9

305 33 10
                                    

Było mi teraz tak zimno.

Kto by się spodziewał, że Atsuya ponownie postanowi się we mnie przebudzi.

Otworzyłem delikatnie swoje oczy, których rzęsy były pokryte lekkim szronem.

- Gdzie ja jestem? - zapytałem samego siebie rozglądając się trochę dookoła.

Wszędzie było strasznie biało od śniegu, a wręcz wszystko było już białe.

Tak białe, że trudno było mi teraz odróżnić choinkę od sosny, co zazwyczaj było jedną z najprostszych rzeczy.

Przetarłem swoje oczy, gdyż wydawało mi się to jedynie snem, ale za każdym razem było mi jeszcze bardziej zimno, a obraz pozostawał nadal taki sam.

- Gdzie ja jestem? - zapytałem ponownie licząc na czyjąś odpowiedź, ale nikogo tutaj nie było, a przynajmniej tak mi się zdawało.

Czułem jak powoli moje nogi i dłonie robią się coraz bardziej lodowate, więc podniosłem się z śnieżnego puchu pocierając przy tym swoją jedną dłoń o drugą, aby spróbować lekko je ocieplić, po czym wręcz wymusiłem z siebie powolne kroki na przód.

Przecież nie mogę być tutaj sam, prawda?

Moje oczy zrobiły się szkliste i to nie tylko od tej bardzo niskiej temperatury jaka mnie teraz otaczała, ale i także od strachu.

Bałem się, że jestem tutaj całkiem sam.

- Pomocy... - jęknął zachwianym głosem zmuszając się do kolejnych kroków.

Cały zamarzałęm, ale bardziej od środka, a wszystko zaczynało się od mojego małego serca.

- Shirou... - usłyszałem za sobą znajomy mi już wcześniej głos, ale właściwie to do kogo on należał?

Odwróciłem się resztkami sił w przeciwną stronę kierunku do którego wcześniej zamierzałem zmierzać.

Niemożliwe! Czy to...

- Atsuya? - wydukałęm z siebie ledwo przełykając przy tym swoje strasznie słone łzy, który wypływały z moich powiek jak wodospady.

Wyciągnąłęm do niego delikatnie swoją dłoń.

To na pewno był on, to musiał być on, bo kto inny miałby mieć ten głos?

Próbowałem do niego podejść, ale po chwili coś natychmiastowo przebiło się przez moje ciało, jak jakaś wielka lodową strzała, albo i dużo gorzej.

Jęknąłem z bólu i tym samym zacisnąłem mocno swoje powieki czując jak szron próbuje osadzić się na moich gałkach ocznych.

Po jakimś czasie poczułem ciepło.

Byłem w kogoś ramionach, ale kto właściwie mnie przytulił?

Otworzyłem delikatnie swoje oczy, aby móc zobaczyć twarz tej osoby.

- Atsuya... - wydusiłem z siebie widząc go przy sobie i wtuliłem się w niego jeszcze bardziej próbując dłońmi zatrzymać swoje chłodne łzy, które spływały mi po policzkach.

- Dobrze wiesz, że nigdy Cię nie opuszczę, prawda bracie? - zapytałem uśmiechając się do mnie, a ja popatrzyłem na niego uśmiechając się jak najszczęśliwsze dziecko na świecie.

- Oczywiście, że wiem braci... - przerwałem swoją wypowiedź gdy nagle w miejscu serca Atsuyi pojawił się lodowy kolec przebijając się przez jego ciało.

- Nie!!! - wykrzyknąłęm przerażony przytulając go do siebie, ale po chwili on najzwyczajniej rozleciał się i to tak jakbym przytulał śnieg.

W moich oczach pojawiły się łzy, po czym rzuciłem się na ten śnieg patrząc jak wokół mnie panuję śnieżna wichura.

Moje serce skute lodem...

Już dawno powinno się połamać...

Tyle sopli lodu powbijało się już w moje uda, a niektóre z nich nawet w moje dłonie...

Obolałe myśli...

Już trudno mi wytrzymać...

Czy tym razem przeżyję tę śmierć?

- Nie!!! - wykrzyknąłęm resztkami sił czując, że nie jestem w stanie wybaczyć sobie śmierci mojego brata.

Otworzyłem oczy i po chwili ujrzałem przed sobą całą swoją drużynę.

- Gdzie ja jestem? - zapytałem nie wierząc, że ich jeszcze widzę, a w mych oczach znów zbierały się łzy.

- Wszystko w porządku? Jesteś w szpitalu. - odezwał się Endou, a cała drużyna patrzyła na mnie ze zmartwieniem.

Poczułem jakieś dziwne ciepło, które lekko zasiliło moje zlodowaciałe serce.

Oni również są dla mnie bardzo ważni.

Nie mogę tak zwyczajnie od nich teraz odejść, bo oni przecież są...

Moją drugą kochaną rodziną, prawda?

- Wszystko jest dobrze. - odparłem i nie chcąc ich dłużej martwić przetarłem swoje mokre oczy.

Tak, to moja druga rodzina, więc nie mogę również niej zaniedbać...

Wysłuchaj mnie... | Fubuki Shirou // Zawieszone //Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum