Świetlista dama: część 3 finał

111 11 0
                                    

Darkeda

- Mam nadzieje że nam się uda - powiedziała Chloe

- Musi. Inaczej Marinette zginie, A ten świat stanie się świetlistym piekłem.

- Wiesz jak ją pokonać i co najważniejsze, jak uwolnić Marinette?

- Marinette ją bardzo osłabia. Ale jeżeli straci siły, będzie silniejsza. Musimy ją osłabić raniąc ją.

- Ale Marinette...

- Nie przejmuj się. Ocale ją od ran...

- A od raka - spytała niespodziewanie.

- Nie. Nie jestem w stanie. Jest mocno zagłebiony w odcinku mózgowo rdzeniowym. Gdybym próbowała go usunąć, to bym albo uszkodziła jej mózg albo rdzeń. W jednym przypadku umrze natychmiast, A w drugim doprowadze do tego, że będzie niepełnosprawna do końca życia. Albo umrze.

- Słuchaj. Ja naprawdę chce ją przekonać nie siłowo...

Nagle przed nami upadła Lila i Mroczny amor. Oboje mają rany na brzuchu. Próbują się podnieść Ale nie dają rady. Chloe do nich podeszła.

- Wszystko dobrze?

- Tak. Tylko. Daj chwilę na odpoczynek.

Popatrzyła się na Dame. Czuje, że się wacha.

- Chloe. Nie mamy innego wyboru.

- Właśnie widzę. Dam Ci pełną kontrolę, tylko proszę. Kiedy ona umrze, to zrób wszystko, żeby Marinette jeszcze chociaż trochę żyła.

- Obiecuje.

W tej chwili dała mi pełną kontrolę. Mam nadzieję, że to będzie koniec. Rozwinęłam skrzydła. Wznosłam się i zaczęłam lecieć. Zauważyłam Świetlistą cwelke. Zaczęłam na nią lecieć. Po drodze, zabiłam parę aniołów. Po chwili wbiłam się w nią. Dostała i wyleciała w wieżę. Stworzyłam katane.

- Niezły cios. Zaskoczenie godne podziwu.

- Poddaj się. A nic Ci się nie stanie.

- Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić. Widzę twoją wątpliwość Darkedo. Ty czujesz coś do tego człowieka. Mam rację?

- To nie twoja sprawa.

- Muszę przyznać, że gdyby nie jej zamiłowanie do spaczenia, to czułam bym to samo co ty. Czuje, że jest wojowniczką. I to twardą. Skutecznie mnie zatrzymuje. Ale to I tak nie wystarczy na powstrzymanie mnie od zabicia Ciebie - stworzyła również stworzyła katane.

- Zobaczymy.

Skoczyliśmy na siebie. Teleportowałam się za nią, ale ona wznosła się po czym rzuciła kataną we mnie. Ja również rzuciłam. Jedna wbiła się w drugą. Stworzyłam łuk i strzały. Zaczęłam w nią strzelać. Jedna strzała trafiła w skrzydło. Upadła. Później strzeliłam w drugie. Ona jednak stworzyła tarczę. I zaczęła we mnie rzucać ostrzami. Udaje się mi ich uniknąć, Ale już ją nie trafiam. Stworzyłam pięć strzał w wystrzeliłam. Ledwo udało się jej ich uniknąć. Opuściła tarczę. To dobry moment. Wymierzyłam dwoma strzałami. Niestety. Teleportując się uciekła.

- Darkeda - zaczęła Chloe - Mam pomysł.

- Dajesz.

- Połączymy twoją strzałę z moją mocą. Jeżeli trafisz to nie będzie mogła się ruszać, albo przynajmniej będzie wolniejsza.

- Dobry pomysł. Dawaj.

- Żądlić!

Następna strzała jaką stworzyłam była z mocą Chloe.

- Chowańce! Zatrzymajcie ją w jedynym miejscu.

Jeden chowaniec zszedł ją od tyłu. Drugi na nią skoczył. Obu powaliła. Jednak. W dalszym ciągu ją trzymały. Następny skoczył na plecy. Wbił jej pazury. Czuje to.  Wymierzyłam i strzeliłam.

- Wy spaczone...

Trafìłam w jej serce. Mam nadzieję, że dam radę uratować Mari.

- Coś ty?! Dlaczego czuje się tak ociężale?

Zniszczyła strzałę. Jednak upadła na kolans. Jest słabsza niż wcześniej. To idealny moment.

- Chowańce i wzmocnieni mrokiem. Anioły są teraz słabsze. Nie mieć dla nich litości!

- A my - zapytała Chloe.

- My, w końcu rozprawimy się z nią.

Rozwinęłam skrzydła i z dużą szybkością wzięłam Świetlistą cwelke. W locie ja waliłam po twarzy. Trochę przyjechałam ją po wieży. Rzuciłam nią w czubek. Tam się zatrzymała.

- Ale ty masz świadomość, że ten człowiek we mnie, czuje to samo co ja.

- Tak. Ale samami mówi, że to wytrzyma.

Wzięłam ją za kark i rzuciłam w ziemię. Poleciałam tam.
Podeszłam do niej. Popatrzyła się na mnie. Widzi, że to przegrana.

- Miej litość. Mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę.

- Ty już ją dostałaś. I nie wykorzystałaś.

Zaczęła się czołgać ode mnie. Widzę ją przerażoną.
Nagle ziemia się zatrzęsła i ognisty  łańcuch chwycił jej rękę. Z drugiej strony to wodny łańcuch ją chwycił. Obie nogi przykryła ziemia, a na jej szyi stworzył się łańcuch z powietrza.

- Darkeda. To ty?

- Ja tak nie potrafię. Chyba, że. O nie.

- Co?

- Baroni - powiedziała ze strachem świetlista.

I rzeczywiście. Znikąd pojawili się. Są w mniejszej formie. Ja uklękłam.

- Darkedo. Nie klękaj. Wstań.

- Udało Ci się pokonać zdrajczynie.

- Ja nie jestem zdrajczynią!

- Cicho. Zabiłaś barona mroku. Później torturowałaś jego córkę. Zasługujesz na karę. Ale najpierw.

Jeden z nich wyciągnął Marinette, i całą czwórką ją dotkneli. Jasne światło błysło i po chwili Marinette stała normalnie.

- Leć do niej.

- Już.

Poleciałam do niej. Czuje coś innego. Nie czuje gruzu. Jest zdrowa.

- Marinette. Oni Cię uzdrowili.

- Naprawdę? To super. Dzięki wam Baroni.

- To nasza powinność. A teraz. Darkeda. Wymierz jej karę śmierci.

- Z przyjemnością.

Podeszłam do niej. Stworzyłam z ręki ostrze.

- Proszę. Daj mi żyć.

- Nie wydaję mi się.

Zamachnęłam się i przeciełam jej szyję. Łańcuchy zniknęły A jej ciało upadło. Głowę wziął Baron ziemi i ją zmiarzdzył.

- Udało się.

Wszystkie anioły zginęły i po chwili zniknęły.

- Dziękujemy Ci Marinette I Darkeda. Jesteśmy wdzięczni wam za pokonanie jej.

- Nie ma za co. Nam też zaszła są skórę.

- My też wam dziękujemy. I mam dla Ciebie pewną ofertę. Darkedo. Od dziś jesteś Baronką mroku. Czy chcesz wrócić z nami.

- Wybaczcie, Ale moje miejsce jest tu. Z Marinette. Oczywiście jeśli się zgodzi.

- Jasne. Możesz zostać na zawsze.

- W takim razie do zobaczenia.

Wszystkie Barony zniknęły.

Witam. Dzięki za te wszystkie głosy i komentarze. Do zobaczenia w epolgu.

Akuma przeszłościWhere stories live. Discover now