Trzy osoby

43 1 6
                                    

"Szkoła pozostanie azylem. Tak długo jak chcecie nam zagrażać, nie będziecie mieć tu wstępu. To dotyczy wszystkich. Nikomu kto znajduje się na terenie nie może spaść włos z głowy. Oczywiście, wszystkie klątwy zostaną zdjęte. Ci, co będą przestrzegać warunków, mogą zostać, reszta – droga wolna. W przypadku dzieci powiadomimy rodziców. Dasz sobie z tym radę, Jasiek? Dasz. To pięknie... Daję słowo, jestem tu dopiero chwilę, a już widzę jaki to bullshit. Będę pilnować, żeby nic nie wróciło do tego statusu quo, który tu zastałam."

– Bardzo miło z twojej strony – stwierdził, zrywając lotką słuchawki. Już od dawna twierdził, że ktoś powinien zebrać się na odwagę i ujawnić ich istnienie ludziom.

Przykro mu się zrobiło, gdy rzucił okiem na liczbę wyświetleń. Równie przykre były komentarze. Dużo osób od razu oskarżyło dziewczynę o kiepskie CGI, a przecież wiedział, że to nie była mistyfikacja! U niego filmik wzbudzał uczucie wolności, coś czego nie czuł od co najmniej... głębokiego PRLu? Chyba wtedy ostatni raz wystawił się na widok publiczny.

Kurczę, musiał coś zrobić.

O dziwo, dzisiaj krasnale nie zagrodziły mu drogi. Zupełnie nie jak one.

Gdy tylko włożył klucz do zamka, usłyszał sąsiadkę: – Coś ci trzeba, Karolku?

– Nie, nie trzeba, bardzo pani dziękuję. – Kochana pani Barbara. Wydawała się intuicyjnie wiedzieć, kiedy podchodził do drzwi. Spojrzał przez judasza, ale nikogo nie było na korytarzu, więc musiała krzyczeć do niego z mieszkania.

– A zamierzasz coś zrobić z tymi twoimi szczurami? Łażą po rurach i wchodzą do domów – wydarł się sąsiad z mieszkania, w którym przed chwilą było słychać latanie z miotłą i coś, co niepokojąco przypominało wystrzał z pistoletu.

– Przepraszam za to, oczywiście, że im przekażę. Tylko one nie zawsze mnie słuchają... A przecież ich nie wyrzucę... na bruk... Nie bardzo mają dokąd pójść...

– Czy ja wyglądam jakby mnie to obchodziło?! Załatw to albo pozwę cię o włamanie!

– A kogo wpiszesz jako sprawcę, żeby nie oskarżać mitycznego półczłowieka - półptaka? – Dźwięk przeładowywanej strzelby u sąsiadki. – Bo chyba nie chcesz wizyty smutnych panów zakłócających ci spokój?

W tym momencie Karol westchnął i wyszedł, starając się nie słyszeć dalszej kłótni.

Wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż to zapamiętał. Drzewa, które widział jeszcze jako małe drzewka, urosły i gnieździły się w nich ptaki. Pomachał im. W tym roku władze miasta nie kosiły trawników, więc wszędzie były kwiaty, tak samo kolorowe jak on. Pani w czerwonej bluzce podała swój adres przez komórkę, po czym nagle zamilkła. Na dłoni miała ślady uszczypnięć. Ogólnie ludzi było mniej, nie widział już roznosicieli dzwoniących butelkami z mlekiem, poza tym nikt nie próbował wywoływać kolegów z mieszkań kilka pięter nad poziomem podwórka, więc jedynym co słyszał, był przyjemny gwar, a sklep, choć z zewnątrz wydawał się zatłoczony, wewnątrz okazał się być dużo luźniejszy. Nadal starał się nie słyszeć szeptów ani mężczyzny, który głośno domagał się od ochroniarza usunięcia go z terenu obiektu. Gdy wszedł do alejki, chmara ludzi ruszyła do kas – zaraz, naprawdę wszyscy wyszli?

Wstawił głowę do sąsiedniej alejki. Była wypełniona po brzegi ludźmi starającymi się obrać takie ścieżki, żeby jednocześnie nie spotkać go twarzą w twarz, trzymać rękę na pulsie i nie zostać posądzonym o szpiegostwo.

