>12<

699 28 7
                                    

ŁUKASZ

obejrzeliśmy film i dalej siedzieliśmy w salonie robiąc coś na telefonach. Sprawdziłem godzinę. Była 20. 30. Idealna godzina bo za niedługo będzie zachód słońca. Czyli niebo będzie poprostu piękne.

Chciałem mu dzisiaj powiedzieć o tym że mi się podoba. Boże ująłem to w takie słowa jak by mi się tylko podobał. Ale tak naprawdę to, to jest osobą z którą chcę spędzić całą  resztę mojego  życia. Pierwszy raz poczułem to gdy go zobaczyłem z żyletką w ręce. Poczułem że mi w cholerę na im zależy. To było okropne uczucie. A gdy widzę marka to czuję takie dziwne uczucie w brzuchu. Jakbym miał stado wariujących motyli w brzuchu. Stwierdziłem że w takim razie przejdziemy się na most zakochanych. Zawsze lubiłem tam chodzić. Tam jest taka cisza i spokój.

-yyy maruś to jak idziemy? Zaraz będzie zachód słońca.

-no dobra to chodźmy- uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja odwzajemniłem uśmiech.

Poszliśmy założyć buty, a następnie wyszliśmy. Zamknąłem dom na klucz i schowałem je do kieszeni. Akurat się składało tak, że most był jakieś pół godziny drogi z domu.

MAREK

szliśmy już chyba z 15 min. W ciszy może czasem się zdarzyło wymienić jakieś kilka zdań. Nie wiem co się ze mną dzieje bo jeszcze troche i bym go złapał za rękę.

Byliśmy już na moście. Oparliśmy się o poręcz i Łukasz wyjął papierosa. Odpalił go i za nim zdążyłem mu go wyrwać zaciągnął się dymem.

-Marek... Jest jedna bardzo istotna rzecz jaką muszę Ci powiedzieć...

Stałem patrząc się w wodę i słuchając jego słów. Kątem oka zauważyłem że kolejny raz się zaciągnął tym cholerstwem.

- Marek ja... - i nie dokończył bo zaczął się dusić.

Wyrzucił papierosa i zaczął mocniej kaszleć. Zaczął pluć krwią i jeszcze bardziej się dusić. Chwyciłem za telefon i odrazu zadzwoniłem po pogotowie.

Łuki dusił się jeszcze bardziej i bardziej. Nagle opadł na kolana. Następnie na klatkę piersiową. Byłem roztrzęsiony. Nagle usłyszałem karetkę jedącą na sygnale jak się okazało do Łukasza..

Ratownicy go zabrali. Ja natomiast zadzwoniłem do Oskara. To z nim się najbardziej zaprzyjaźniłem ze wszystkich.

Po kilku sygnałach odebrał.

- halo Oskar? - powiedziałem łamliwym głosem.

- Marek co się dzieje?!

-proszę przyjedź po mnie.... - wypuściłem kilka samotnych łez

- no dobrze ale wyślij mi tylko adres

-mhm

Rozłączyłem się i wysłałem chłopakowi adres mojego pobytu. Tak cholernie się martwię o Łukasza. Co z nim będzie? Chciał mi coś powiedzieć... Ale nie wiem co. W tej chwili uświadomiłem sobie moje uczucia do Łukasza. Ja go kocham. Ja go kurwa kocham. I jebać tych wszystkich homofobów...

Po kilku minutach Oskar się tu pojawił.

-boże marek co się stało?! - podbiegł  i się do  mnie przytulił.

-Łukasz chciał mi coś powiedzieć ale.. Ale... Ale zaczął się dusić i pluć krwią... A potem zemdlał.. Zabrali go do szpitala proszę cię jedźmy do niego....

-dobrze maruś już spokojnie chodź jedziemy do niego.

Do szpitala dojechaliśmy w miarę szybko. Podbiegłem do recepcjonistki. Zapytałem o numer pokoju i pobiegłem do Łukasza. Chciałem wejść ale zatrzymała mnie pielęgniarka.

pomimo przeszkód //KxKWhere stories live. Discover now