Prolog

82 12 12
                                    

Janka biegła ulicą po bułki. Jej mama poprosiła ją o kupno tego pszennego wypieku, gdyż ostatnie poszły na właśnie zrobiony przez rodzicielkę podwieczorek. Upał dawał się we znaki, mimo że już dawno było po siedemnastej i powinno zacząć się ochładzać. Koniec sierpnia i ponad trzydzieści stopni w cieniu? Co się dzieje z tą pogodą? – Zastanawiali się ludzie. Jance to nie przeszkadzało, lubiła upał.

Jej luźna bluzka wpuszczona w krótkie, dżinsowe spodenki, lekko zafalowała na delikatnym wietrze, który się zerwał i ochłodził rozgrzane ciało dziewczyny. Podniosła palce do opalonej twarzy i odgarnęła ciemnoblond włosy z ust. Pomimo pory roku trzymała je rozpuszczone. Nie były za długie – sięgały początku łopatek. Przed pójściem na uniwersytet planowała je ściąć, jako początek nowego życia. Wyprowadzała się. Nie tak bardzo daleko, bo do sąsiedniego miasta, ale to i tak dla niej nowy początek, mieszkała bowiem na wsi. Ruszyła trampkami i dotarła do sklepu, małego sklepiku tak naprawdę.

- Dzień dobry! – wykrzyknęła luźno na wejściu. Wszyscy tutaj siebie kojarzyli, więc nie trzeba było udawać i tak niepotrzebnego, w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, dystansu.

- Dzień dobry panienko Janino! – uśmiechnęła się starsza kobieta za ladą. – Ale panienka urosła! Która to już klasa?

Dziewczyna zachichotała. – Teraz to już raczej rok. Pierwszy rok na uczelni.

- Ojej! – wykrzyknęła kobieta zakrywając usta dłonią ze zdziwienia. – Rzeczywiście, jak ten czas leci!

- Hehe! Tak! Już jutro wyjeżdżam. – zwierzyła się Janka, przyglądając się naprędko pieczywu i zastanawiając się czy lepsze będą kajzerki, czy może jednak grahamki.

- Ojejku, już? Tak prędko? Nie no, zaszalałaś kochanie! A daleko to jedziesz?

- Nie, nie całkiem. Do pobliskiego miasta. Poproszę cztery bułeczki z sezamem.

- Dobry wybór, bułki oczywiście! – powiedziała kobieta – I to już jutro! Przecież jeszcze cały wrzesień! – pokręciła głową, wkładając foliową rękawiczką odpowiednią ilość pieczywa do papierowej torby, którą podała dziewczynie.

- Muszę jeszcze zorientować się, co jest gdzie w tym mieście. – wyjaśniła Janka, odbierając przedmiot i naprędce wyliczając pieniądze do zapłaty. – Miastowym łatwiej w końcu od zawsze tam mieszkają.

- Oj, zdziwiłabyś się! – puściła do niej oko kobieta. – Nierzadko mieszkańcy z dziada pradziada orientują się słabiej w swoim własnym mieście niż przyjezdni. No cóż...dorosłaś w końcu. Będzie nam ciebie brakowało. Przyjedziesz na święta?

- Jasne! Nie odpuściłabym świętowania w rodzinnym gronie! – zawołała lekko dziewczyna, żegnając się z ekspedientką i wychodząc na duszne, rozgrzane powietrze. Przystanęła i odetchnęła głęboko. Od jutra jej świat się zmieni!

Nawet nie wiedziała jak bardzo.

Zakazane uczucieWhere stories live. Discover now