Prolog

663 22 20
                                    

10 lat temu

Pov.Dakota

-Znowu oblałaś rok- wywrzeszczał opadając na fotel.

-Mówiłam ci, że nie rozumiem matematyki, a ty zamiast mi pomóc krzyczałeś i wyżywałeś się na mnie- tym razem to ja podniosłam ton i uciekłam do pokoju.

Słyszałam tylko jakieś obelgi i groźby na mój temat, kiedy zamknęłam drzwi na klucz wszystko ucichło. Mój pokój do tej pory był jedynym bezpiecznym miejscem od śmieci mojej mamy i stoczenia się mojego ojca.

Odgarnęłam kruczo czarne włosy i sięgnęłam pod łóżko w celu znalezienia metalowego pudełka ze skarbami, które pomagają mi przeżyć tutaj. Kiedy już miałam pudło w moich rękach otworzyłam je i wyciągnęłam jedną szarą żyletkę, tak cięcie mi pomagało. Nigdy nie ciełam się na rękach aby ten potwór nie widział, robiłam to na biodrach bo kiedy ktoś to zauważał zawsze wmawiałam mu, że to rozstępy. Przeciągnełam końcem moich utrapień po wybranym miejscu, a kiedy krew zaczęła się delikatnie sączyć szybko ją zatamowałam i zakleiłam plastrem. Po całym procesie odstresowania schowałam swoje skarby, siadłam na łóżku i sięgnęłam po jakąś losową książkę. Jednak spokój nie był ofiarowany mi na długo, rozległo się pukanie do moich drzwi.

-Masz być gotowa i wyglądać świetnie o 20, a jeśli tego nie zrobisz to nie chciałbym być w twojej skórze.

Przeraziłam się, wiem do czego jest on zdolny. Moją matkę zakatował na śmierć i powiedział, że spadła ze schodów, oczywiście każdy mu uwierzył bo jest burmistrzem naszego miasta no i kto by posądził takiego człowieka.

Była już 16 chciałam się wyszykować wcześniej bo widziałam, że ojciec nie znosi czekać.

Poszłam do łazienki wziąć prysznic, zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam do kabiny. Puściłam ciepłą wodę i zaczęłam się namydlać najpierw moje wąskie, kościste ramiona, mostek, wystające obojczyki, małe piersi, kościste dłonie, uda, biodra na których znajdowały się równomiernie rozłożone blizny. Umyłam szamponem moje do ramion czarne włosy i wyszłam z kabiny owijając się w czarny, puchowy ręcznik. Wyszłam z łazienki i skierowałem się prosto do mojej szafy, otworzyłam ją i postanowiłam wybrać jakiś oficjalny strój. Postawiłam na czarną koszulę z kołnierzykiem, skórzaną spódniczkę i botki w kolrze stroju. Musiałam także zakryć moje zapuchnięte oczy od płaczu. Nie miałam ochoty robić jakiegoś mega mocnego makijażu. Nałożyłam lekki podkład i korektor, zmatowiłam pudrem, wytuszowałam moje długie rzęsy nadając trochę życia zmęczonym, szarym oczom i nabalsamowałam usta. Włosy wyruszyłam i rozczesałam, była już 18 więc postanowiłam zejść do jadalni bo wiedziałam, że ojciec zaprosił gości wcześniej tylko chciał mnie sprawdzić.

-Dzień dobry młoda damo- przywitała mnie gosposia tego potwora. Była ona już w podeszłym wieku, a jej pucułowata twarz była zawsze uśmiechnięta.

-Witam- powiedziałam zasiadając po lewej stronie od krzesła na którym zawsze siada mój ojciec.

Stół był zastawiony cały, wiedziałam co się święci...ojciec coś planował tylko co.

-Jakie miłe zaskoczenie- w drzwiach stanął wysoki mężczyzna z czarnymi włosami i ciemnymi oczami w garniturze koloru jego włosów.

Nie zdążyłam mu odpysknąć bo akurat zadzwonił dzwonek do drzwi, a ten debil pobiegł do nich z prędkością światła. Mogłam tylko usłyszeć radosne powitanie i śmiech.

- Moi drodzy to moja córka- powiedział ojciec prowadząc dwóch mężczyzn do jadalni.

-Witam panienko, Rudolf Drake- powiedział mężczyzna trochę starszy od mojego ojca. Był ubrany w granatowy garnitur, jego czarne włosy z delikatnymi przebłyskami siwego były potraktowane żelem i ułożone na prawy bok głowy.

-Dzień dobry, Dakota Stark- ukłoniłam się delikatnie, a mężczyzna złożył delikatny pocałunek na wierzchu dłoni i usiadł do stołu.

-Dzień dobry, Carlton Drake- powtórzył on gest po swoim ojcu.

Witam, Dakota Stark- ukłoniłam się i usiadłam do stołu.

Po zjedzeniu ojciec pozwolił mi iść do swojego, może nie chciał abym słyszała rozmowę.

Pospiesznie wpadłam na górę i położyłam się na łóżko, postanowiłam sięgnąć po książkę, którą rano zaczęłam czytać. Po jakiś dwóch godzinach postanowiłam sobie ją odpuścić bo była mega nudna i pójść sprawdzić czy te sztywniaki nadal są i już ich nie było.

-Dakoto mogę cię prosić do siebie- zawołał mnie ojciec.

Szybko zeszłam ze schodów i skierowałam się do gabinetu.

-Usiądź- wskazał ręką na krzesło naprzeciwko jego biurka, a ja posłusznie wykonałam rozkaz- Spotałem się z Drakem aby załatwić ci lepszą przyszłość, mianowicie za związek z młodym Drakem masz załatwione papiery z najlepszej szkoły i pracę w ich firmie kiedy Carlton ją przejmie- powiedział dumny z siebie.

-Ale ja się nie zgadzam-podniosłam się i pobiegłam do mojego pokoju.

- Nie masz wyjścia moja droga- wykrzyczał i zaczął się śmiać.

Co on sobie myśli, że sprzeda mnie za dobre oceny? Nie, tak nie będzie.

×××××××××××××××××××××××××××××××××× Za wszelkie błędy przepraszam.

Venomów DwóchWhere stories live. Discover now