vi

345 39 1
                                    

     Perlisty śmiech rozległ się echem, po czym nastąpił plask

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.



     Perlisty śmiech rozległ się echem, po czym nastąpił plask.
– Jöel, śmiejesz się jak hiena morska. – zachichotała blondwłosa syrena, Raahel, po uderzeniu swojej przyjaciółki w ramię.
– Ah spływaj. – burknęła Jöel, przewracając niebieskoszafirowymi oczami. – Mów dalej, Kieł.
– Co tu mówić? Był po prostu słodki, uroczy i nie chciał mnie zabić. – westchnęła brunetka, poruszając ogonem podczas gdy rudowłosa bawiła się jej włosami.
– Idealny do schrupania. – usłyszały z góry, po czym wszystkie oprócz Lyry się zaśmiały. – Co, zjadłaś go tymi małymi kiełkami?
Kolejna salwa śmiechu wywołała u Lyry coś w rodzaju smutku. Westchnęła tylko, widząc jak blondwłosa Perła krąży w powietrzu na swoich fioletowoniebieskich skrzydłach i patroluje, czy nikt się nie zbliża.
     – Nieważne. Ale... był inny od Kristoffa. – burknęła, wzdrygając się na samą myśl o marynarzu.
     – Gdybyś mu nie wpadła w oko, zabiłby cię. Ale twoje siostrzyczki są czujne, prawda? – powiedziała słodko Raahel, patrząc na Perłę.
     – Mówiąc o czujności, jakiś mały stateczek płynie w naszą stronę. – westchnęła blondynka, siadając na skale. – Zmywamy się czy nie?
     – Nie jadłam śniadania. – westchnęła Raahel, poprawiając włosy.
     – Uh ja w sumie też. – Jöel zmarszczyła brwi. – A ty, Kiełku?
– Nie mam ochoty. – westchnęła Lyra i podniosła się. Rudowłosa przygryzła wargę, widząc, że najmłodsza z nich wydaje się być jakaś nieobecna.
    – Uważaj na siebie, jasne? – powiedziała. Zielonooka przytaknęła i wskoczyła do wody. Na jej miejscu usiadła Perła, składając skrzydła. – Biedulka.
     – Pomogła im a oni nawet się nie odwdzięczyli. – prychnęła Raahel, obserwując statek. – Podobno wiedźmin tam był.
     Pozostałe dwie spojrzały na nią spojrzały zszokowane.
     – Nie, na pewno nie. Lyra nie jest aż tak nierozsądna. – westchnęła Joël, poprawiając swoje rude włosy. – Patrzcie, zmienili kierunek.
     – Może się rozmyślili. A jeśli chodzi o Kiełka, pewno płynie do swojego kochasia. – zachichotała Perła. – No dobra, chodźmy coś zjeść.

     Lyra przepłynęła pod statkiem wolno, myśląc, gdzie się podziać. Chciała zobaczyć Jaskra, naprawdę. Jednak ten wiedźmin...
     Wypłynęła spod łodzi, jednak utrzymywała tą samą głębokość. Nie za blisko tafli, nie za blisko dna. Od góry łatwiej można ją zauważyć, za to przy dnie można zaplątać się w glony.
     Brunetka widziała, że łódź skręciła i teraz płynęła równo z nią. Lyra pokręciła tylko głową, przyspieszając.
     Popłynie do Jaskra. I przeprosi go. Oraz zapyta jak to jest na kontynencie... na Północy. Jak wyglądała ta czarodziejka i jaki miała charakter. W końcu zakochać się w wiedźminie, zwłaszcza w Geralcie... trzeba mieć definitywnie mocne nerwy i stalową cierpliwość.
    Nagle coś mignęło przed jej oczami. I Lyra za późno zorientowała się, że tym czymś była sieć rybacka. Zawróciła w tył, jednak też zetknęła się z materiałem. Panicznie i brzydko zaklęła, odpychając się w dół. Udało jej się przemknąć, ale jej ogon zaplątał się w oczka. Szarpnęła mocno parę razy, jednak nic to nie dało. Podciągnęła się i próbowała przegryźć siatkę, jednak poczuła pociągnięcie w górę. Nerwowo zacisnęła szczęki na lince i udało jej się przegryźć, jednak to nic nie dało.
     Poczuła jak siatka wyłania się z wody i natychmiast zauważyła paru rosłych mężczyzn na pokładzie, wciągających ją. Lyra zaczęła się wierzgać, przez co uderzyła z impetem o deski dzioba łodzi. Syknęła, czując pulsujący ból w czaszce i widząc, jak obraz przed nią wiruje w kółko. Czuła, jak jej plecy stykają się z drewnem, po czym ktoś szarpnął za siatkę i znalazła się na pokładzie.
Uniosła wzrok i zasyczała, odsuwając się do tyłu. Wymacała dłonią burtę, po czym szybko odwróciła się i chwyciła za nią rękoma.
– Nie tak szybko! – oznajmił jakiś mężczyzna. Lyra poczuła nagłe szarpnięcie za ogon, a jej szczęka mocno zderzyła się z podłogą, przez co przygryzła język. – Umiesz gadać?
Brunetka splunęła krwią na bok, po czym na łokciach ruszyła ku burcie.
– Uparta suka. – odezwał się inny, dość chrapliwym głosem.
– Bez wody zaraz umrze i będziemy mieć takie łzy jak z koziej rzyci trąbka. – przemówił kolejny, po czym podszedł do niej i kucnął. Miał oczy w kolorze brudnego morza i jako jedyny do tej pory miał włosy na głowie. – Tak?
Lyra nie odezwała się. Ten uniósł wzrok i spojrzał na coś.
– Pakuj ją. I wracamy do portu, jasne? – wstał. Brunetka przewróciła się na plecy, nadal opierając się na łokciach. Zauważyła beczkę. Facet z brodą ale bez włosów na głowie podszedł do niej od tyłu i chwycił pod pachami. Ta zaczęła się znów wierzgać, lecz jego uścisk tylko się wzmocnił.
Po chwili siedziała już strasznie skrzywiona w beczce. Chociaż trudno było to nazwać siedzeniem. Była wciśnięta na tyle ile mogła, jednak jej ogon wystawał i dotykał pokładu. Niestety tyle wystarczało. Krew sączyła jej się z ust przez to, z jakim impetem przygryzła swój język przez wcześniejsze zderzenie się z podłogą.
Pilnowało jej dwóch facetów. Jeden miał brodę i na tym kończyły się różnice. Obydwaj mieli ręce pokryte tatuażami, na ich głowach nie było włosów i nie gadali za dużo, przynajmniej z nią.
     Syrena oparła łokcie o brzegi beczki, a brodę oparła na dłoniach i zaczęła uważnie analizować, jak może uciec.

Lyra mimo złości i goryczy nie kryła triumfu. Może i nie udało jej się uciec, jednak narobiła trochę zamieszania i rozlała dużo krwi. Ku jej nieszczęściu mieli przewagę liczebną. Związali ją i wynieśli z łodzi.
Szarpała się ile mogła, ba, parę razy prawie nawet wymknęła im się z rąk. Jednak ci zawzięcie szli przed siebie.
– Sven, co my do cholery z nią zrobimy? – odezwał się jeden.
– Nie wiem jeszcze. – westchnął owy Sven, która jak się okazało był tym, który jako jedyny miał włosy na głowie.
– Może ją narazie zwiążmy i przybijmy do jakiegoś pala, a potem oddamy ją druidom. – odezwał się jeden z tyłu. – Najpierw sami pozyskamy łzy.
W życiu, pomyślała, zamykając oczy. Już czuła, jak więzy liny ją obcierają. Było jej duszno, zaś skóra zaczynała ją swędzieć.
     Nagle zatrzymali się na plaży i rzucili ją na ziemię. Lyra krzyknęła od gorąca piasku.
     – Stul pysk! – kopnął ją któryś z nich. Brunetka zacisnęła usta, dusząc w sobie ból. Miała wrażenie, że ziarenka piasku wżerają się w nią i wypalają skórę jak kwas.
     Zauważyła, jak zbliżają się do niej dwaj z nich, a inni robią coś dziwnego za ich plecami. Ten z brodą nachylił się ku jej twarzy. Błąd.
     Krew trysnęła na twarz syreny i za piasek za nią, który wchłonął ją jak gąbka. Oczy mężczyzny pociemniały, jednak nie oddalił się. Nachylił się i zrobił coś, czego Lyra najzwyczajniej w świecie się nie spodziewała - wziął garść piasku i rzucił jej w oczy. Brunetka krzyknęła przerażająco, a oni musieli zakryć uszy. Szybko dłońmi starała się wytrzeć piasek, przez co w pierwszej chwili nie poczuła szorstkiej linii przystawianej do jej pleców.

