Wpis szesnasty: Finał

268 20 9
                                    

Przestałam istnieć. Tom przejął nade mną całkowitą kontrolę. W ostatecznym rachunku wyszło na jego. Wygrał. Zamknął mnie w ciasnej klatce, w której nie dawałam rady się nawet obrócić. Kajdany zaciskały się coraz bardziej. Byłam więźniem własnego umysłu.

Aż pewnego dnia na śniadaniu zjawił się Dumbledore. Stanął przy mównicy i odchrząknął głośno. Popatrzył na swoich uczniów i uśmiechnął się szeroko, po czym zabrał głos.

– Witajcie, moi mili. Jak pewnie wiecie, profesor Sprout dba o rozwój mandragor, aby przywrócić świadomość wszystkich osób spetryfikowanych. Z przyjemnością chcę wam oświadczyć, że rośliny są już gotowe i zostały rozpoczęte prace nad stworzeniem odpowiedniego wywaru.

W sali rozległy się ciche oklaski. O dziwo, Tom również zadbał o to, aby moje ręce wykonywały ten gest.

I co teraz? – spytałam drżącym głosem.

Nic. Szlamy są mi obojętne – odpowiedział. – Choć, kiedy myślę o tym, jaki z ciebie nieudacznik, to włos jeży mi się na głowie.

To ty jesteś nieudacznikiem, bo mnie wybrałeś – odgryzłam się i szybko tego pożałowałam. Uśmiechnął się ironicznie, co było jednoznaczną zapowiedzią kolejnego wieczoru spędzonego przy zabawianiu się moim ciałem.

Możesz być pewna, że osoby odpowiedzialne zostaną ukarane.

Masz jakiś nowy cel?

Tak, mam.

Jestem ci potrzebna?

Nie odpowiedział nic więcej. Rozsiadł się wygodnie w mojej głowie, kierując moimi rękoma. Zaczęłam powoli przeżuwać kanapkę z serem. Było mi niedobrze. Marzyłam tylko o tym, aby znów pozwolił mi zwymiotować.

Przez kolejne dni był bardzo zadowolony, co było zupełnie nieadekwatne przy takiej sytuacji. Wywar z mandragor był prawie gotowy, a on śmiał się cicho, że ofiary wrócą do życia tylko na chwilę, że on już o to zadba.

A ja sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.

Dalej torturował mnie po nocach. To był już nasz rytuał. A im Tom miał lepszy humor, tym ja odczuwałam większy ból. Przez ten czas zrozumiałam coś bardzo ważnego. Bardziej nienawidziłam jego niż siebie. Pamiętam, że doszłam do tego wniosku w trakcie pełni księżyca, kiedy nakazywał mi rozdrapać skórę na udach tak mocno, że zostały na niej krwawe ślady. Był to moment przełomowy.

I w taki o to sposób, kiedy moje paznokcie wbijały się w skórę, uznałam, że jeśli uda mi się to przeżyć, że jakiś cud sprawi, że Tom zniknie z mojego życia, a ja znów będę wolna, wtedy stanę się zupełnie inną osobą. Będę brać z życia to, co mi się należy, będę innym dawać swoją radość, poświęcać czas dla osób, które tego potrzebują.

Tomowi oczywiście się to nie spodobało. Nawet się nie śmiał i nie przedrzeźniał mnie, że już nigdy nie będę wolna. Nie. Był wściekły, że w momencie, w którym powinnam błagać go o śmierć myślałam o innym, lepszym życiu.

To on rósł w siłę, a ja umierałam. Ale kiedy człowiek umiera, to w ciągu ostatniego tchu jest w stanie zrobić więcej niż w trakcie całego swojego życia.

Tak, Tom. Wiesz, kiedy wojna jest najbardziej krwawa? Kiedy zbliża się ku końcowi.

Masz rację, nasza wojna też się niedługo zakończy, ale z korzyścią dla mnie.

Mylisz się. Mogę albo umrzeć, albo się od ciebie uwolnić. Sądzisz, że to nie będzie dla mnie korzyścią?

Przestań już głupio gadać.

Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom RiddleDonde viven las historias. Descúbrelo ahora