz? - zapytała spokojnym głosem, nawet się nie odwracając. Chłopak, mimo że początkowo nieco się przestraszył, że zwierzę go usłyszało, podszedł do niej o krok, stając obok.

- Nigdy nawet nie pomyślałbym, że będę rozmawiać ze zwierzętami. To trochę...

- Dziwne? - spytała Ailey, spoglądając na niego.

- Niesamowite. - sprostował, uśmiechając się lekko. Lwica zaśmiała się cicho.

- Wszystko tu jest niesamowite. Gdybyś był tu tyle samo razy, co ja, wiele rzeczy nie robiłoby na tobie wrażenia. Ale każdy kolejny raz jest czymś niesamowitym, nowym.

- Pozwolisz, że spytam... Ile masz lat?

Ailey po raz kolejny zaśmiała się cicho.

- W twoim świecie, czy moim? - zapytała z uśmiechem. Widząc lekko zakłopotanego Piotra, który milczał, postanowiła odpowiedzieć. - W twoim świecie mam jakoś piętnaście lat. To chyba tyle, co ty, prawda?

- Teoretycznie...

- Tu jesteście! - wykrzyknął pan Bóbr, który wraz z resztą towarzystwa w końcu wyszli na zewnątrz. Na twarzy pani Bobrowej można było dostrzec delikatny uśmiech, gdy ich zobaczyła. Zuzanna była nieco zdziwiona, że jej brat rozmawia z lwicą, natomiast Łucja przyglądała im się z lekkim uśmiechem. - Myślałem już, że wy także sobie poszliście.

- Nic z tych rzeczy, proszę pana. - odparła Ailey, odwracając się do zwierzęcia.

- No dobrze. Ruszajmy.

Śnieg przestał padać i zza chmur wyszedł księżyc. Szli gęsiego: pan Bóbr na czele wraz z panią Bobrową, potem Łucja, Piotr, Zuzanna, a na samym końcu Ailey. Pan Bóbr poprowadził ich przez tamę na prawy brzeg, a potem bardzo wyboistą i ledwo widoczną ścieżką tuż nad samą rzeką. Zbocza doliny, jaśniejące w blasku księżyca, wznosiły się stromo nad ich głowami.

- Najlepiej trzymać się jak najniżej. - powiedział pan Bóbr szeptem. - Ona będzie jechać górą, bo nie zdołałaby zjechać tu na dół saniami.

Sceneria była piękna, zwłaszcza gdyby się ją mogło oglądać przez okno z wygodnego fotela, ale i tak Łucja zachwycała się nią - z początku. Ale kiedy tak szli i szli, a worek robił się coraz bardziej i bardziej ciężki, zaczęła się niepokoić, czy aby to wszystko wytrzyma. Wkrótce przestała patrzeć na jaśniejącą w ciemnościach zamarzniętą rzekę z jej lodowymi kaskadami, na wielki, jarzący się księżyc i niezliczone gwiazdy. Widziała przed sobą tylko łapki pana Bobra, przebierające szybko i regularnie po śniegu, jakby nie miały się nigdy zatrzymywać.

Ailey, mimo że szła na samym końcu, doskonale widziała, że Łucja prawie zasypiała w marszu i od razu postanowiła do niej podejść. Wyminęła Zuzannę i Piotra, by stanąć obok ich młodszej siostry.

- Jesteś zmęczona, prawda? - zapytała cicho. Dziewczynka jedynie kiwnęła głową na potwierdzenie jej słów. - Chcesz może usiąść?

- Gdzie? - spytała Łucja zaspanym głosem.

- Na moim grzbiecie oczywiście.

Łucja zatrzymała się gwałtownie, przez co Piotr o mało na nią nie wszedł. Złapał ją za ramionami, podtrzymując się przed upadkiem.

- Łucjo, dlaczego się zatrzymujesz?

- Posadź ją proszę na mój grzbiet. - odezwała się Ailey. Piotr od razu wykonał jej polecenie i pomógł swojej siostrze wejść na grzbiet nastolatki. Dziewczynka mocno obłapała szyję lwicy, kładąc głowę na jej głowie. Ailey stwierdziła w duchu, że Łucja nie jest wcale taka ciężka, jak na początku przypuszczała. Nie przeszkadzało jej, że na niej siedziała.

Szli jeszcze przez jakiś czas, gdy nagle państwo Bobrów skręciło w prawo. Prowadzili ich w górę zbocza, w najgęstsze zarośla. Córka Wielkiego Lwa szła za nimi, gdy nagle zdała sobie sprawę, że pan Bóbr znika wraz z żoną w małej dziurze, prawie zupełnie niewidocznej między krzakami, zanim się nie stanęło tuż przed nią. Kiedy sobie uświadomiła, co się dzieje, z czarnego otworu wystawał już tylko krótki, płaski ogon.

Łucja, czując, że Ailey się zatrzymała, podniosła głowę do góry, po czym zeszła z grzbietu lwicy. Nastolatka kiwnięciem głowy dała jej znak, żeby weszła do środka. Dziewczynka wpełzła za małżeństwem do dziury. Potem usłyszała za sobą odgłosy gramolenia się na czworakach, sapanie i kichanie. I nagle cała szóstka znalazła się razem w środku.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Piotr zmęczonym głosem. Chwilę później ziewnął, zakrywając usta dłonią. Wszyscy byli zmęczeni.

- To stara kryjówka bobrów, używana w złych czasach. - odpowiedział pan Bóbr. - A jej położenie otrzymywane jest w największej tajemnicy. Nie ma tu zbyt wiele miejsca, ale musimy przespać się parę godzin.

- Gdybyście wszyscy nie byli w takiej piekielnej gorączce, jak wyruszaliśmy w drogę, to bym zdążyła zabrać kilka poduszek. - powiedziała pani Bobrowa.

Nie była to pieczara nawet w przybliżeniu tak przytulna jak dom pana Tumnusa: po prostu zwykła, sucha jama, wydrążona w ziemi. Miejsca rzeczywiście nie było zbyt wiele, tak że kiedy się wszyscy położyli, sprawiali wrażenie jednego wielkiego tobołka z ubraniami. Było im jednak ciepło - zwłaszcza że rozgrzał ich szybki marsz - i całkiem przyjemnie. Gdyby tylko podłoga była trochę bardziej równa!

- Idźcie spać. Stanę na warcie, w razie czego będę was budzić. - oznajmiła Ailey. Wszyscy jej przytaknęli.

Pan Bóbr puścił w obieg małą, płaską butelkę, z której każdy pociągnął łyk czegoś, co powodowało kaszel i piekło w gardle, ale po przełknięciu cudownie ogrzewało - i wszyscy zapadali w głęboki sen.

Kiedy Ailey zobaczyła, że już wszyscy śpią, ułożyła się w pobliżu Piotra. Czuła do niego pewną sympatię, ale sama nie chciała się przed tym przyznać. Dziewczyna ułożyła głowę na jego brzuchu i przymknęła na moment powieki, które same zaczęły ciążyć. Niewiele później zapadła w sen, choć wciąż czuwała.

Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego LwaWhere stories live. Discover now