Darkeda
- Mam nadzieje że nam się uda - powiedziała Chloe
- Musi. Inaczej Marinette zginie, A ten świat stanie się świetlistym piekłem.
- Wiesz jak ją pokonać i co najważniejsze, jak uwolnić Marinette?
- Marinette ją bardzo osłabia. Ale jeżeli straci siły, będzie silniejsza. Musimy ją osłabić raniąc ją.
- Ale Marinette...
- Nie przejmuj się. Ocale ją od ran...
- A od raka - spytała niespodziewanie.
- Nie. Nie jestem w stanie. Jest mocno zagłebiony w odcinku mózgowo rdzeniowym. Gdybym próbowała go usunąć, to bym albo uszkodziła jej mózg albo rdzeń. W jednym przypadku umrze natychmiast, A w drugim doprowadze do tego, że będzie niepełnosprawna do końca życia. Albo umrze.
- Słuchaj. Ja naprawdę chce ją przekonać nie siłowo...
Nagle przed nami upadła Lila i Mroczny amor. Oboje mają rany na brzuchu. Próbują się podnieść Ale nie dają rady. Chloe do nich podeszła.
- Wszystko dobrze?
- Tak. Tylko. Daj chwilę na odpoczynek.
Popatrzyła się na Dame. Czuje, że się wacha.
- Chloe. Nie mamy innego wyboru.
- Właśnie widzę. Dam Ci pełną kontrolę, tylko proszę. Kiedy ona umrze, to zrób wszystko, żeby Marinette jeszcze chociaż trochę żyła.
- Obiecuje.
W tej chwili dała mi pełną kontrolę. Mam nadzieję, że to będzie koniec. Rozwinęłam skrzydła. Wznosłam się i zaczęłam lecieć. Zauważyłam Świetlistą cwelke. Zaczęłam na nią lecieć. Po drodze, zabiłam parę aniołów. Po chwili wbiłam się w nią. Dostała i wyleciała w wieżę. Stworzyłam katane.
- Niezły cios. Zaskoczenie godne podziwu.
- Poddaj się. A nic Ci się nie stanie.
- Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić. Widzę twoją wątpliwość Darkedo. Ty czujesz coś do tego człowieka. Mam rację?
- To nie twoja sprawa.
- Muszę przyznać, że gdyby nie jej zamiłowanie do spaczenia, to czułam bym to samo co ty. Czuje, że jest wojowniczką. I to twardą. Skutecznie mnie zatrzymuje. Ale to I tak nie wystarczy na powstrzymanie mnie od zabicia Ciebie - stworzyła również stworzyła katane.
- Zobaczymy.
Skoczyliśmy na siebie. Teleportowałam się za nią, ale ona wznosła się po czym rzuciła kataną we mnie. Ja również rzuciłam. Jedna wbiła się w drugą. Stworzyłam łuk i strzały. Zaczęłam w nią strzelać. Jedna strzała trafiła w skrzydło. Upadła. Później strzeliłam w drugie. Ona jednak stworzyła tarczę. I zaczęła we mnie rzucać ostrzami. Udaje się mi ich uniknąć, Ale już ją nie trafiam. Stworzyłam pięć strzał w wystrzeliłam. Ledwo udało się jej ich uniknąć. Opuściła tarczę. To dobry moment. Wymierzyłam dwoma strzałami. Niestety. Teleportując się uciekła.
- Darkeda - zaczęła Chloe - Mam pomysł.
- Dajesz.
- Połączymy twoją strzałę z moją mocą. Jeżeli trafisz to nie będzie mogła się ruszać, albo przynajmniej będzie wolniejsza.
- Dobry pomysł. Dawaj.
- Żądlić!
Następna strzała jaką stworzyłam była z mocą Chloe.
- Chowańce! Zatrzymajcie ją w jedynym miejscu.
Jeden chowaniec zszedł ją od tyłu. Drugi na nią skoczył. Obu powaliła. Jednak. W dalszym ciągu ją trzymały. Następny skoczył na plecy. Wbił jej pazury. Czuje to. Wymierzyłam i strzeliłam.
- Wy spaczone...
Trafìłam w jej serce. Mam nadzieję, że dam radę uratować Mari.
- Coś ty?! Dlaczego czuje się tak ociężale?
Zniszczyła strzałę. Jednak upadła na kolans. Jest słabsza niż wcześniej. To idealny moment.
- Chowańce i wzmocnieni mrokiem. Anioły są teraz słabsze. Nie mieć dla nich litości!
- A my - zapytała Chloe.
- My, w końcu rozprawimy się z nią.
Rozwinęłam skrzydła i z dużą szybkością wzięłam Świetlistą cwelke. W locie ja waliłam po twarzy. Trochę przyjechałam ją po wieży. Rzuciłam nią w czubek. Tam się zatrzymała.
- Ale ty masz świadomość, że ten człowiek we mnie, czuje to samo co ja.
- Tak. Ale samami mówi, że to wytrzyma.
Wzięłam ją za kark i rzuciłam w ziemię. Poleciałam tam.
Podeszłam do niej. Popatrzyła się na mnie. Widzi, że to przegrana.- Miej litość. Mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę.
- Ty już ją dostałaś. I nie wykorzystałaś.
Zaczęła się czołgać ode mnie. Widzę ją przerażoną.
Nagle ziemia się zatrzęsła i ognisty łańcuch chwycił jej rękę. Z drugiej strony to wodny łańcuch ją chwycił. Obie nogi przykryła ziemia, a na jej szyi stworzył się łańcuch z powietrza.- Darkeda. To ty?
- Ja tak nie potrafię. Chyba, że. O nie.
- Co?
- Baroni - powiedziała ze strachem świetlista.
I rzeczywiście. Znikąd pojawili się. Są w mniejszej formie. Ja uklękłam.
- Darkedo. Nie klękaj. Wstań.
- Udało Ci się pokonać zdrajczynie.
- Ja nie jestem zdrajczynią!
- Cicho. Zabiłaś barona mroku. Później torturowałaś jego córkę. Zasługujesz na karę. Ale najpierw.
Jeden z nich wyciągnął Marinette, i całą czwórką ją dotkneli. Jasne światło błysło i po chwili Marinette stała normalnie.
- Leć do niej.
- Już.
Poleciałam do niej. Czuje coś innego. Nie czuje gruzu. Jest zdrowa.
- Marinette. Oni Cię uzdrowili.
- Naprawdę? To super. Dzięki wam Baroni.
- To nasza powinność. A teraz. Darkeda. Wymierz jej karę śmierci.
- Z przyjemnością.
Podeszłam do niej. Stworzyłam z ręki ostrze.
- Proszę. Daj mi żyć.
- Nie wydaję mi się.
Zamachnęłam się i przeciełam jej szyję. Łańcuchy zniknęły A jej ciało upadło. Głowę wziął Baron ziemi i ją zmiarzdzył.
- Udało się.
Wszystkie anioły zginęły i po chwili zniknęły.
- Dziękujemy Ci Marinette I Darkeda. Jesteśmy wdzięczni wam za pokonanie jej.
- Nie ma za co. Nam też zaszła są skórę.
- My też wam dziękujemy. I mam dla Ciebie pewną ofertę. Darkedo. Od dziś jesteś Baronką mroku. Czy chcesz wrócić z nami.
- Wybaczcie, Ale moje miejsce jest tu. Z Marinette. Oczywiście jeśli się zgodzi.
- Jasne. Możesz zostać na zawsze.
- W takim razie do zobaczenia.
Wszystkie Barony zniknęły.
Witam. Dzięki za te wszystkie głosy i komentarze. Do zobaczenia w epolgu.
ВИ ЧИТАЄТЕ
Akuma przeszłości
Короткі історіїTa opowieść jest alter sequelem do historii "Akuma czystej rozpaczy". Jest kontynuacją "Najlepszego alternatywnego zakończenia" w którym wszystko potoczyło się najlepiej. Historia rozgrywa się 10 lat od wydarzeń z pierwowzoru. Wszyscy zdążyli zapomn...