     Zamachnęła się ogonem i trafiła w twarz tego z ciemnoniebieski oczkami. Plask rozniósł się echem, a czerwony ślad na jego twarzy zmieszał się z obecnym kolorem twarzy wywołanym złością. Lyra też już nie wytrzymała.
     – Co wy robicie, co? Zamiast oddać mnie druidom nabijacie mnie na pal?! Może jeszcze podłóżcie ogień i podsmażcie mój ogon jak surową rybkę, co?! – sarknęła, przymykając oczy co jakiś czas. Nadal czuła kłujące ziarenek piasku pod powiekami.
     – Ty gadasz? – wyjąkał jeden.
     – A w dodatku gryzę! – syknęła, znów robiąc zamaszysty zamach ogonem. Ktoś dostał solidnego plaskacza z płetwy w policzek.
     – Lepiej przestań. I jak najszybciej się rozbecz. Najpierw my dostaniemy my łzy, potem druidzi! – zarechotał jakiś. Lyra zaczęła mrugać parę razy i poczuła ulgę.
     – Chciałbyś. – parsknęła śmiechem. Uniosła głowę i rozejrzała się. Może i była przywiązana do pala, ale widziała stąd dużo. W tym gapiów.
     – No cóż, nie my będziemy się smażyć na słońcu. – wzruszył ramionami ten z włosami na głowie.
     Brunetka zignorowała go. Czuła, jak słońce praży jej skórę, a pot wpływa na jej czoło. 
     – Ale spokojnie, nie pozwolimy ci umrzeć. – podjął ponownie. Sięgnął po wiadro i ruszył ku wodzie. Lyra zauważyła, że gapie podchodzą bliżej. Spojrzała na małego chłopca chowającego się za spódnicą mamy.
     Oparła głowę o pal, zamykając oczy. Drewno kłuło ją w skórę, słońce wytapiało z niej siódme poty i sprawiało, że wszystko ją swędziało, a włosy, które tak bardzo kochała i pielęgnowała, miała ochotę chwycić i ściąć, by chociaż trochę jej szyja się nie gotowała. Zacisnęła szczękę i spojrzała na dłoń oraz czerwone ślady - za parę godzin skóra zacznie schodzić.
     Znów spojrzała na chłopca. Miał roztrzepane brązowe włosy i niebieskie, ciekawskie oczy. Wyglądał jak mały Jaskier.
     Zauważyła, jak tamten się zbliża. Miał w dłoni wiadro z wodą. Podszedł blisko, ale nie na tyle, by jej ogon go dosięgnął i ochlapał ją wodą.
     Lyra wyprężyła się i jęknęła, zaś oni wybuchnęli śmiechem.
     – Mógłbym przysiąc, że jej skóra zasyczała jak bekon smażony na tłuszczu. Dobra, Sven, chodźmy coś zjeść, a za chwilę ją pomęczymy. Bart, pilnuj jej. – powiedział ten z brodą.
     – Zniszczymy tego potwora. – syknął Sven. Brunetka uśmiechnęła się wrednie, widząc ślad jej zębów na zgięciu ręki brodatego faceta. Nadal krwawiący.

PŁOMYK NADZEI  ,  jaskier Where stories live. Discover now