Chapter one

1.7K 56 22
                                    

Czas mijał naprawdę powoli. Dni dłużyły się niemiłosiernie, a ja starałam się żyć z dnia na dzień, nie myśląc ani o nim, ani o tym co straciłam. Po kilku tygodniach z Jasonem nauczyłam się funkcjonować w taki sposób, aby unikać kar i nie denerwować go. W końcu życie toczyło się dalej. Jason któregoś dnia pokazał mi nawet nagranie na którym było widać, że Nate ruszył dalej i pogodził się z naszym końcem. Na początku poczułam niemiłosierny ból na widok jego i Vanessy, ale potem zrozumiałam, że tak miało po prostu być. Chłopak był bezpieczny i szczęśliwy. To było najważniejsze. To właśnie tamtego dnia przestałam walczyć. Poddałam się i pogodziłam z faktem, że tak będzie już wyglądało moje życie. W jakimś sensie nie mogłam narzekać. Niczego mi nie brakowało. Kilka dni temu widziałam się nawet z Josephine. Przez chwilę obawiałam się, że być może dostrzegła coś, co uświadomiło jej, że tak naprawdę nic nie jest w porządku, ale to chyba mi się zdawało. W końcu bardzo dobrze wychodziło mi udawanie obojętności.

— Virginio czas się szykować — szepnęła Blythe wchodząc do mojego pokoju.

— Och, tak. Zupełnie zapomniałam. Bardzo cię przepraszam — rzuciłam spuszczając wzrok. Kobieta uśmiechając się ze współczuciem wskazała, abym usiadła przed toaletką. Podczas gdy ona czesała moje włosy, inna kobieta, a raczej młoda dziewczyna wyglądająca na ledwo starszą ode mnie, nakładała na moją twarz wszystkie te kosmetyki, które miały zakryć niedoskonałości i pozostałości po siniakach. Starając się nie okazywać tego jak naprawdę się czułam, przykleiłam na twarz sztuczny uśmiech i wciągnęłam do płuc kolejną dawkę powietrza. — Dużo ludzi zamierza przyjść?

— Gości będzie naprawdę sporo. Pan Jason ma wielu znajomych — wyjaśniła Blythe przyglądając się badawczo mojemu odbiciu w lustrze.

— No dobrze. W takim razie może pójdę się już ubrać — szepnęłam dziękując skinieniem blondynce, która właśnie skończyła robić swoje arcydzieło na mojej twarzy.

— Pomogę panience. Sukienka jest dość skomplikowana — zaproponowała kobieta ruszając za mną w kierunku łazienki.

Gdy nakładałyśmy na mnie śnieżnobiałą kreację starałam się odganiać swoje myśli od tego co mnie dzisiaj czekało. Jason kilkakrotnie upomniał mnie dzisiaj, abym panowała nad swoim zachowaniem, ponieważ oprócz jego bliskich znajomych na imprezie mieli pojawić się ważni inwestorzy i także osoby, które planowały mnie porwać. Nie wspominając już o tym, że zaproszona została również prasa. W końcu Jason Reed musiał pochwalić się zaręczynami przed całym światem. Zmuszając się do kolejnego uśmiechu, uniosłam podbródek ku górze i wyprostowałam plecy.

— Dasz radę, Virginio — zapewniła mnie szeptem. — Za kilka tygodni Jason wyjeżdża w ważną dla niego delegację. Z tego co udało mi się dowiedzieć nie planuje zabrać cię ze sobą. Skontaktuje się z Maxem jak tylko wrócę do domu. Być może wtedy uda mu się ciebie odbić.

— Dziękuje, Blythe — zaczęłam czując jak łzy napływają mi do oczu — ale nie jestem pewna, czy mam do kogo wracać.

— Nawet tak nie mów — pouczyła mnie, posyłając w moim kierunku karcące spojrzenie. — Wszystko się jeszcze ułoży. Nie zasłużyłaś na takie życie, Virginio.

Schodząc na dół rozmyślałam tylko o jednym. Czy Nate byłby w stanie mi wybaczyć i dać mi kolejną szansę, jeśli udałoby mi się stąd wydostać? W końcu był szczęśliwy z Vanessą. Widziałam to. Nie mogłam tak po prostu wyjść stąd i jechać do niego, błagając o wybaczenie. Na pewno ciężko pracował na to co teraz miał, a ja jakby nigdy nic chciałam władować się z buciorami przeszłości prosto w jego nowe, poukładane życie. Dość samolubnie, nieprawda?

Till Death Do Us Part - Save MeWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu