Rozdział 4: Blizna na twarzy

494 31 2
                                    

Mogłam powiedzieć o nim wszystko, był brutalny, władczy, miał tendencję do pakowania się w kłopoty. To tylko trzy rzeczy które przychodziły mi do głowy, a tak naprawdę było ich miliard. Ornan Kenyon był zagadką. Niepowstrzymaną falą tsunami, która niosła ze sobą straty oszacowane na milion złamanych serc. Mogłabym napisać, że był tornadem, ale pewnie pojęliście już o co chodzi.

Ornan Kenyon był dobrym człowiekiem ze złym charakterem.

— Mamy grzybki — uśmiechnęłam się skacząc z jednego krzaka na drugi. Dawno podrapałam sobie całą twarz i ręce przez wpakowywanie się w najbardziej opuszczone miejsca lasu.

— Nie było was dwie godziny — warknął Ornan podchodząc w moją stronę.

Przewróciłam oczami, ponieważ jego racjonalne zachowanie jak zawsze sprawiało, że psuł mi się humor.

Tym razem było inaczej.

Rozejrzałam się w kółko dostrzegając, że była noc. Podbiegłam bliżej ogniska, które zapewne zostało już dawno rozpalone i kucnęłam przed nim. Wpatrywałam się w nie z taką fascynacją, że Ornan się zaniepokoił.

— Asaf do kurwy nędzy — zaczął Ornan potrząsając chłopakiem, ale ten wzrok wbity miał w drzewo.

— Wysłać was po coś to samobójstwo— zaśmiał się Nikodem w międzyczasie oplatając ramieniem Suzie.

Kaleb i Nikodem wstali zainteresowani czym znowu zdenerwowałam Ornana.

— Dlaczego ten ogień jest zielony? — Mruknęłam zła wsadzając dłoń do rozpalonego ogniska. Szybko ją cofnęłam przy czym nie omieszkałam sobie przekleństw.

— Do kurwy nędzy chuju wychujany — warknęłam zła wsadzając ponownie rękę w ogień, żeby go uderzyć. Machnęłam dłonią tak, że ogień rozprzestrzenił się na moim rękawie od bluzy. Uśmiechnęłam się czując przyjemne ciepło, które momentami było za gorące.

Jęknęłam kiedy Ornan mocno złapał mnie za rękę przy okazji gasząc ogień swoją bluzą.

— To boli — stwierdziłam idąc za chłopakiem, który prowadził mnie w głąb lasu.

Uśmiechnęłam się kiedy przede mną pojawiło się drzewo z gałęziami wystającymi w taki sposób, że mogło nimi machać jak rękoma. Zachichotałam kręcąc biodrami w rytm muzyki w mojej głowie. Drzewo z niewinnym uśmiechem obróciło się w kółko po czym ukłoniło się z gracją księżniczki.

— Mówię do ciebie — potrząsnęłam głową dostrzegając błękitne oczy Ornana Kenyona, które były tak blisko mnie, że mogłam policzyć jego rzęsy.

— Masz takie piękne oczy — mruknęłam dotykając dłonią jego policzka. Chłopak przewrócił oczami, ale dostrzegłam cień uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

— Jesteś zajebista — zaśmiał się mężczyzna kręcąc rozbawiony głową.

Nie minęła chwila, a Ornan wbił się w moje usta doprowadzając moje zmysły do granic możliwości. Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Jego ręce błądziły po moim ciele sprawiając, że pojawiła się na nim gęsia skórka. Wstrzymałam oddech kiedy jego ręka zaczęła sunąć w stronę mojej piersi.

— Nie bój się — stwierdził dostrzegając, że na chwilę się zatrzymałam. Posłałam w jego stronę pewny uśmiech rozpinając jego białą bluzę.

Moją głowę zalała fala kolejnych psychicznych aluzji, które pojawiały się tak szybko jak znikały. Westchnęłam głośno kiedy chłopak wsadził dłoń w moje majtki. Starałam się ignorować cichy głosik w mojej głowie, który nakazywał mi przestać, wycofać się tak szybko, że nie zauważyłabym popełniającego błędu.

Ornan (Tom2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz