Rozdział 5

748 72 24
                                    

Godzinę później ich pudełko po pizzy jest puste, a film, który Harry włączył się kończy, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Harry od razu wstał i poszedł do drzwi, zostawiając Louisa, który wpatrywał się w przelatujące napisy na ekranie, widząc jak wiele nazw mógłby przeczytać.

Słyszał dwa głośne, męskie głosy w korytarzu i trochę się wzdrygnął na nieznajome głosy.

- Harry, hej - powiedział jeden mężczyzna. - Mama do mnie dzwoniła, kiedy byłem w pracy, cieszę się, że się odezwałeś. Wszystko w porządku?

- Tak, wszystko jest świetnie - powiedział Harry, a potem zawołał. - Louis, chodź tutaj na chwilę.

Szatyn podniósł się z kanapy, obejmując się ramionami, kiedy szedł poznać przyjaciół Harry'ego. Szybko został przywitany przez dwóch brunetów, jeden z nich był wysoki i miał na sobie błękitną koszulę oraz krawat, a w jednej ręce trzymał ciężką, niebieską teczkę. Drugi był niższy i cały czas obracał czymś metalowym w swojej dłoni, kiedy rozmawiał z Harrym, ale ich rozmowa ucichła, kiedy Louis przyszedł.

- Panowie, to jest Louis - powiedział Harry.

- Cześć, miło mi poznać - powiedział mniejszy, oferując skinięcie głową. - Jestem Niall. - Włożył kawałek metalowego plastiku do swoich ust i chwilę później zrobił wydech grubą, białą, słodką chmurką. - Podobają mi się twoje włosy - powiedział, a Louis niezręcznie dotknął tyłu swoich włosów.

- Umm, dzięki - wymamrotał, a potem spojrzał na wyższego kolegę Harry'ego, który już na niego patrzył.

- Hej - powiedział i zaoferował mu wolną dłoń. - Jestem Liam, poznałeś wcześniej moją mamę.

- To oznacza, że poznałeś wcześniej fajniejszego Payne'a - powiedział Niall.

- Gościu, zamknij się - prychnął Liam. Wciąż trzymał przed Louisem swoją dłoń, a szatyn spojrzał na nią i zmarszczył brwi.

- Ludzie trzęsą dłonią, kiedy się witają, Louis - podpowiedział cicho Harry.

- Dlaczego? - Wypalił szatyn. - To głupie.

- Cóż, cholera, w porządku - zaśmiał się Liam, zabierając dłoń. - Lubię go, H.

Nim Louis mógł cokolwiek powiedzieć, dwójka mężczyzn poszła w głąb domu, głośno i komfortowo. Rzucili się na kanapę, a Liam odłożył teczkę i wyłożył z niej coś metalowego i otworzył to. Niall wziął kilka wdechów białej chmurki z metalowej rzeczy, którą wciąż trzymał. Louis stał sztywno na środku korytarza póki Harry nie ścisnął jego ramienia i skinął na kanapę.

- Chodź, usiądź, to w porządku - powiedział. Louis jedynie spojrzał na niego, ale po tym jak Harry usiadł na sofie obok Liama, Louis podążył za nim i usiadł na ostatnim wolnym miejscu obok zielonookiego.

- Louis, chcesz piwo? - Zapytał Liam, a szatyn zmarszczył brwi.

- Umm - powiedział, ale Harry mu przerwał.

- Nie, nie chce - powiedział brunet. - No dalej, nie bądź kutasem.

- Co, oferuje owoce naszej kultury - prychnął Liam.

Louis po prostu patrzył między nimi, próbując połączyć razem wszystkie kawałki żartu, którego nie rozumiał.

- Co to piwo? - Zapytał delikatnie.

- Smakuje źle - powiedział Harry. - I sprawia, że zachowujesz się głupio. Swoją drogą, Niall, przyniosłeś mi to o co cię prosiłem w zeszłym tygodniu?

- Och, cholera, tak, jest w mojej torbie - powiedział Niall. - Po prostu weź jedną z swoim imieniem na niej.

- Dzięki - powiedział Harry. Chwycił plecak, który Niall zostawił na podłodze i przeszukiwał go aż znalazł plastikową torbę. Wyglądało jakby było pełne brudnego mchu, ale Harry otworzył je i powąchał, a potem dalej szperał w plecaku Nialla aż znalazł białe torebki.

Canyon Moon (tłumaczenie pl)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora