Chlepczyk oddech spowolnił, gałki jego przestały biegać.
Światło o fiolecie barwa błysnęło migiem. Mgła rozpuściła się przed oczami i pokryła leśną polanę. Czerń oświetla glebę ciemną spomiędzy drendrowców. Nagle głos słychać:~Nie stój tak, co tak stoisz? Nie stój.
Krok zrobił, dwa... Stoi.
~Nie wiesz o co chodzi? Co się dzieję? Chodź bliżej, bo tu wieje.
Chlepczyk drżąc niemiłosiernie postawił kolejne 10 kroków, za mamusie, za tatusia, za babcie, za dziadka, za ciocie, za wuja, za żonę wuja i męża cioci, za siebie i za psa, który zdechł. Z czerni niewiadomej syk gryk usłyszał, coś jak paląca się mikrofala.
~Nie, nie nie. Nie będę cię zmuszał. Sam zrobisz to, boś głupi i naiwny. Nie muszę się nadwyrężać zbytnio. To ja, który wołam cię.
Biała kość przebiła się przez ciemności odmęt i ścianę gęstej jak mleko mgły. Centymetr po centymetrze, z sekundy na sekundę było ich coraz więcej.
Wszystko to widział Chlepczyk, chciał już wracać, nie zniósł prawie tego. Nie może patrzeć na to. Niczym demon, człewiek umarły, uśmiechnął się głos przebrzydły. Chlepczyk stoi.~Stop stop! Nie idź dalej, nie! Nie! NIE! Stój gdzie stoisz!
-Po cóż mnie nachodzisz? Czego chcesz odemnie?
Powiedział spokojnym, wcale nie drżącym głosem Chlepczyk, skóra jego tylko zbladła, jak porcelana wyglądała albo gorzej jeszcze troszkę.
~Ja tu dla ciebie jestem, mój kochany. Gdy ktoś marzy, ja już jestem w twojej twarzy. Głęboko wszedlem, wyjść nie wyjdę.
-Aha
Odpowiedział młodzieniec, w wieku nastoletnim, dziecko takie.
Grunt się zatrząsł, stopy z butów wyskoczyły, ubrania spadły i zupełnie nagi Chlepczyk został. Gardło jego nagle skurcz złapał, nos zatkał, oczy jakby widziały ale ciemność tylko.
YOU ARE READING
Tajemnica Obscure
SpiritualTo miejsce to, rok ten, miesiąc ten i dzień ten, niestety.~