Prolog

22 2 0
                                    

Groty - źródła i krainy energii magicznej rządzącej się swoimi spaczonymi prawami. Ponoć w każdej grocie rządzą lordowie którzy korzystają bezkarnie z "dobrodziejstw magii" i zazdrośnie strzegą swoich stref wpływów. Ponoć lordami są wygnańcy ze starego świata którzy nadużywali magii i przez bogów zostali zesłani na wygnanie...
Z fragmentu zakazanej księgi.

Kaspian jęknął, trzęsącą się ręką otarł zlane zimnym potem czoło. Podniósł wzrok na stojąca przed nim kobietę.
- Na co czekasz ścierwo? - z gardła pięknej rudowłosej kobiety dobył się niemal zwierzęcy pomruk. Stała tam jak kat zwrócona do niego plecami dłonie trzymała w kadzi pełnej gęstej szkarłatnej cieczy. Posągowe kształty okryte cienką skórą koloru czerwieni i czerni. Cienkie okrycie przylegało do jej ciała jak druga skóra. Kawałek  dalej na ziemi leżała ręka - przełknął ślinę jego ręka, ucięta tuż powyżej nadgarstka. Palce dłoni zwrócone drapieżnie w górę jak nogi zabitego pająka. Cała sala tonęła w jakimś czerwonym mroku, jakby mgiełce. Pokój zdawał się na pozór pusty ale ciche łkanie z przeciwległej strony sali zdradzało obecność kogoś jeszcze. - Poddajesz próbie moją cierpliwość? - zapytała kobieta zachrypniętym głosem.
- Ppani - jęknął - tylko ją wypuśćcie. Wypuśćcie moją córkę - kapłan Shalyi potrząsnął ręką i kikutem w błagalnym geście. Zaplamione krwią szaty z białą gołębicą wyglądały teraz jak całun - Ze mną zróbcie co chcecie...
- Złóż najwyższą ofiarę naszej Pani -  przerwala mu i cicho zaintonowała - wykrwaw się na ołtarz. Ofiaruj jej swe życie a ona daruje życie twojej córce. Wciąż odwrócona do niego plecami kobieta wyciągnęła za siebie rękę i wypuściła z dłoni oblepiony krwią płomienisty sztylet. Broń spadła z brzękiem na ziemię rozchlapujac dokoła czerwone drobinki, zatańczyła sekundę na ostrzu i upadła rękojeścią w jego stronę.
Kapłan wiedział że jest zdany na  łaskę Pani krwi, z obrzydzeniem podniósł lepką broń i zbliżył się do kadzi. Chciał zwrócić się do Shalyi w ostatniej rozpaczliwej próbie ale nie był wstanie wydusić z siebie nawet JEJ imienia. Zbliżył się do ogromnej misy z krwią, stając obok wampirzycy. Czerwone ślepia śledziły każdy jego ruch.
- Pani oddaję dar swego życia w Twe usta - wyszeptał zasłyszaną formułę. Zamknął oczy. Niepomny na ból, myślał tylko o szansy na uratowanie swego dziecka, nie ważne jak nikłej. Z jego ust dobyło się ciche westchnienie. Powietrze wyciekało z niego jak życie ze świeżo otwartych ran. Zachwiał się na nogach a jego oddech wciąż słabł. Z wysiłkiem oparł się o kadź czując ciepło lepkiego płynu wewnątrz. Kaspian otworzył oczy i zobaczył JĄ Latiere kochaną córkę. Długie blond loki opadały na drobne ramiona. Czerwone usta rozchylone lekkim uśmiechem. Błękitne oczy zabarwione ohydnymi plamkami szkarłatu. Biała szata zbrukana krwią kleiła się do szczupłej sylwetki. Stała tam na przeciw niego pod drugiej stronie naczynia. Jednym palcem błądziła po szkarłatnej tafli. Koszmar się ziścił...
- Dla czego? - wydusił z siebie szept upadły kapłan, upadając na kolana.
- Ależ wszystko w porządku Tatusiu - powiedziała Latiera nie swoim głosem, brzmiała w nim jakaś zwierzęca, drapieżna nuta - Pani dotrzymała słowa. Podarowała mi życie - jej uśmiech przeobraził się w złośliwy grymas. Przerażony Kaspian zobaczył na jej ustach drobinki krwi - Jest tylko jeszcze jeden drobny warunek - mówiąc zbliżała się powoli pieszczotliwie sunąc dłonią po krawędzi czary - Taka mała próba lojalności - Stanęła przy nim ujmując delikatnie jego głowę w dłonie, błysnęła biel ostrych jak szpilki zębów. Młoda wampirzyca podniosła ciało mężczyzny lekko jak szmacianą lalkę.
- Ty musisz być moim pierwszym posiłkiem - powiedziała drżącym z pragnienia głosem.
Kaspian nie miał siły by stawić opór. Widział zwierzęcy głód w jej oczach, zamknął oczy czując jak jego szyję rozdzierają zabójcze kły. Samotna łza pociekła mu po policzku.

Strzaskany MROKWhere stories live. Discover now