Wpis trzynasty: Walentynki

232 21 3
                                    

Czas mijał. Było mi nadzwyczaj trudno. Z nikim nie rozmawiałam. Na całe dnie znikałam w bibliotece i próbowałam nadrobić zaległości w nauce. Na marne. Wiedziałam, że Hermiona obserwuje mnie z daleka. Ona też zawsze tam była. Z każdym dniem siadała bliżej mnie, aż w końcu zajęła krzesło obok.

– Cześć, Ginny – przywitała się półgębkiem, aby nie zdenerwować Pince.

– Cześć – szepnęłam bezgłośnie, nie dorywając stalówki pióra od pergaminu.

– Rozmawiałam z profesor McGonagall – kontynuowała. – Mówiła, że opuściłaś się w nauce. Może przydałaby ci się pomoc z jakiegoś przedmiotu?

– Nie dzięki, jakoś sobie radzę – oświadczyłam, zamykając książkę od zaklęć.

– Pewnie, nie będę cię zmuszać, ale jakby co, to wiesz gdzie najczęściej mnie możesz znaleźć – rzekła, uśmiechając się delikatnie.

Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.

– Jak się ma Harry? – spytałam niespodziewanie.

Ciężko powiedzieć, kto był bardziej zdziwiony tym pytaniem. Oczy dziewczyny zrobiły się większe, a ja zadrżałam, przełykając głośno ślinę. Wygięłam knykcie, nie patrząc jej w oczy.

– Harry? Dobrze, choć trochę się wkurza, że wszyscy uważają go za dziedzica...

– Jakiego dziedzica?

Przez twarz Hermiony przeszedł cień zaskoczenia. Uśmiechnęła się delikatnie, nie do końca rozumiejąc moje pytanie. Po chwili kontynuowała:

– Może powinnaś sama do niego podejść i zagadać?

– Nie, raczej nie.

– Zastanów się, na pewno będzie mu miło.

I tak zakończyła się nasza dyskusja. Bez pożegnania wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Na korytarzu minęłam dwie starsze dziewczyny, rozmawiające podniesionymi głosami. Nie chciałam ich podsłuchiwać, jednak ich głosy same dopadły moich uszu.

– Profesor Lockhart jest taki wspaniały – zaświergotała jedna z nich. – No i ma takie wspaniałe pomysły. Słyszałaś o poczcie walentynkowej?

– Tak, wyślę kartkę Markowi. Mam nadzieję, że on też nie zapomni...

Przyspieszyłam, aby je wyminąć. Nie miałam ochoty dłużej słuchać tych bredni. Walentynki były najgłupszym z istniejących świąt. Nagle wszystkim się przypominało o miłości i wyrażaniu swoich uczuć. Co kilka metrów spotykałam całujące się pary, jednak wbrew wszystkiemu trochę im zazdrościłam.

Marzyłam o chłopaku, bo jaka dziewczyna o nim nie marzy? Miał być idealny, w mojej głowie wyglądał jak Harry choć miałam wrażenie, że jego rysy coraz częściej się wyostrzały i zaczynał przypominać Toma... Mojego Toma.

* * *

Od samego rana szkoła zrobiła się stanowczo zbyt słodka. Drobne, czerwonej serduszka sypały się z sufitu i znikały zaraz po dotknięciu podłogi. W dodatku gdzie się nie obróciłam, słyszałam delikatne akordy romantycznej muzyki.

Starsze dziewczyny były wniebowzięte. Skakały, krzyczały, piszczały i obściskiwały swoich chłopaków. Nawet Dumbledore'owi udzielił się dobry humor. Chodził po Hogwarcie w czerwonek jak krew tiarze i uśmiechał się szeroko do uczniów, zarażając ich swoim optymizmem.

Błagałam w duchu, aby ten dzień minął szybko i bezboleśnie. Niestety, to nie było takie proste. Już przed drugą lekcją, okazało się, że mam zajęcia na tym samym piętrze co Harry. Widziałam z daleka jak idzie razem z Ronem i Hermioną. Rozmawiali przyciszonymi głosami, bojąc się, że ktoś ich podsłucha. I w sumie mieli powód. Za nimi kroczył podstępny Ślizgon, Draco Malfoy wraz ze swoimi dwoma gorylami – Crabbem i Goylem.

I wtedy to się stało. Nagle i niespodziewanie. Drogę Harry'ego zagrodził niewielki gnom, który prawdopodobnie miał być słodkim amorkiem. Chwycił chłopaka za nogawkę i przewrócił na podłogę. W tym samym momencie urwał się pasek od jego skórzanej torby, a z wnętrza wysypały się książki ubrudzone atramentem.

– Mam dla ciebie wiadomość – oświadczył gnom, wyciągając harfę, po czym zaczął grać.

Ma oczy zielone jak kiszone ropuchy,

jego włosy są czarne jak tablica,

Marzę, aby był mój, och, on jest tak wspaniały

Jest bohaterem, który zwyciężył Czarnego Pana.

Omal się nie przewróciłam. Nie wiedziałam, co w tym momencie było gorsze. Treść tej kartki, Draco Malfoy wytykający mnie palcami i wołający coś w stylu, chyba jednak nie spodobała mu się twoja walentynka, Weasley, czy może dziennik Toma leżący tuż pod moimi stopami. Chciałam się nachylić, chciałam go podnieść, jednak moje ręce zakrywały usta i nijak chciały się od nich odkleić. Czułam, że robię się czerwona jak piwonia.

W moich oczach stanęły łzy, słone krople, które nie gościły tam już od dłuższego czasu. Nie wiedziałam, co robić. Nie myśląc zbyt wiele, odwróciłam się na pięcie i puściłam się biegiem przez korytarz. Padłam ofiarą okrutnego żartu, który jeszcze długo miał mnie prześladować.

Wstrzymałam oddech, przez chwilę miałam ochotę się udusić i paść martwa na podłogę.

To nie tak miało wyglądać, wszystko było nie tak...

* * *

Czytał ktoś Pottera w wersji angielskiej? Jeśli tak, to pewnie zwrócił uwagę na treść walentynki, która w polskim przekładzie nijak się miała do oryginału. U góry macie moją, surową próbę tłumaczenia. Nie bawiłam się w rymy, czy przenośnie, chciałam po prostu pokazać, że chyba duża większość Polaków nie do końca zdaje sobie sprawę jak to było naprawdę z tym wierszykiem.

Pojmany umysł |Ginny Weasley x Tom RiddleWhere stories live. Discover now