Rozdział czternasty - Mars cz.3

132 17 17
                                    

Kolejny rozdział przed wami, dzieje się dość dużo i jest sporo emocji. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania 💙

Czterdzieści osiem miesięcy później – sierpień

Nie wiedział, dlaczego dał się na to namówić. Chociaż nie, jego rodzina i przyjaciele nawet nie dali mu możliwości wyboru, po prostu musiał się zgodzić na ich szalony pomysł i teraz świętował swój pierwszy dzień w pracy, w ogrodzie za domem Tony'ego.

– Gratulacje kochanie!– przez taras do ogrodu weszła zarumieniona Iris, podchodząc do niego szybko i biorąc go w swoje ramiona. – Jesteśmy z ciebie tacy dumni, zawsze wierzyliśmy, że ci się uda i że będziesz robił to, czego tylko zapragniesz – mówiła, przytulając go czule.

– Dziękuję – powiedział zawstydzony, nikt nie miał w niego takiej wiary, jak właśnie ta kobieta stojąca przed nim i czuł się dziwnie, ponieważ w jej uścisku odnajdywał się bardziej, niż w ramionach swojej mamy. Tak nie powinno być, ale dziwnym trafem właśnie tak się stało i nie wiedział, co mógłby zrobić, żeby to zmienić. – Gdzie dziewczyny? – rozejrzał się i po chwili zobaczył Rebbece stojącą przy stoliku z jedzeniem i napojami.

– Tam masz Becce, a Rose rozmawiała z kimś w środku, więc zaraz powinna do nas przyjść – kobieta przyglądała mu się z niegasnącym uśmiechem, który peszył go, ale też uszczęśliwiał, bo tak bardzo przypominał mu o Julianie.

– Cieszę się, że przyszłyście – wyznał szczerze, siadając na huśtawce, przesuwając się, robiąc tym samym miejsce dla kobiety, która od razu usiadła obok. – To wszystko nie było moim pomysłem, to nie jest w moim stylu, sama pewnie dobrze o tym wiesz, ale nie chciałem im odmawiać.

– To miłe, że zrobili coś takiego. W końcu jest co świętować prawda? – szturchnęła go lekko w bok. – Uśmiechnij się, to twój wielki dzień i jesteśmy wszyscy z tobą, więc promieniej.

– Nie wszyscy – wydusił zduszonym głosem, nim zdążył ugryźć się w język i nie mówić tego. Miał wrażenie, że użala się nad sobą, że dramatyzuje zupełnie niepotrzebnie.

– To nieprawda, dobrze o tym wiesz. Julian zawsze był tym, który wspierał cię i popychał do robienia nowych rzeczy – mówiła spokojnym głosem, pełnym ciepła i Tristan zastanawiał się, czy kiedy wspominała o nim, jej głos czasami choć w małym stopniu przypominał właśnie ten, który słyszał właśnie teraz. – Na pewno o tobie myśli i cieszyłby się, gdybyś uśmiechał się trochę częściej.

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyniosłem wam coś do picia i zaraz znikam – przerwał im uśmiechnięty jak zawsze Tony – drink dla uroczej pani i sok dla uroczego pana – podał im napoje, ukłonił się i zniknął tak szybko, jak obiecywał.

Iris odprowadziła go wzrokiem, po czym uniosła brew i obróciła się prosto do Tristana, obserwując go ostrożnie.

– Kim jest ten przemiły mężczyzna? – zapytała niecierpliwie, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.

– To tylko Tony, jest lekarzem w szpitalu, w którym pracuję – wyjaśnił monotonnym głosem chłopak, uśmiechając się do Rose, która pomachała mu radośnie.

– Och wydaje się bardzo miły – zauważyła, przyglądając się loczkowi, który oczywiście nie usłyszał wyraźnej insynuacji w jej głosie.

– Tak, jest w porządku – stwierdził, biorąc duży łyk soku ze szklanki, którą trzymał w dłoni.

– I bardzo przystojny – dodała i zaskoczona zobaczyła, jak Tristan opluł się wodą, którą przed chwilą miał w ustach.

– O czym ty mówisz? – zapytał troszkę histerycznie, a jego oczy stały się komicznie duże.

Cosmic Love (boyxboy)Where stories live. Discover now