Rozdział 1

60 4 8
                                    

Ja: Rozdziały nie będą pojawiały się tak często

Też ja: Nawet nie minęły 24h, jeb następny rozdział.



Minął okrągły rok, a kwiaty ponownie wychyliły swoje głowy, by ponad horyzontem dostrzec maleńki skrawek słońca. Choć był teraz wieczór, wszystko zdawało się żyć i zwiastować nadchodzącą wiosnę. Młoda dziewczyna pchnęła drzwi miejscowej tawerny i rozejrzała się oceniając liczbę osób znajdujących się wewnątrz. Ludzie dopiero zaczynali się schodzić, podeszła więc szybkim krokiem do baru i położyła na blacie trzy monety.

- Ognistą zorzę – zaczęła, ale w tym samym momencie po obu stronach pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy z szerokimi uśmiechami na twarzy natychmiast zagadnęli czarnowłosą.

- Taka młodziutka i alkohol? – zacmokał jeden z nich obrzydliwie.

- Mam ponad osiemnaście lat, nie widać? – warknęła. Zacisnęła jedną pięść, by się uspokoić. Miała dziwne wrażenie, że wśród tłumu była bezpieczna, choć ten okrąg nie należał do najprzyjaźniejszych.

- Dla mnie wyglądasz co najmniej na dwanaście – mruknął drugi. – Ale skoro twierdzisz, że jesteś już dorosła, to zmienia postać rzeczy, co nie Lu? – odezwał się do swojego kompana, ten zawtórował mu tylko kiwnięciem głowy i przyprawiającym o dreszcze parsknięciem.

- Czego chcecie? Mieszkam w świątyni Mimihagi'ego i jeżeli tylko mnie dotkniecie, zostaniecie przeklęci na co najmniej dwieście lat – odparła spokojnie,' mając nadzieję, że ta mała groźba pomoże im odwrócić się i zwyczajnie odpuścić. Osiągnęła tym tylko efekt odwrotny do zamierzonego. Dwójka mężczyzn zaśmiała się, a ten nazwany Lu położył swoją wielką łapę na trzech monetach, które należały do dziewczyny. Przymknęła oczy zdenerwowana, starając się skoncentrować swoje myśli na czymś przyjemnym, by przypadkiem nie wybuchnąć niekontrolowanym gniewem. Jeszcze tego jej brakowało, by kapłanka dowiedziała się o jej nielegalnych wypadach do miasta i wszczynaniu afer z mieszkańcami Sakahone.

- Powtarzam po raz ostatni, albo mnie zostawicie w spokoju, albo będziecie tego żałować do końca swoich marnych, prymitywnych żywotów – bardzo zabawnie brzmiało to zdanie z ust niskiej, wątłej dziewczyny, która nie posiadała przy sobie właściwie żadnej broni. Jeden z nich, kiedy już łaskawie powstrzymał obrzydliwy śmiech, złapał ją za kołnierz i wyprowadził z knajpy rzucając delikatnym ciałem o ziemię. Upadła zapominając przez chwilę co powinna w takiej sytuacji zrobić. Była zszokowana tym, że żaden z mieszkańców nie pokusił się, by chociażby zwrócić uwagę dwóm zbirom. Znieczulica tego okręgu sięgnęła już chyba zenitu. Na co dzień miłe dusze oddające cześć lokalnemu bóstwu, po zmroku zaś wszyscy jakby zapominali czym było człowieczeństwo, które każdy w przeszłości na pewno posiadał. Uniosła powoli wzrok zastanawiając się czy jest w stanie na szybko wymyślić cokolwiek, co pomogłoby jej wyjść z kłopotów w jednym kawałku.

- Już nie jesteś taka pyskata, co? – zbir o imieniu Lu podrzucił w dłoni monety, które zabrał wcześniej z blatu. Był wielce zadowolony z faktu, że w jednej chwili wzbogacił się o trzy Kan. Nagle ją olśniło. Sięgnęła zwinnym ruchem po gruby kij leżący tuż koło jej stopy i sekundę później znajdowała się już w pozycji stojącej wymachując przed sobą prowizoryczną bronią. – Uważaj, bo się pokaleczysz – popatrzył na dziewczynę z lekkim zażenowaniem.

Drugi mężczyzna chciał zrobić krok do przodu, ale zamiast tego dało się słyszeć głuchy odgłos. Nie można tego było porównać z żadnym znanym dźwiękiem. Miyu uniosła wzrok opuszczając nieco kij trzymany w dłoniach. Był trochę ciężki, ale nie dawała tego po sobie poznać. Za dwójką napastników stał wysoki, szczupły chłopak o pięknych, fioletowych włosach i odważnym błysku w oczach. Wychylił się lekko żeby zerknąć, czy czarnowłosej dziewczynie nic się nie stało. Miał przy sobie bokken, który trzymał w dłoniach, a do tego zza jego pasa błyskał niebezpiecznie krótki, precyzyjnie naostrzony nóż.

Saymyname (Saysayonara tom 2) - Bleach x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz