gold earrings, gold nights

Depuis le début
                                    

Drugą osobę, siedzącą Bartonowi na barkach, ciężko było mu dostrzec przez słońce chylące się ku zachodowi. Czyjaś sylwetka wyraźnie odznaczała się na jego tle, lecz nic więcej, prócz dłoni wyciągniętych ku górze, Steve nie potrafił wyraźnie dojrzeć. Potarł zbolałe oczy, podrażnione jaskrawym światłem, i podszedł do nich z zamiarem dowiedzenia się, czemu zawdzięczał im tak komiczną sceną. 

— Nie przyda wam się pomoc? — odezwał się na przywitanie. Wsparł się o drewnianą barierkę pociągniętą białą farbą, z tego miejsca musząc jedynie mrużyć oczy, aby dobrze widzieć. — Mógłbym na przykład przynieść drabinę. Bo wiecie, Bucky ma taką w szopie. — Kiwnął w kierunku niewielkiej, drewnianej chatki ukrytej za niskim drzewem o opadających, liściastych gałęziach. 

— Tak jest zabawniej — odparł ten z góry. 

Steve zaryzykował, podnosząc spojrzenie na niego. Chłopak na ramionach Clinta zadzierał głowę do góry, przez co jedyne, czemu mógł się przyjrzeć to jego dziurkom w nosie i niesfornym, ciemnym lokom, sprawiającym wrażenie aksamitnych w dotyku dzięki słonecznym refleksom. Zbyt zajęty był rozwieszaniem lampek w postaci maleńkich lampionów wzdłuż zadaszenia, żeby uprzejmie mu się pokazać czy chociaż przedstawić. Sznur kolorowych bombek – żółtych, różowych i pomarańczowych – zdobił już wyjście na ogród i jego zakończenie chłopak motał właśnie między belkami. 

— Właśnie — Clint poparł swojego wspólnika, widząc nieprzekonanie na twarzy Rogersa. Uśmiechnął się do niego w sposób, jaki Steve'a raczej by ostrzegł, niżeli zachęcił, i właśnie sekundę później Barton zachwiał się z premedytacją. 

Brunet zareagował spanikowanym okrzykiem, ale, gdy tylko odzyskał równowagę, sprzedał koledze kopniaka w klatkę piersiową. Steve, stojąc w pogotowiu tuż obok, uśmiechnął się mimowolnie na ich przyjacielskie przekomarzanki, zapatrując się w buta, którym cios został wymierzony. Przez dziurki została przepleciona imitująca złoto sznurówka, a wraz z nią do czarnego trampka przymocowano skrzydełko w perłowym różu, jakie Steve widział kilka lat temu, gdy miały swoje pięć minut sławy w świecie mody. 

— Okej — oznajmił chłopak, gdy zaczepił bezpiecznie kabelek oraz włączył lampki — Nastąp się, Barton. Chcę zejść. 

Blondyn wedle prośby ukucnął ostrożnie i pochylił głowę, aby mógł z niego zeskoczyć. Gdy stanął na własnych nogach, chwilę nie odwracał się do dwóch pozostałych chłopców. Ściągnął w dół ciemnoszare szorty związywane w talii sznureczkiem i upewnił się, że koszula była wciśnięta do wewnątrz. Była w barwie łososiowej i została rozpięta trzy guziki w dół, przez co jedno ramię bezwstydnie wychylało się spod materiału wraz z wyraźnie zarysowanym obojczykiem. Koszula musiała być za duża, co uwydatniały zakasane rękawy, lecz w całokształcie dodawała uroku drobnej sylwetce, zamiast ją haniebnie tuszować. Zresztą, ładnie grała kolorystycznie z żółtymi podkolanówkami. 

Steve miał dobrą pamięć do ludzi, ale kiedy chłopak zwrócił się ku nim, wciąż był zaskoczony tym, co ujrzał. 

Ostatnim razem zdołał go przyrównać jedynie do Księżyca – srebrzystego, otoczonego poświatą w chłodnej barwie. Pamiętał diamenciki w uszach niczym dwa kryształki lodu i brokat, pstrzący bladą przed obliczem błękitnych lamp skórę. Wszystko, co nocne, było też drapieżne. Jego oczy bystrze sunęły po otoczeniu, nie lękając się ciemności, wyłaniając się z niej z niebezpiecznym błyskiem, a czarne paznokcie równie dobrze posłużyć mogłyby jako szpony, aby zatopić je w piersi blondyna i pochwycić wzruszone, łomoczące serce. 

Dzisiaj otulały go złote promienie. Ciepłe barwy odbijały się na oliwkowej skórze, pachnącej czymś słodkim, niosącej woń przy każdym najmniejszym ruchu. Brunatne oczy mieniły się bursztynowo, kiedy powieki zmrużyły się przez szeroki uśmiech. Nie przypominał siebie sprzed tygodnia. Było w nim coś delikatnego, miękkiego dokładnie jak chmury na niebie, które przed chwilą podziwiał. Na jego widok na myśl przychodziły piękne, ciepłe dni letnie, zapach koszonej trawy i parne wieczory ze szklanką zimnego napoju. 

best friend's house | stonyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant