<3

150 17 7
                                    


Kiedy ostatni raz zapragnąłem być szczęśliwy? Chyba wtedy kiedy mi na tym jeszcze zależało. Od kiedy to się wydarzyło, w moim życiu nie ma już nikogo, kto podałby mi pomocną dłoń, kogoś kto z uśmiechem powiedziałby mi, że wszystko wróci do normy. Wtedy czekając na moja odpowiedź wcisnąłby mi jakieś zapasy jedzenia, które niby czekały w lodówce od dawna. Co oczywiście byłoby nie prawdą. Zadowolony, że zostało zrobione z myślą o mnie, że jeszcze komuś na mnie zależy, grzecznie podziękowałbym i przyjął. Jednak zdarza się tak w filmach, nie w prawdziwym życiu. Nie dla mnie, ofiary losu porzuconej jak zwierzę na lodzie. Gdy to się stało padał śnieg, był to 24 grudnia, czyli wigilia. W ten dzień jechałem z rodzicami na kolację do dziadków, byłem bardzo szczęśliwy i podekscytowany na myśl o tym ile dostanę prezentów. Miałem przecież tylko 6 lat. Był to dla mnie wtedy najważniejszy aspekt w całych świętach. W samochodzie śmialiśmy się i śpiewaliśmy hity świąteczne takie jak np. Last Christmas. Nie wiedziałem jednak, że to będą na prawdę moje ostatnie święta.
-Kai, cieszysz się, że znowu zobaczysz babcię i dziadka?- zapytała się mama patrząc sie na mnie w lusterku wstecznym.
-Tak, mamusiu!!- odpowiedziałem trzymając w rękach swojego ulubionego dinozaura, pterodaktyla, którego nazwałem Woozi. To miały być najszczęśliwsze chwile spędzone w gronie rodziny, razem, wspólnie przy pięknie ubranym drzewku świątecznym. Gdybyśmy nagle nie wpadli w poślizg przez ten cholerny śnieg, który tworzył taką zamieć, że nic nie było widać. Do dzisiaj zadaję sobie pytanie, czemu musiało tak się stać? Byłem tylko dzieckiem, a musiałem zaznać czegoś, komu nikomu bym nigdy w życiu nie życzył. Czyli straty rodziców.
-Mamusiu! Tatusiu!- jednak nie dostałem odpowiedzi. Płakałem żarliwie, dopóki jakiś pan nie zaważył co się stało i nie wezwał pogotowia. Wydostali mnie szybko z samochodu i zabrali bym nie widział co się dzieje. Jednak ja widziałem jak ich ciała zabierali na moich oczach, kiedy ja byłem opatrywany przez ratowników. Słyszałem tylko "To cud, że chłopczyk to przeżył". Pamiętam dwa, duże, czarne worki, w których leżeli moi rodzice, pamiętam jak policjanci próbowali mnie jakoś pocieszać. Nic to nie dało. Od tamtej chwili wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dom dziadków, cisza, łzy, następnego dnia pogrzeb, czarny sweterek, słowa współczucia, Woozi. Tak mijały lata, a ja żyłem z babcią i dziadkiem. Nigdy tak naprawdę nie pogodziłem się z tym co się stało. Każde kolejne święta wywoływały we mnie tylko ból, poczucie bezradności i ogromną samotność. Zmieniłem siebie i swoje dziecięce marzenia na to by zawsze być czujnym i ostrożnie patrzeć w przyszłość. Tak żyłem do drugiej klasy liceum. Zawsze sam, na uboczu. Nie zdobywałem przyjaciół, znajomych, nawet zbytnio się nie starałem. Po prostu ludzie sami mnie unikali i chodzili ode mnie przynajmniej na 2m odległości. Było mi z tym dobrze, przynajmniej tak sobie wmawiałem. Trzymało mnie tylko to, że jak skończę szkołę będę mógł opuścić to nudne, nieszczęsne miasto i wyjechać gdzieś daleko. Bardzo kochałem moich dziadków, jednak oni dobrze wiedzieli jak ja się czuję i o tym, że długo już z nimi nie będę. Razem rozmawialiśmy o moich planach, wszystko zostało dokładnie przemyślane. Nie zamierzałem wyjechać za pieniądze moich staruszków, dlatego znalazłem sobie pracę dorywczą w sklepie spożywczym, niedaleko liceum. Zaraz po lekcjach chodzę tam, by odkładać sobie powoli na moją, własną drogę wolności. Wydaje mi się, że tylko wtedy poczuje się jakbym naprawdę żył, jakbym naprawdę mógłbym być szczęśliwy. To było 21 stycznia, kiedy zmieniłem swoje, dotychczasowe zdanie, a to tylko za sprawą wysokiego chłopaka, który dołączył do naszej klasy w drugim półroczu. Można by sobie pomyśleć „Co za idiota przenosi się do innej szkoły pod koniec roku?". Ja tak samo pomyślałem, ale szybko zacząłem myśleć o czymś innym. Nazywał się Choi Soobin. Już od pierwszych dni w naszej klasie przyciągał uwagę nie tylko wśród dziewcząt, ale i chłopców. Był inny niż wszyscy, mimo że z uśmiechem przedstawiał się na forum sali, jego oczy były smutne. Wyrażały strach przed nową ale bolesną rzeczywistością. Nie patrzył się nikomu w oczy, tylko zawsze w podłogę. Pewnego razu na lekcji angielskiego, nasze spojrzenia się skrzyżowały i poczułem, że stanie się dla mnie kimś ważnym. Jednak nie wiedziałem, że tak szybko.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 15, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Get Out Of My Mind/ SooKaiWhere stories live. Discover now