Początek?

7 1 0
                                    

Znów to samo. Jezu. Znowu się zaczyna. Ile razy można?! Takie wkurzające, a zarazem... Który to raz już w tym tygodniu?! Naprawdę... Dość.

Ledwo doszedłem do domu, trzasnąłem drzwiami i osunąłem się. W dół. Czułem się... Właściwie nie wiem jak. Takie lekkie odrętwienie mnie naszło. Może to pogoda, a może... Ech... Spojrzałem w głąb pokoju. Ciemno. No tak. Nie zapaliłem światła. Już nie ma co. No trudno. Dziś będę w ciemnościach. Nie widziałem żadnych konturów pokoju, czy nawet mebli. Wyglądało to jakbym siedział w bezkresnej ciemności. Sam. Nic za mną. Nic przede mną. Chociaż ta zimna ściana za moimi plecami, trochę niszczyła ten obraz. Niewygodnie. Tak. Było niewygodnie, ale zmiana pozycji czy miejsca była teraz praktycznie niemożliwa. Widziałem cienie. Coś. Nie wiem co dokładnie. Może to oczy bawiły się ze mną w szaloną grę - co jesteś w stanie zobaczyć, gdy nie widzisz. One mnie również zostawiły same. W milczeniu jakby opuściły moje ciało. Wszystko się rozmazywało. Ciekawe jak teraz wyglądam. Pewnie półprzymknięte oczy. Albo szeroko otwarte – kto wie. Mina raczej niewyraźna – ściśnięte usta. Zarost – kilkudniowy - przyciemniał mą twarz, która i tak już przecież ukryta była w cieniu. Niezły kamuflaż. Włosy. Potargane, ale nadal krótkie i brązowe. No więc tak. Pewnie wyglądałem cudownie.

- Spokojnie – warknąłem.

Chyba w sumie do siebie. Czy tam do swoich myśli. Nieważne. Bo to już nie było ważne. „Spokojnie". Fajny żart. Bo nic z tego, co się tu działo, nie było spokojne. Ani normalne, ale to już inna sprawa. To temat na inną rozmowę. Dłuższą. Ale chwila. Wracając do rzeczywistości. Muszę się szybko skupić, bo zaraz nie będę mieć na to szansy. Dlaczego? Bo od razu po tym „spokojnie" poczułem dreszcze. A jak wszyscy wiedzą – to nie jest dobry znak. Szczególnie dla mnie. Więc może... Może cisza?

Cisza

Ciiiiiiisza

Ciiiiiiiiiiszaaaaaaaaa

Ciiiiiiiiiiiisz

- Ach – jęknąłem, zamykając zupełnie oczy.

Zaczęło się. Niezwykle mocny ból zaczął rozsadzać mi ból. Jak to opisać? Hm. To tak jakby ktoś wziął cholerny młotek i nagle postanawiał wbić ci w głowę gwoździe. Dlaczego miałby to robić? Dobre pytanie. Ale to dopiero pierwsza fala. Przedsmak dalszych, niezwykłych wydarzeń. Jakoś tak się stało, że już leżałem. Mimowolna zmiana pozycji w... Jak to nazwać? Pozycję na niemowlaka. Zwinąłem się w kłębek, jakbym miał zamiar bronić się przed jakimś atakiem. No bo tak właściwie było. Tylko, że atak nadchodził z wewnątrz. Trząsłem się. Wiedziałem co nastąpi. I..... Kolejna fala

- Jezu – krzyknąłem. – Dość

Przyciągnąłem ręce do oczu. Paliły mnie. W sensie oczy. Wróciły do mnie. Jednak nie uciekły. A mimo to wolałbym by uciekły. Moja twarz stała się trochę... mokra? Możliwe, że to wina łez. Spływały jak jakiś deszcz. I wtedy ją zobaczyłem. Jak zawsze piękna. Brązowe, długie włosy, jasna cera. Ubrana w długą sukienkę. Podbiegłem do niej. Oczywiście, że wiedziałem, że to nie jest rzeczywistość. Nie jestem głupi. Ale chciałem. Ja tylko chciałem...

- Nie – wyszeptałem.

Wiedziałem co dalej się stanie. Staliśmy naprzeciw siebie. Znowu. Tak blisko siebie, a mimo to straszliwie daleko.

- Proszę – dodałem. – Błagam.

- Wiesz, że nie mogę – odparła. W końcu. Uśmiechnęła się.

- Nie rób tego – krzyknąłem, wiedząc, że to nic nie da.

To, co działo się później. Tego się nie da opisać. Przeraźliwy krzyk. To. Wbijał się we mnie. Staliśmy się jednością. Nie wiedziałem już czy to ja krzyczę, czy ona. Płakałem. To wiem. Błagałem. Zaklinałem. Szydziłem z niej. A nadal. Ten ból. Ta mała cząstka. Nadal ją widziałem.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 24, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ignis culpaWhere stories live. Discover now