wstęp i rozdział 1

12 2 0
                                    

Wstęp


-Proszę powtórzyć. Ile ich było? - Policjantka przeszywa mnie morderczym wzrokiem, co jest trochę... ironiczne.

W tle stoi kobieta z dyktafonem obserwująca z zaangażowaniem swoją czystą rękawiczkę, jakby próbowała dostrzec na niej choćby najmniejszą drobinkę kurzu.

-Trójka... -Odpowiadam niskim głosem obserwując wciąż kątem oka asystentkę.- Dokładnie trzy osoby.
-Przyznaje się Pan do wszystkiego?
-Tak.

Poczułem, że opieranie się jest bezsensowne. Nie chcę brnąć w to dalej. Jestem zmęczony.

-... a więc proszę opowiedzieć wszystko ze szczegółami. - Powiedziała po chwili ciszy kobieta w mundurze wpatrująca się we mnie.

* * *

14 lutego 2014

Rozpaliłem w kominku, po czym styrany i wyczerpany życiem oraz wyssany z kreatywności opadłem na wielki, skórzany fotel stojący w rogu mojego salonu. Wpatrując się w kawałki płonącego drewna, trzaskającego co chwilę i rozsypującego się na boki, rozmyślałem nad kolejnymi poczynaniami Luisa. ,, A gdyby do morderstwa użył czegoś pod ręką? Jednej z ozdób ściennych czy nawet lampki stojącej na komodzie? Bez sensu. Luis wiecznie łaknący krwi z początku był introwertycznym socjopatą, a skończył jako empatyczny psychopata. Czy to w ogóle jest możliwe? Jak mogłem się tak pogubić?" Im więcej myślałem, tym gorsze miałem pomysły. Chwyciłem notes leżący na podłodze przy moich stopach i zapisałem wszystkie myśli, nawet te najnudniejsze czy najbardziej idiotyczne. Każdy pomysł się liczył. Miałem wysłać próbkę powieści do czwartku. Zostały mi 3 dni do końca terminu, a ja napisałem niecałą stronę. Potrzebowałem urozmaicenia i inspiracji, a Luis najwyraźniej odpoczynku. Odłożyłem zeszyt i wstałem na równe nogi, by po chwili ruszyć w stronę drzwi zahaczając po drodze o kuchnię by dopić wcześniej zrobioną kawę.
(Było około godziny 17... lub 18. Nie pamiętam dokładnie.)
   Ubrałem wysokie, ciepłe buty, bo zima była nieznośna, choć powinna już się kończyć. Narzuciłem gruby płaszcz, a na ciemne włosy nasunąłem czapkę tak, że zakrywała mi całe czoło. Grzywka częściowo ograniczała mi pole widzenia do czego byłem przyzwyczajony.
   Wyszedłem z domu,a śnieg padał gęsto. Od chwili gdy zamknąłem drzwi do domu momentalnie byłem oblepiony białym puchem.
(Telefon zostawiłem w domu, więc później nie orientowałem się już w czasie.)
   Dotarłem piechotą na stację. Po odczekaniu w mrozie, ale na szczęście pod cudem znalezionym, małym daszkiem około pół godziny przyjechał pociąg. Nie sprawdziłem nawet, gdzie jechał, ale był to pierwszy, który się pojawił, więc wsiadłem.
(Ostatnimi drzwiami.)
   W wagonie były dwie osoby. Młoda para, z czego oboje mieli około po 20 lat. Prawdopodobnie wracali z walentynkowego spotkania. Chłopak obejmował śpiącą dziewczynę. Obejrzawszy małe pomieszczenie uznałem, że nie jest to odpowiednie pomieszczenie do zrealizowania mojej fantazji, po czym przeszedłem przez cienkie drzwiczki kolejne cztery czy pięć wagonów, a każdy był pusty.
   W końcu znalazłem taki, gdzie przesiadywał tylko jeden człowiek. ,,Idealnie". W tym samym pomieszczeniu odłożyłem swój płaszcz na siedzenie naprzeciw dziecka w wieku około 12 lat. Chłopiec był mały i chudy. Uśmiechał się głupio, być może ze stresu. Wyglądał jakby niedawno płakał. Jego oczy- opuchnięte i szkliste, skierowane były na ścianę za mną. Pociągnął nosem, a ja poszedłem przejrzeć resztę wagonów. Każdy był pusty. W pociągu były tylko trzy osoby, konduktor i ja. Razem pięć.
   Wróciłem do wagonu, w którym przesiadywał chłopiec. Za oknami było ciemno, a ciepłego odcieniu światło pociągowe słabo muskało twarz dziecka . Sięgnąłem do prawej kieszeni spodni sprawdzając zawartość. Minęliśmy już dwie stacje. Zobaczyłem przez okno niewyraźne postacie trzymające się za ręce i wysiadające ospale z ostatniego wagonu. Zostaliśmy we dwoje. Tylko ja i chłopiec. Ja i chłopiec. Ja i chłopiec... i konduktor, który raczej mi nie przeszkadzał.
   Rozłożyłem nóż w kieszeni. Dziecko spojrzało na mnie wielkimi, wciąż świecącymi oczami słysząc cichą pracę mechanizmu otwieranego scyzoryka. Jego uśmiech nagle zgasł. Wpatrzył się w moje bezduszne oczy i zacisnął mocno dłonie na kościstych kolanach. Był wyraźnie spięty. Nie byłem pewny czy się bał, czy może po prostu był nieufny wobec obcych. Nie wyglądałem groźnie. Ktoś mógłby powiedzieć nawet, że jestem jego starszym bratem, wracającym wspólnie z nim do domu. Mimo słabego oświetlenia można było dostrzec,że mieliśmy podobny kolor oczu oraz czarne ,lekko kręcone włosy. Wstałem powoli i stanąłem nad chłopcem, który spuścił wzrok i głośno przełknął ślinę. Wyciągnąłem nóż z kieszeni. Momentalnie przyciągnął on przestraszony wzrok dziecka. Dotąd był zgarbiony, wtedy nagle wyprostował się i podsunął bliżej oparcia. Nie wahałem się. Scyzoryk w mojej dłoni poszybował w górę, po czym zatopił się w szyi mojego ,,brata", który wydał cichy dźwięk na znak protestu, a jego łzy popłynęły rozpaczliwie po wychudzonych policzkach. Szybko rozciąłem mu gardło uwalniając tym samym rzekę krwi ukrywającą się w jego ciele. Nie byłem dosyć usatysfakcjonowany żeby przestać, aczkolwiek widok ten był nieziemski. Zacząłem wbijać ostrze w jego klatkę piersiową, upewniając się, że chłopiec więcej już nie wstanie. Z mojej twarzy zaczęły kapać pierwsze kropli krwi, które odbryzgnęły z ciała ofiary przy wyciąganiu ostrza. Dobrze, że podłoga była w kolorze czerwonym. Z chłopca ulotniło się życie, a jego oczy wcześniej szkliste i błyszczące teraz były tylko martwe oraz mokre od łez. Uśmiechnąłem się czyszcząc nóż o kurtkę dziecka. Jego ciało leżało teraz bezwładnie na siedzeniu.
   Ubrałem płaszcz, schowałem nóż i chwyciłem chłopca. Chwilę później pociąg dojechał na stację, a ja wysiadłem niosąc trupa. Gdy drzwi się zamknęły odszedłem kawałek dalej wzdłuż torów i ułożyłem na nich ciało. Kopnąłem truchło uprzednio się żegnając, po czym wróciłem skąd przyszedłem i oczekiwałem na powrotny pociąg z nadzieją, że nie nadjedzie on za długi czas, bo marzłem niesamowicie.

* * *

-Co było dalej?- Pyta policjantka z obrzydzeniem ale i z lekkim zaintrygowaniem.
-Czy to nie jest oczywiste?- Odpowiadam. - Wróciłem do domu i zacząłem pisać ciąg dalszy mojej powieści.

Kobieta na mnie patrzy z ogromnym zdziwieniem, lecz z nie mniejszym niż asystentka.

-Proszę... kontynuować. Niech Pan opowie o reszcie ofiar.
-Do tego zmierzam.
-Wybacz.

* * *  

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 11, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

WriterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz