9.

1.4K 74 15
                                    

Kolejnego dnia obudziłem się z okropnym bólem głowy. Czułem się tak jak wiking po ostrym chlaniu, budzący się z porządnym kacem. Pomimo zawrotów głowy, starałem się przypomnieć sobie wydarzenia sprzed momentu, w którym Viggo mnie uśpił. Wspomnienia wracały bardzo szybko. Przypomniałem sobie uwolnienie kilkunastu smoków, i porażkę przy próbie uratowania Szczerbka. Byłem na siebie wściekły. Zmarnowałem taką okazję. Mogłem uwolnić Szczerbatka i stąd uciec, potem odlecieć na północ i żyć dalej. A tak właściwie to skąd Viggo wiedział, że uciekłem z celi i właśnie próbuję uwolnić mojego przyjaciela. Przecież jakimś cudem zlikwidowałem strażników, więc nie miał go kto poinformować. Zastanawiałem się nad tym przez jakiś czas, ale w końcu sobie odpuściłem, ponieważ na nic w tej sprawie nie wpadłem. Jak już skończyłem, zorientowałem się, że nie jestem już na statku. W mojej celi panował chłód, wilgoć i półmrok. Byłem chyba w jakiejś jaskini, ale nie miałem całkowitej pewności. Przymknąłem powieki, żeby chociaż trochę odpocząć. Po kilkunastu minutach usłyszałem jakieś kroki. Jak się okazało, byli to strażnicy. Tym razem byli lepiej wyposażeni, i byłem świadom tego, że atak na nich to z mojej strony czysta głupota. Gdy ci tłuści, nadęci, pseudo siłacze doszli do mojego więzienia, jeden z nich wyjął mały klucz niedoczepiony do jakiegokolwiek pęku. Przekręcił go w zamku, a drugi od razu związał mi ręce za plecami liną, którą od początku trzymał w ręce. Podnieśli mnie w brutalny sposób i zawlekli na plażę. Słońce dopiero wchodziło roztaczając na niebie czerwoną łunę.
Po chwili dołączyła reszta więźniów.
Domyśliłem się że Viggo znowu ma nam coś do przekazania. Już myślałem że umrę z nudów gdy w końcu raczył przyjść.  Chwilę czekał aż zacznie mówić, co nie działało dobrze na moje nerwy. Na jego szczęście rozpoczął swój monolog.

- Witam was na pierwszym oficjalnym treningu do walk na arenie! Codziennie będziecie tu ćwiczyć walkę, szybkość, refleks i inne ważne umiejętności, a to wszystko by przeżyć na arenie i wygrać wolność w ostatecznej bitwie. Dzisiaj też wyeliminujemy najsłabszych z was więc radzę nie zostawać w tyle. - Jego chytry uśmieszek sprawił, że po moich plecach przebiegły dreszcze.
Od razu wiedziałem, że zostanie z tyłu oznacza coś, czego ja na pewno nie chciałbym doświadczyć. Mimo wszystko byłem ciekawe, jaki trening zaplanował Viggo. Spojrzałem na resztę więźniów, chcąc zobaczyć ich reakcję. Kilku było wyraźnie przestraszonych. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wyglądali tak jakby mieli zśikać się w gacie. Nie żebym ja tego prawie nie zrobił czy coś. Inni z uwagą słuchali i przetwarzali co mówi czarnowłosy. Dwóch niemal identycznych blondynów wyglądało jakby miało zasnąć. Z kolei ta d,iewczyna jako jedyna zwracała uwagę na taki rybi szkielet jak ja. Nawet się z tym nie kryła. Przez maskę nie widziałem żadnych emocji na jej twarzy, co tylko powiększało mój niepokój. W dodatku na pierwszy rzut oka było widać, że jest silną wojowniczką. Może nie miała tyle mięśni co przeciętny wiking, ale Saab na pewno też nie była. Kiedy Viggo spostrzegł, że wszyscy zrozumieli, zaczął mówić dalej.

- Dziś nie będziecie ostro szarżować. W skład dzisiejszego treningu wchodzi rozgrzewka, bieg po brzegu dookoła wyspy i krótka nauka walki dla nie wtajemniczonych. Nie zabijcie się dzisiaj. Życzę miłego trenowania. - Rzucił na odchodne. Prychnąłem pod nosem. I niby mamy walczyć dla jego rozrywki tak? No niech mi ktoś powie jaki w tym sens. Dla mnie żaden. Niestety nie pomyślałem trochę dłużej bo najemnicy Viggo zaczęli na nas wrzeszczeć zagrzewając do rozgrzewki.

