13.

705 40 11
                                    

Maraton 1/3

W końcu nadszedł czas tego całego turnieju organizowanego przez Viggo. Dzień wcześniej zorganizował dla zawodników niezłą ucztę, więc każdy miał dziś mnóstwo sił do walki. Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy i zaprowadzeni do poczekalni po dwóch stronach ogromnej areny.

Uciec nie ma jak, bo zbudowane to wszystko z kamienia, a okna są zakratowane. Wszyscy są tu tacy zestresowani. Nic dziwnego, w końcu przed nami walki na śmierć i życie. Wolałbym nie zabijać, ponieważ nadal rzygam jak widzę krew lejącą się z zarżniętej owcy czy smoka. To jest taka swego rodzaju trauma. Szkoda tylko, że nie mam wyboru i czy tego chcę czy nie, muszę dziś zabijać.

Tak w ogóle to niedawno świtało, ale już słychać zbierających się widzów. Zgaduję, że to głównie sojusznicy i partnerzy handlowi Viggo oraz może jacyś goście. Jak się dobrze wsłucham to ponad wrzaskami przekrzykujących się wikingów mogę usłyszeć szum fal.

Wczoraj pod wieczór, jak zajadaliśmy się pysznym żarełkiem przyszedł do nas Viggo wyjaśnić nam szczegóły turnieju. Otóż będziemy walczyć w pojedynkach jeden na jednego w systemie drabinkowym. Cokolwiek to znaczy. Powiedział też, żebyśmy postarali się dostarczyć jak największego widowiska. Nie żeby mnie to obchodziło. Ja po prostu stąd zwieję ze Szczerbatkiem.

+++

Po jakiejś godzinie od wejścia do poczekalni, gdy strażnicy przynieśli nam pożywną strawę, po której jeszcze bardziej nabraliśmy sił.

Zapomniałem wspomnieć, że trochę zmężniałem po ostrych treningach w ciągu minionego miesiąca. Nie na tyle, żeby bez podstępu pokonać Mirę, ale dość, żeby nie wytrąciła mi broni z ręki zaraz po rozpoczęciu walki.
Jeśli uda mi się dotrzeć do finału, to najprawdopodobniej zawalczę z Mirą jeden na jeden. Jestem ciekaw jak walczy serio. Czy jest jeszcze szybsza niż normalnie, czy polega raczej na dziwnych ruchach? W sumie wszystkiego mogę się po niej spodziewać.

Ciekawi mnie też jak w poważnej walce dadzą sobie radę moje sztylety. Co prawda zrobiłem znacznie lepszą w porównaniu do pierwowzoru wersję, ale nadal nie użyłbym ich do blokowania ciosów z miecza. A co dopiero topora. Kusza trzyma się dobrze, udało mi się przesunąć przycisk zwalniający blokadę w wygodniejsze miejsce, tak abym mógł strzelać prawą ręką, a lewą tylko ładować nowe bełty. Z resztą bełty też nie są najgorsze. Udało mi się opracować sposób na gwiżdżące strzałki no i oczywiście zaprojektowałem zwyczajne jeśli pierwsza nie trafi. A po co mi gwiżdżące bełty? Pomyślałem, że skoro raczej nigdy nie będę chociaż tak dobry jak Mira w walce w zwarciu, to będę najzwyczajniej w świecie używał sprytu. Wedle mojego zamysłu kiedy wróg usłyszy gwizd z bełtu, pomyśli sobie: "Jak to to cholery gwiżdże!?" I umrze. Fajne, co nie?
Ach, jakiś tydzień temu poozdabiałem sobie sztylety. I przerobiłem rękojeści tak, aby można z nich zrobić jedną broń a nie dwie. Po prostu przykładam do siebie sztylety i skręcam je w jedną broń. W rezultacie nie muszę mieć dwóch pochew, wystarczy jedna. No i nosi się znacznie wygodniej. Takie cacka w skrócie obmyśliłem.

Niestety moje rozmyślania i rozwodzenia się nad sprawnością sprzętu przerwał niejaki strażnik, który przyszedł po pierwszego zawodnika. Szczęśliwym trafem padło na mnie. Poprowadził mnie korytarzem, by po chwili ujrzeć wyjście na arenę oraz stojak z moimi rzeczami. Nie czekając na rozkazy szybko ubrałem stalowe ochraniacze na łokcie i kolana, oraz skromną i nie utrudniającą ruchu zbroję na klatkę piersiową i łopatki. Na końcu założyłem prosty hełm, który daje mi dużą widoczność. Wspominałem już, że zbroja też jest mojej roboty?

Zamontowałem kuszę i kołczany, (jeden z gwiżdżącymi a drugi z zwykłymi bełtami) a także sztylety. W ten sposób gotowy do walki wszedłem na arenę.

Po drogiej stronie, około dwadzieścia metrów na wprost mnie stał lekko otyły wiking z blond włosami i niewielkim wąsikiem. Nosił ciężką, metalową zbroję pokrywającą prawie całe jego ciało, a w dłoniach trzymał wielki, obosieczny miecz. Łatwo nie będzie.

- Witam państwa na dorocznym festiwalu sztuk walki! - Wydarł się Viggo z jakiegoś podestu, z którego był dobrze widoczny. Na dźwięk jego głosu wzniosły się gromkie brawa. - Chciałbym przede wszystkim podziękować moim partnerom handlowym za dostarczenie tak wielu dzielnych wojowników! - Powiedział gdy oklaski ucichły. - Jestem również wdzięczny wszystkim wodzom, którzy mieli wkład w sfinansowanie tego oto turnieju! - Znowu rozległy się wiwaty. - Tegoroczny turniej rozpoczniemy od walki niejakiego Ingena, oraz Hüra z Räskvilk! Niech zacznie się walka! - Wykrzyknął na koniec i w tym samym momencie kilka osób pod jego miejscem zabębniło w potężne bębny, tak że huk poniósł się po całej arenie.

Słońce świeciło prosto w moje oczy, Gdy Hür postanowił ruszyć do ataku. Ugiąłem nogi i przygotowałem się do ataku. Nałożyłem bełt na kuszę odpowiednio wcześnie, bym miał kilka sekund na przewidzenie ataku.
Mój przeciwnik uniósł miecz ponad ostrze ponad swój prawy bark. Błyskawicznie opuścił miecz, ale na szczęście zdołałem przetoczyć się w lewo tuż pod klingą. Powiew powietrza na krótko musnął moją twarz. Instynktownie odskoczyłem dalej. Tak naprawdę w tej walce mam szansę dopóki mam amunicję do kuszy i jestem poza zasięgiem. Niestety ta taktyka działałaby, gdyby Hür nie miał pełnej zbroi.

Cały czas trzymając dystans męczyłem wroga i szukałem jego słabych punktów. Kiedy maksymalnie się skupiłem, dostrzegłem cienkie rzemyki trzymające jego pancerz.

Pobiegłem w stronę blondyna i kiedy ten miał wykonać czyste cięcie z góry, prześlizgnąłem się między jego nogami. Wstałem wyciągając sztylety i je rozdzielając. Powtórzył atak, ale tym razem od dołu. Odskoczyłem w bok i zaatakowałem jego tyły. Przeciąłem rzemyki przy piętach obu jego nóg, tak, że zbroja na łydkach luźno mu latała. Hür wziął ogromny zamach i pozwolił swojemu mieczowi obkręcić się z nim wokół własnej osi. Pochyliłem się by nie odciął mi głowy na wysokości pasa. Nie pozostałem mu dłużny i pozbawiłem go ochrony nóg odcinając pozostałe wiązania. Trochę śmieszną miał minę kiedy zlatywały mu "spodnie". Wkurzony, bo nic mi jeszcze nie zrobił zaszarżował jak jakiś wściekły Koszmar Ponocnik. Jeszcze tylko brakowało, żeby się zapalił. Blondi zaczął losowo wymachiwać mieczem, żebym nie mógł go uniknąć. Uciekłem mu na kilka metrów i przeładowałem kuszę. Na szybko wycelowałem w nogi Hüra i wystrzeliłem. Bełt trafił prosto w kolano. Jego śladem posłałem drugi pocisk, ale tym razem trafiłem w udo. Wiking momentalnie stracił równowagę i usiadł na tyłku. Tak naprawdę wystarczy teraz tylko pozbawić go miecza.

W myślach strzeliłem się po twarzy, ponieważ kiedy trochę się uspokoiło, zauważyłem, że przeciwnik ma odsłonięte dłonie. Tym razem dokładniej wycelowałem i przebiłem rękę niebieskookiego, przez co nie może tak machać swoim mieczem jak kilka chwil temu.

Sprężyłem wszystkie swoje mięśnie i pobiegłem prosto na brodacza. Kiedy znalazłem się tak blisko jak tylko mogłem, wziąłem porządny zamach i z może półtorej metra rzuciłem sztyletem celując w głowę. Ostrze przebiło hełm i zagłębiło się w czaszce aż po rękojeść.

Już martwy Hür od siły uderzenia przewrócił się na lewy bok. Dopiero teraz mogłem na spokojnie odetchnąć i przyjrzeć się wrzeszczącej z uciechy publiczności. Zgodnie z radą Viggo, wyciągnąłem swoją broń z głowy trupa i powłóczyłem nogami w stronę szatni.





 Zgodnie z radą Viggo, wyciągnąłem swoją broń z głowy trupa i powłóczyłem nogami w stronę szatni

Hoppsan! Denna bild följer inte våra riktliner för innehåll. Försök att ta bort den eller ladda upp en annan bild för att fortsätta.

Tutaj macie mniej więcej jak wygląda kusza Czkawki. Podziękujcie zawdan za narysowanie tego.

Wśród smoków- Być jednym z nichDär berättelser lever. Upptäck nu