Z drugiej strony – to samo.

Zadziwiony, wrócił do swojej alejki i wyciągnął skrzydło po mleczne bułeczki.

Uderzył w dłoń kogoś, kto sięgał po to samo opakowanie co on. Kobieta uniosła wzrok. Natychmiast poczuł, że czerwienieją mu policzki. Ojej.

– O - oh... Bardzo przepraszam. Proszę, proszę je wziąć.

Kobieta nadal stała jak sparaliżowana. Był na siebie zły, że nie pomyślał wcześniej że coś takiego może się zdarzyć – mógłby zaoszczędzić jej tego strachu.

– J-jesteś p-potworem – wyszeptała w końcu.

– Kryptydą, psze pani. I spokojnie, jeśli to panią zastanawia, nie jem mięsa. Nie mógłbym – uśmiechnął się – w końcu jestem po części kurczakiem.*

Posłał w jej stronę wyrozumiały uśmiech. Sam był poddenerwowany i niepewny. Co za głupoty plótł.

– Dobre są, prawda? – zaczął od nowa. – Te bułki, znaczy. Jedne z moich ulubionych.

Kobieta niepewnie skinęła głową. Przesunęła się bliżej półki, aby go przepuścić, wbijając wzrok w buty. Nadal była napięta jak struna, więc przeszedł szybko obok, starając się być jak najmniej uciążliwym. Gdy był już parę metrów dalej, w końcu się wybudziła. Chyba stwierdziła, że była dla niego nazbyt niegrzeczna, bo zawołała:

– Miło się rozmawiało! – Po namyśle dodała jeszcze: – Ładne pióra, dobrze w nich panu!

Uśmiechnął się na ten komplement i z większą lekkością ducha kontynuował zakupy, ciesząc się z tak ciepłego przyjęcia. Cały sklep głośno wypuścił powietrze i wrócił do załatwiania swoich spraw.

Część klienteli walczyła pomiędzy chęcią wgapiania się w niego a dobrym wychowaniem, w rezultacie postanawiając patrzeć wszędzie, tylko nie na niego. Część, głównie dzieci, przypatrywała mu się z ciekawością, część naśladowała go w sposób, który był dla niego niezbyt komfortowy – też głównie dzieci. Kilkoro traktowało go jak każdą inną osobę w sklepie, nie zwracając na niego uwagi. Wielu przypatrywało mu się z... podziwem?

Dzieci były najłatwiejsze do oswojenia – wystarczyło, że tak jak one kupił colę (dla krasnali), żeby stwierdziły, że nie muszą się go bać. Jedno z nich nawet podeszło, wypchnięte przez kolegów i, zaśmiewając się, spytało czy może sobie zrobić z nim selfie.

Dorośli byli dużo trudniejsi. Większość instynktownie się go bała, choć kilku wstydziło się tego strachu. Ale nawet najbardziej zatwardziali czy paranoiczni stopniowo przyzwyczaili się do jego obecności. Wywalenie się o własne skrzydła przy kasie dopełniło dzieła.

Strącił przy tym ochroniarzowi czapkę z głowy. Staruszek przytrzymał go – nieco dłużej niż powinien. Karol automatycznie szarpnął piórami, ale nie zdołał się wydostać.

– Jesteś tu z powodu filmu nowej Dyrekcji, jo? Respekt za odwagę, powodzenia!

Karol spojrzał na niego z przerażeniem. Mężczyzna miał taki sam wyraz podziwu na twarzy, co ludzie wcześniej. I wtedy zrozumiał.

To były potwory.

A przynajmniej te, które wyglądały jak ludzie.

Nagle poczuł na sobie wzrok ich wszystkich, z jakiś przyczyn traktujących go jak bohatera. Wyrwał rękę, podziękował, zapłacił i uciekł do domu.

Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi wejściowe, oparł się o nie, czekając aż opadnie adrenalina. Zamknął oczy i ukucnął, chowając twarz w piórach. Odetchnął głęboko.

– Nie było tak źle – stwierdził, a za nim powtórzyło jedenaście innych potworów na świecie, zaczynając rewolucję.



* Wszystkie osoby które choć raz były na wsi przełknęły głośno ślinę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 13, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Czas oczekiwaniaWhere stories live. Discover now