- Ruszać się wy nic nie znaczące kupy smoczego gnoju! - Nie chciałem dostawać niepotrzebnego lania więc zacząłem robić jakieś wymachy rękami. Ta dziwna brązowowłosa dziewczyna wyglądała z kolei tak jakby kręciła oczami ze znużeniem przyglądając się tej sytuacji. Zdziwiło mnie to nie powiem. Chociaż istniała możliwość, że jest tutaj nie pierwszy raz. Dobra. To już było dla mnie dość dziwne. Raczej wygrywając te zawody czy co to tam jest nie chciałaby tu wracać. Kontynuowałem rozgrzewkę kontemplując nad jej zachowaniem. Zrobiłem krótki bieg w miejscu. Po jego wykonaniu mentalnie uderzyłem się w twarz. Przecież przed lotem na Szczerbatku zawsze robię porządne rozciąganie. Nie czekawszy ani chwili dłużej podbiegłem do kamienia na tyle dużego bym mógł na nim spokojnie oprzeć stopy na wysokości bioder. Trochę jeszcze się porozciągałem, kiedy to po chwili podeszła do mnie ta dziewczyna.

- Młody jesteś.

- Spostrzega  jesteś. - Odparłem.

-  Zabawny z ciebie chłopak. - Skontrowała. Aczkolwiek ja się nie dam.

- Lata praktyki czynią mistrza. - Brązowowłasa przewróciła oczami lekko się przy tym uśmiechając.

- Dobra to zacznijmy od nowa. Cześć jestem Mira. - Powiedziała z uśmiechem.

- No dobra. Na mnie mówią rybi szkielet. - Przedstawiłem się pół żartem a pół serio. Żartem dlatego, że to przezwisko świetnie pasowało do mojego wyglądu zewnętrznego. Pół serio, bo przypominały mi się te wszystkie lata na Berk. Jak dobrze, że się z tamtąd urwałem, bo bym pewnie był jedynie gnijącymi w Kruczym Urwisku flakami. Mira chyba dostrzegła moje wahanie. Pokręciła głową z niesmakiem i wzrokiem skierowanym wprost na mnie.

- Hmm... Dobrze rybi szkielecie. Jak chcesz tu przeżyć to słuchaj się ich poleceń. A podczas biegu oddychają głęboko i biegnij równo, żeby się zbytnio nie przemęczać. - Poradziła mi. Czułem, że to nie był żadne podstęp, ale prawdziwie szczere rady prosto z serca.

- Dzięki. - Podziękowałem o ironio, bardzo szczerze jak na mnie. Nie dane było mi jeszcze trochę porozmawiać z Mirą, bo komuś tu się zachciało zakończyć rozgrzewkę i kazać ustawić na wyżłobionej grubym kijem w piasku linii. Dołączyłem z Mirą do reszty i czekaliśmy na rozwój akcji.

- Przez najbliższy tydzień będziecie wzmacniać siłę i wytrzymałość waszych chorobliwie słabych organizmów. - Przemawiający obecnie strażnik czy jak mu tam miał blond włosy ścięte niemal na łyso. Jego zielone oczy dokładnie taksowały wzrokiem każdego więźnia. Ubrany w ciasną koszulę z owczej wełny i skórzane spodnie nie dodawały mu specjalnie efektu grozy czy czegoś w tym stylu. Taki przeciętniak i tyle. Kiedy skończył gadać, że niby mamy w biegu okrążyć całą wyspę, dał znak ręką, a mianowicie po prostu spuścił ją w dół, zaczęliśmy biec. Po jakichś stu metrach znalazłem idealne dla mnie tempo i wpadłem w krótki trans. Jakieś dwieście metrów przede mną biegła Mira, wciąż się oddalając. Po kilku minutach zacząłem padać z nóg. Mój oddech nieco przyspieszył. Zmęczenie dawało o sobie znać, jednak ja nie chciałem się poddawać. Jeśli chcę tu przeżyć, muszę być twardszy niż najtwardsze skały. Pokręcone, ale prawdziwe.

Minuty mijały, to samo z resztą z metrami, a mi coraz trudniej było oddychać. Pot lał się ze mnie strumieniami, jak jeszcze nigdy dotąd. Byłem tak zmęczony, że chyba zjadłbym tyle pożywnego mięsa, ile tłuszczu ma typowy wiking. Nie zwracałem uwagi na piękno przyrody dookoła mnie. Liczył się tylko cel. Wkrótce, kiedy myślałem o moim padnięciu z wycieńczenia, dostrzegłem tego wikinga, który coś mówił przed rozpoczęciem biegu. Nieco dalej na piasku wygrzewała się Mira. Szczęśliwy dobiegłem do końca i wywaliłem się obok nowo poznanej dziewczyny.






Naprawdę śmieszne jest to ten rozdział ma 1111 słów XD. No i nie ma to jak pisać rozdział z JWS przy muzyce z FNAF XD. Tam na górze w mediach macie fajny kawałek jakby co

Od razu uprzedzam że z nextem postaram się wyrobić w dwa tygodnie. No i tak ogólnie teraz jak kończyłem pisać ten rozdział to miałem takiego rage'a, że z 684 słów do 1111 wyrobiłem się w dwie godziny z hakiem więc no... Gratulacje się należą XD.

A teraz takie małe pytanko. Jak myślicieli, kim jest Mira? (Oczekuje odpowiedzi bo mi się nudzi XD).

Dobra nie zawracam wam już głowy i się żegnam. Widzimy się w następnym rozdziale!;)

Wśród smoków- Być jednym z nichWhere stories live. Discover now