Rozdział 7: Pojęcie śmierci

434 28 3
                                    

Ludzie od zawsze uważali śmierć za coś złego. Dla mnie był to po prostu ostatni etap życia. W swoim dotychczasowym prawie osiemnastoletnim istnieniu napotkałam się na conajmniej pięć zwłok. Istnieją też tacy, którzy nigdy nie widzieli nieboszczyka. Śmierć przychodzi po każdego, nie ważne czy jesteś milionerką, biznesmenką czy ćpunką. Szanuję ją, ponieważ dla niej wszyscy jesteśmy równi. Zero podziału na gorszych i lepszych.

Milion razy zastanawiałam się jak umrę. Za każdym razem myślałam, że przejdzie mnie samochód w deszczową noc, ponieważ nigdy nie noszę odblasków. Bywały też sytuacje kryzysowe, w których myślałam że umrę na raka albo inne nieuleczalne choróbsko. Tylko raz przez moją głowę przewiła się myśl samobójstwa.  Od razu ją odepchnęłam, ponieważ nie jestem tchórzem.

Doprawdy?

Czy Nate Danvers był tchórzem skoro postanowił odebrać sobie życie wieszając się na suficie? Nie był. Uważałam Danversa za kogoś niesamowitego. Idealny nastolatek z normalnymi problemami, które zupełnie go przerosły. Nigdy nie prosił o pomoc pokazując swoją siłę psychiczną. Najwidoczniej kiedy doszło do najgorszego dnia w jego życiu nie było nikogo przy nim. Z nikim nie rozmawiał o swoich wątpliwościach i rozterkach. Szanuję Nate'a Danversa na takim samym poziomie jak śmierć.

Nicholas Einter, który został przeze mnie zamordowany we własnym domu zasłużył na gorszy los niż uderzenie srebrną szkatułką. Powinnam go związać i codziennie torturować w najokrutniejszy sposób. Może zaczęłabym od wbijania igieł pod paznokcie. Dusiłabym go tak mocno, że gdyby odzyskał przytomność zaczynałabym wszystko od nowa. Nicholas krzyczałby, że woli śmierć od tych cholernych tortur. Oczywiście jak to każdy więzień spróbowałby uciec. Skoro w każdym filmie nigdy im się nie udaje to i w życiu realnym nie może być inaczej.

Mężczyźni z gangu Cred's Motor, którzy już nigdy nie zasiądą na swoje motocykle. Chyba, że w zastępach niebieskich. Uważam, że ich śmierć poszła na marne. Ornan widział nadzieję, myślał, że gdy w końcu będę bezpieczna przestanę ćpać. Chciał tego tak bardzo, że dla mnie zabił człowieka. Nie tylko on, ponieważ Balak i Asaf również nie byli święci.

W Detroit nie byłoby osoby, która miała czystą kartę. Każdy ma jakieś przewinienia. Wtedy zależy od człowieka czy chce się z nimi podzielić, czy zachować je dla siebie.

Na koniec zostawiłam siebie. Najgorszy z możliwych przypadków. W końcu balansowałam między życiem, a śmiercią i to było o wiele gorsze od etapu ostatecznego. Dla mnie śmierć była opcją. Chcesz się zabić? Proszę bardzo.

Nie chciałam umierać. Powolne zabijanie komórek przez narkotyki wywołały we mnie uczucie pustki. Czułam, że czegoś we mnie brakowało, ale nie mogłam zrozumieć czego. Nadal żyłam, chociaż bardziej zachowywałam się jak martwa. Otworzyłam jedno oko spotykając brutalne białe światło które raziło mnie jak cholera.

— Zgaś tą latarkę — wychrypiałam zakrywając ręką oczy.

— To słońce kochanie — odpowiedział Asaf Lee, który pojawił się znikąd.

Powoli otworzyłam oczy dostrzegając zielonookiego, który stał nade mną z niepokojem wymalowanym na twarzy. Podniosłam głowę do góry rozglądając się na boki. Moim oczom ukazał się zmasakrowany starzec, który leżał niedaleko mnie w dziwnej pozycji. Przełknęłam ślinę widząc jego zakrwawioną twarz.

— Co się stało? — Potrząsnęłam głową, aby odgonić dziwne dźwięki w mojej głowie. Zmarszczyłam brwi kiedy poczułam dziwną wilgoć między moimi nogami. Podniosłam się z ziemi przy pomocy Asafa, który wystawił w moją stronę dłoń.

— Szedłem do klubu kiedy zobaczyłem siedzącą Cię na przystanku. Odpłynęłaś tak bardzo, że nawet nie kontaktowałaś — odchrząknął chłopak drapiąc się po głowie. — Ten skurwiel próbował to wykorzystać. Nie mógł zdjąć z ciebie spodni, więc próbował je przeciąć nożem, ale coś mu nie wyszło. — Westchnął chłopak siadając obok mnie na ławce. — Nie sprawdzałem czy rana jest głęboka, bo nie chciałem cię rozbierać.

Ornan (Tom2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz