Prolog

5K 121 78
                                    

— Paniczu Malfoy...

... Musiał się stąd jak najszybciej wynieść. Uciec jak najdalej. Nie czuł już nic prócz potwornego bólu, jaki ogarnął całe jego ciało. Postanowił go jednak zignorować. Postawił pierwszy krok w stronę częściowo rozwalonych schodów i natychmiast tego pożałował, gdy ból ze złamanej nogi odezwał się ze zdwojoną siłą i zaczął promieniować wzdłuż kończyny. Przed oczami pojawiły się czarne plamy i niemal na ślepo wznowił próbę wydobycia się z oblężonego zamku. Zaklął z bólu, gdy potknął się o coś i runął na podłogę pokrytą gruzem, szczątkami niegdyś mistycznych, monumentalnych posągów i niezliczonymi ciałami poległych. Uniósł się na rękach i zerknął za siebie, by zobaczyć, co spowodowało jego upadek.

Crabbe.

Gwałtownie odsunął się od ciała, by po chwili wstać i, ignorując ból, zbiec po schodach. Adrenalina w jego organizmie sprawiła, że serce biło dziesięć razy szybciej, a skronie gwałtownie pulsowały pod wpływem buzującej krwi...

— Paniczu Malfoy... musi Pan już wstawać...

... Cudem udało mu się wydostać z zamku. Walczący zdawali się nie zwracać na niego szczególnej uwagi. Gwałtownie wciągnął lodowate dzisiejszej nocy powietrze i rozejrzał się po błoniach. Wieczorne niebo rozświetlane było przez śmiercionośne zaklęcia, rzucane zarówno przez Śmierciożerców, jak i obrońców zamku. Gdziekolwiek nie spojrzał, widział błyski jasnozielonego światła, by po chwili na mokrej od deszczu i krwi ziemi lądowało kolejne zimne ciało.

Nie zważając na to, młody arystokrata biegł dalej, z jedną myślą kotłującą się w głowie. Z myślą, która sprawiała, że za nic miał ból, cierpienie i groźbę śmierci.

Znaleźć matkę. Wyciągnąć ją stąd.

Stłumił w sobie to dziwne uczucie, które pojawiło się na widok kolejnego martwego ciała, przymknął oczy i wziął głęboki oddech, by po chwili odwrócić się i pobiec w stronę Zakazanego Lasu.

Podświadomie wyczuł, że mimo jego próśb Narcyza Malfoy brała udział w dzisiejszej bitwie o Hogwart i w tej właśnie chwili znajdowała się na polanie wraz z innymi Śmierciożercami.

Wbiegł na nią w idealnym momencie, by zobaczyć jak białowłosa, piękna kobieta o niebieskich oczach, do której był tak podobny, upada na ziemię...

Gwałtownie usiadł, nabierając powietrza. Rozbieganym wzrokiem omiótł pomieszczenie, w którym się znajdował. Głośno odetchnął z ulgą, gdy rozpoznał znajome wnętrze własnej sypialni. Drżącymi dłońmi otarł twarz z potu i odruchowo odgarnął mokre włosy do tyłu. Ten bezwiedny, niemal bezwarunkowy gest zdawał się go uspokajać, tak jakby świadczył o tym, że nic się nie zmieniło. Jeszcze chwilę siedział na środku ogromnego łóżka, czekając na uspokojenie szalonego rytmu, w jakim pracowało jego serce. Gdy w końcu zwolniło, przeniósł wzrok na skrzata, stojącego w nogach jego łóżka.

Mikrus — bo tak nazywał się ów skrzat — był najstarszym, najbrzydszym i najmniejszym skrzatem, jakiego dane mu było w życiu oglądać, a trzeba przyznać, że skrzatów domowych widział naprawdę sporo. Aparycja skrzata nie była najmilsza dla oka, zwłaszcza jego mała główka, przyozdobiona trzema siwymi włoskami. Uroku nie dodawały mu długie uszy, które zwisały smętnie, z każdym jego krokiem uderzając o ramiona.

Skrzat patrzył na arystokratę swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. Gdy zobaczył, jak jego wzrok nabiera ostrości, upewnił się w przekonaniu, że jego pan jest całkowicie rozbudzony, powiedział:

— Paniczu, pańska matka czeka na pana w jadalni — po czym zniknął nim młody Malfoy zdążył go odprawić.

Nawet nie pamiętał, jak i kiedy przebył drogę dzielącą jego sypialnię i wystawną jadalnię, cały czas mając przed oczami sceny ze snu. Widział wiele martwych ciał, upadający Hogwart, a jego samego nadal przeszywał fantomowy ból. Przystanął na chwilę, zamknął oczy i wziął głęboki oddech, starając się uspokoić zarówno ciało, jak i umysł. Gdy w końcu zdołał odciąć się od sennego koszmaru, wszedł do środka i zajął miejsce przy długim, dębowym stole naprzeciwko swojej matki.

Naucz mnie lataćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz