#71

4.9K 293 43
                                    

Lily POV

-Dasz radę Neville- powiedział spokojnie Harry- tylko nie machaj tak bez sensu różdżką. No popatrz- wycelował różdżkę w manekina- Expelliarmus!- patyk manekina wyleciał mu z ręki. Wszyscy zaczęli się zachwycać, a ja wywróciłam oczami. - uważaj bo zeza dostaniesz Lils- zaśmiał się Harry.- Spróbujesz?- zapytał i za pomocą czarów umieścił patyk z powrotem w ręce manekina.
-Jasne- powiedziałam z uśmiechem. Jednym ruchem ręki wyrwałam nie tylko patyk manekina, ale i jego rękę.- Ups- zaśmiałam się, a reszta również wybuchnęła śmiechem. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem i zaklęciem ,,reparo" naprawił manekina.
-Lily nie możesz walczyć samymi darami. Ja naprawdę wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale musisz umieć takie podstawowe zaklęcia- powiedział mój brat, a ja chyba już po raz setny dzisiaj wywróciłam oczami- Spróbuj jeszcze raz. Tym razem zaklęciem.
-Expelliarmus- mruknęłam, a patyk manekina wyleciał mu z ręki, ale tylko na metr.
-Nie wygrasz tak pojedynku ze śmierciożercą- zniecierpliwił się Harry, a ja już się zirytowałam.- Tak? To dawaj- rozłożyłam ręce, a po klasie przeszło głośne ,,uuu"- Nie będziemy marnować czasu- powiedział stanowczo Harry, a ja się zaśmiałam.
-Pojedynki są najważniejsze. Może się czegoś od Pana nauczą Panie profesorze- powiedziałam krzywiąc się. Harry z wściekłą miną wyszedł przede mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wszyscy odeszli na parę metrów. Podeszliśmy do siebie, wystawiliśmy różdżki przed siebie i opuściliśmy je w tym samym czasie. Skłoniliśmy się przed sobą, obróciliśmy, odeszliśmy na parę metrów i przybraliśmy bojową pozycje. 

-Conjuctivis!- krzyknął Harry by mnie oślepić.
-Protego- obroniłam się, ale ledwo.- Drętwota- krzyknęłam.
-Protego. 

Ugh.. dość tego. wyczrowałam ogniste strzały, podobne do tych od mugolskiego łuku. Było ich ok. 50. Pomknęły z ogromną prędkością w stronę mojego brata. Obronił się potężnym protego. Tak mocnym, że strzały odwróciły kierunek w moją stronę. Bez problemu je zniszczyłam, ale zdziwiła mnie ta tarcza. 
-Immombilus!- krzyknął. Zaklęcie to zamraża przeciwnika na krótki okres czasu. Nigdy nie udało mi się go rzucić.
-Ascendio!- krzyknęłam, a różdżka z ogromną siłą poderwała mnie do góry przez co Harry chybił. Powoli powróciłam na powierzchnie. Wyczarowałam dwie ogromne falę ognia i wody. Oślepiły swoim blaskiem wszystkich, nawet mnie. Mimo wszystko panowałam nad nimi. Pilnowałam by ogień nie poranił zbytnio mojego brata. Po chwili jednak wymknęło się to z pod mojej kontroli.
-UCIEKAJ HARRY!- wrzasnęłam, bo nie mogłam się wystarczająco się skupić by przekazać mu to przez podświadomość. Harry uciekł na bok i kazał się wszystkim cofnąć jeszcze dalej. Walczyłam z językami ognia. Powoli robiły się coraz mniejsze. Dodałam więcej wody, która doszczętnie zniszczyła ogień. Potem wszystko zniknęło. Harry chciał podejść, ale ruchem ręki Go odepchnęłam. Byłam wściekła i bałam się, że niechcący go skrzywdzę. Muszę do cholery nad tym panować! Wypuściłam języki ognia, wody, plecieni kwiatów i podmuchu wiatru. Wyglądały jak oplatające się  grube sznury żywiołów. Przeleciały przez całą salę i wróciły do mnie. Potem zniknęły, a ja odwróciłam się tyłem do wszystkich. Po moim policzku spłynęła łza. Tak bardzo.. Tak strasznie się bałam, że mu coś zrobię.. Usłyszałam jak ktoś do mnie podchodzi, domyśliłam się, że to Harry.
-Nie podchodź!- krzyknęłam, a dźwięk kroków ustał. Podeszłam szybko do krzesełka, na którym była peleryna- niewidka. Bez słowa zarzuciłam ją na siebie i wybiegłam z Pokoju Życzeń. Przepychałam się przez wszystkich na korytarzu, nawet nie zwracając na to uwagi. Biegłam po tysiącach schodów, ale nie czułam się zmęczona. Byłam przerażona myślą, że mogłam Go szkrywdzić przez to, że nie mogę nauczyć się normalnych zaklęć. Jestem pieprzoną egoistką. Wbiegłam na Wieżę Astronomiczną. Rzuciłam Pelerynę w kąt. Łzy leciały mi po policzkach. Nie panowałam nad sobą. Miotałam ogniem na lewo i prawo. Wywołałam burze i wichurę jak jeszcze nigdy. Byłam bezsilna i taka.. mała.. słaba.. Było ciemno, choć był dzień. Ciemne chmury zasłoniły jasne Listopadowe niebo. Błyskało się, grzmiło, pioruny przecinały ciemne niebo. Dodatkowo na niebie co jakiś czas widać było wielką falę ognia. Nagle na wieże wbiegł Malfoy. Przeraziłam się.
-Uciekaj!- krzyknęłam, wiedząc, że jak ledwo co opanowałam dar przy osobie, którą kocham nad życie, a co dopiero przy osobie której nienawidzę. Nie chcę mieć nikogo na sumieniu...
-Co ty wyprawiasz?!- krzyknął, ale zagłuszył go kolejny piorun.
-Malfoj uciekaj.- wysapałam i cofnęłam się jak najdalej od niego. Podszedł bliżej. Poczułam impuls. Przestraszyłam się, że coś mu zrobię
-Potter.. Nie jesteś zła! Zrozum, że to od Twojej siły woli zależy co się dzieje! Nie chcesz tego, nie chcesz nikogo skrzywdzić, więc przestań! W Zakazanym lesie czwórka dzieci ma teraz szlaban! Jak nie przestaniesz mogą tego nie przeżyć!- krzyknął, a kolejny piorun przeszył niebo. Niewinne dzieci.. Przez mnie.. Policzki i oczy mnie piekły. Zaczęłam głęboko oddychać, starałam się uspokoić. Przeznaczyłam całą swoją siłę na równomierne oddychanie. Zamknęłam oczy. Burza powoli się uspokajała, ale dalej lało. Na niebie nie pojawiał się już ogień, a ja czułam się trochę lepiej.  Malfoy zaczął podchodzić i.....

Siostra Harry'ego PotteraWo Geschichten leben. Entdecke jetzt