1. Deep blue eyes.

284 14 6
                                    

Krople wody powolnie rozbijały się o parapet, okno, ściany. Uderzały z impetem, wyrzucane z powrotem do góry, rozpadały się na kilka, kilkanaście mniejszych. Każda z osobna wydawała się być taka bezbronna, delikatna, niewinna; razem, jak tysiące żołnierzy w szyku, bombardowały ziemię tworząc ruchomą, niezwyciężoną armię. Ciemne, nieprzyjazne chmury pokrywały niebo, aż po horyzont, tym samym nie dając najmniejszej nadziei na rozpogodzenie. 

Podniosłam się z parapetu, na którym jeszcze przed chwilą się opierałam i chwyciłam za klamkę okienną. Wzięłam głęboki wdech, jakbym chciała zachłysnąć się wilgotnym powietrzem, wystawiłam dłoń, pozwalając, by deszcz zwilżył jej powierzchnię. Z uderzeniem każdej kropli, czułam jak po mojej ręce rozchodzi się przyjemny chłód. Zamknęłam oczy i oddałam się temu. Analizowałam każdy dotyk zimnej wody, to jak się rozpryskuje, po czym spływa po skórze, niczym, miniaturowej wersji, górski potok. Odwróciłam dłoń, wyginając palce na kształt miseczki, aby zebrać w nią trochę wody. Przysunęłam ją do twarzy, zwilżając usta. Deszcz tutaj smakował inaczej niż w wielkim mieście. Nie był tak kwaśny, był czystszy, to na pewno, ale nie miał tego czegoś. Jakby wyblakły, niewyraźny. I może to mnie w nim denerwowało. Był mi obcy, inny, nijaki, w niczym nie przypominał tego, z mojego miasta, oprócz tego, że oba spadały z nieba. Drobne krople deszczu z mojego domu, nie były tak przejrzyste, jak te tutaj, mętne, padały równomiernie, zdawało się, że trzymają od siebie równe odstępy. Te tutaj, masywne, duże, krystalicznie czyste nacierały raz mocniej, raz słabiej, nigdy nie dając poczucia pewności. 

Nieśmiałe pukanie do drzwi, wkomponowało się w dynamiczną symfonię deszczu. Po chwili do pokoju ktoś wszedł. Nie przejęłam się, ten ktoś nawet na to nie liczył. Każdy, kto mnie zna, wie, że rzadko na coś zdrowo reaguję. 

-Ciotka przygotowała śniadanie. Po jedzeniu jedziemy od razu na lotnisko. Mam nadzieję, że się spakowałaś.-znajomy, kobiecy głos z trudem do mnie docierał-Przestań, przeziębisz się.

Dziewczyna podeszła do mnie i delikatnym ruchem zamknęła okno. Brunetka zawsze robiła wszystko delikatnie; delikatnie zapukała, delikatnie podeszła, zamknęła okno, delikatnie położyła swoją szczupłą dłoń na moim ramieniu.

-Clara.-zaczęła patrząc mi w oczy, jakby próbowała dostać się przez nie do mojej duszy.-Spakowałaś się?-mówiła wolno i wyraźnie, jak do dziecka.

Nie miałam zamiaru odpowiadać. Gdyby Emma nie była moją siostrą, jedynym co mi zostało, to bym się nawet nie wysilała. Wskazałam jej palcem czarną, pustą torbę, która leżała w kącie pokoju na podłodze. Dziewczyna podążyła wzrokiem za ręką. 

-Pomóc ci z tym? 

Pokręciłam głową. Nie potrzebowałam jej pomocy. Nie potrzebowałam niczyjej pomocy. Jedyne czego potrzebowałam to ciszy i spokoju. I oczu. Niebieskich, przepełnionych równowagą oczu.

***

Umyłam się, ubrałam, zeszłam na dół. Wszystkie te czynności wykonywałam mechanicznie, jakbym była do tego zaprogramowana. Tymczasem moją głowę zaprzątały inne myśli. Dziś lecimy zobaczyć dom. Zobaczyć go po raz ostatni. Zamknięte powieki działają jak ekran, na którym wyświetlają się wspomnienia. Matka, ojciec, siostry, kot. Kota nigdy nie lubiłam. Zawsze chodził swoimi drogami, lubił być niezależny. Może właśnie dlatego nie przepadałam za nim, dlatego że ja byłam taka sama. Po wyprowadzce, kocura wzięli sąsiedzi, od zawsze darzył ich większą sympatią niż nas i spędzał tam całe dnie. Teraz przed oczami stanęła mi sylwetka Emmy. Mówiła, swoim spokojnym, jak zawsze delikatnym głosem. Nie musisz z nami jechać. Rozumiem, że to jest dla ciebie ciężkie, to ciężkie dla wszystkich, ale trzeba iść do przodu. Nie muszę tam jechać, ma rację. Nawet tego nie chcę, ale coś mi karze. Czuję, że powinnam. Nie wiem, czy to ze względu na siostrę, choć wątpię. Od kilku lat jestem dla niej, bardziej ciężarem, niż wsparciem. Ona teraz o mnie dba, nie słucha, gdy mówię żeby odpuściła. Codziennie obiecuję sobie, że wezmę się w garść, odciążę ją. Za każdym razem zaczynam zastanawiać się, myśleć, szukać w tym sensu. Może niepotrzebnie? Może nie ma żadnego sensu, żyjemy tak po prostu. Nie, nie potrafię się tym łudzić, ale to ja muszę panować nad tym. Moje myśli nie mogą zapanować nad moim życiem do tego stopnia, że krzywdzą innych. Dlaczego to nie jest takie łatwe? Dlaczego nie mogę żyć gdzieś obok, nie wadząc nikomu? Znalazłabym pracę, kasjerka w sieciówce lub fastfoodzie. Nie potrzebuję wielu pieniędzy, wystarczy tyle, żeby coś zjeść i spłacić małe mieszkanie. Muszę zacząć odliczać dni do moich osiemnastych urodzin. Wcześniej, opiekuńcza siostra i odpowiedzialna za mnie ciocia, mnie nie puszczą. 

DeszczWhere stories live. Discover now