- W przyszłym miesiącu mamy wycieczkę szkolną i brakuje nam jednego opiekuna. Tak pomyśleliśmy czy pan by z nami pojechał?

- No wiesz bardzo bym chciał. - spojrzałem na Lily lecz ona patrzyła w ławkę. - Na jak długo i z kim miałbym jeszcze jechać? - zdecydowałem i w tym momencie Lily na mnie spojrzała zszokowana.

- Na dwa tygodnie do Paryża, tą wycieczkę planujemy już od zeszłego roku i udało nam się. Jedzie nasza klasa, połowa klasy z rozszerzonego francuskiego i nasza wychowawczyni oraz pan od francuskiego. Brakuje nam jeszcze jednego opiekuna, a pan jest taki fajny.

- No dobrze skoro uważacie, że jestem taki fajny. - odparłem wywracając oczami i lekko się uśmiechając. - Jeśli będziecie sprawiać kłopoty to będzie mieć do napisania wypracowanie z wycieczki po łacinie w dwa dni. - klasa się zaśmiała ale się zgodzili na taki układ. 

 Po lekcjach poszedłem do dyrektora zgłaszając się jako trzeci opiekun do szkolnej wycieczki co przyjął bardzo dobrze. Wracając do domu wypłaciłem po drodze odpowiednia kwotę pieniędzy żeby na następny dzień wpłacić całość do Katy, która uczyła chemii klasę Lily. Zaparkowałem na podjeździe, zdjąłem kask i poszedłem do drzwi gdzie czekała na mnie zła uczennica. Przełknąłem głośno ślinę i zacisnąłem szczękę. 

- Dostałaś już wyniki?

- Czemu się zgodziłeś? - zapytała kipiąc ze wściekłości.

- Bo chciałem jechać, nie ze względu na ciebie nie bądź tak samolubna. - parsknąłem, wyminąłem i wszedłem do domu nie zamykając drzwi żeby mogła wejść co zrobiła. 

- Nie jestem samolubna! Odwołaj to, powiedz, że nie możesz, że coś ci...

- Nie. - przerwałem jej ze stoickim spokojem podczas gdy ona kipiała ze złości i krzyczała.

- Czemu?!

- Bo chcę jechać  do Paryża. Nigdy tam nie byłem. - mówiąc cały czas szedłem do pokoju, a ona podążała za mną. - Miasto zakochanych. - wyplułem ostatnie słowo patrząc jej w oczy. - Pieprzone miasto zakochanych. Myślisz, że jadę tam ze względu na ciebie, skarbie? - spytałem podchodząc do niej tak blisko, że ona wpadła na ścianę cofając się. - Jadę tam żeby zwiedzić to czym się ludzie tak zachwycają, jadę żeby zobaczyć jak bardzo zakochane jest to miasto, jadę żeby móc patrzeć na ciebie jak bardzo zakochana będziesz w tym mieście. Jak nie przypniesz kłódki z naszymi inicjałami. Jak robisz zdjęcia Alice, sobie i prosisz mnie o zrobienie wam zdjęcia. 

- Jesteś bezczelny i podły. Ranisz mnie będąc taki.

- Ty mnie też zraniłaś, a karma wraca, pamiętaj, skarbie. - zaśmiałem się ale ona nadal wpatrywała się prosto w moje oczy. Postanowiłem jeszcze bardziej jej dopiec, bo kochałem patrzeć jak się denerwuje. - A co więcej dyrektor poprosił mnie abym wziął pokój obok waszego i wiesz jaka była moja decyzja? Zgodziłem się. - klasnąłem w dłonie z zadowolenia. - A tak swoją droga dziękuję, że kiedykolwiek wspomniałaś o tej wycieczce.

- Nie było wiadome czy się odbędzie. Dopiero od nowego roku się zgodził dyrektor ale my mieliśmy inne rzeczy do robienia, nie pamiętasz?

- Ależ pamiętam. - uśmiechnąłem się do niej jak drapieżnik do ofiary i zbliżyłem się tak, że bez problemu mógłbym ją teraz pocałować, a ona się nie odsunęła. - Spakuj coś specjalnego. - dodałem i wpiłem się w jej usta. Słodkie, miękkie usta, smakujące jak truskawki. Od zawsze lubiłem te owoce ale odkąd zacząłem całować Lily pokochałem te owoce. Dziewczyna nie pozostała mi dłużna i pogłębiła pocałunek wplatając dłoń w moje włosy. Mi to uniemożliwiła jej fryzura, więc rozwaliłem jej koka jednym sprawnym ruchem ręki uwalniając jej włosy, gdy jej pocałunki stały się zbyt natarczywe pociągnąłem ją za włosy odchylając delikatnie jej głowę do tyłu. Uwielbiałem ją taką i wiedziałem, że mimo tego co czuje będzie zgrywać niedostępną ale i chętną na wszystko ze mną.

- Lily. - szepnąłem jej do ucha całując jej szyję przez co dostała dreszczy. - Zawsze będziesz moja.

- Skąd ta pewność panie profesorze.

- Zawsze do mnie wracasz i będziesz wracać. - opowiedziałem i ugryzłem ją w szyję żeby chwilę później dmuchać w to miejsce żeby nie czuła bólu, a czerpała z tego przyjemność.

- Nie! Nie wolno nam! - zaczęła krzyczeć i wyrwała się z moich ramion. Wzrosła moja złość i nie wytrzymałem.

- W dupie mam co wolno, a co nie! Im szybciej to zrozumiesz tym lepiej dla ciebie. - warknąłem wściekły. 

- Nie możesz mieć tego tak zupełnie w dupie, Carter. - jej poważny ton tylko dolewał oliwę do ognia. 

- Lily! - krzyknąłem zrzucając wszystko z biurka. - Chciałbym żeby się okazało, że jesteś w tej ciąży, wtedy byłabyś moja bez przeszkód.

- Wystarczyłoby zmienić pracę.

- Nie mogę tego zrobić, zrozum to Lily. Gdybym mógł zrobiłbym to.

- Co cię powstrzymuje? - zapytała, a ja nie mogłem jej dać odpowiedzi po prostu nie mogłem jej wyznać całej prawdy. 

- Wszystko mnie powstrzymuje, skarbie. Wiesz, powiem ci szczerze, że dobrze się stało, że to ja jadę za trzeciego opiekuna. - widziałem jak dziewczyna się coraz bardziej denerwuje, a mi to sprawiało frajdę jej złość. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, wiedząc jak zareaguje. Podeszła do mnie i chciała uderzyć lecz zablokowałem jej rękę śmiejąc się. Zrobiła drugi zamach ale tym razem odepchnąłem jej rękę tak że cofnęła się kilka kroków w tył. Mnie to bawiło, a ją denerwowało. Zrobiła jeszcze kilka prób ale każda kończyła się fiaskiem. 

- Jak ty to robisz?

- Lata ćwiczeń i praktyk. - dziewczyna spróbowała zaatakować z zaskoczenia ale i to jej się nie udało, więc się z niej śmiałem, a ona coraz bardziej wkurzała. - Dobrze Lily uspokój się już. Bo braknie ci sił na noce w Paryżu.

- Co? Jakie noce? Co ty chrzanisz?

- Noce z Paryżu są piękne ale jeszcze piękniejsze będą z tobą. Wiesz trochę kłamałem mówiąc, że nigdy tam nie byłem. - zakpiłem wzruszając ramionami, na co Lily wybiegła wkurzona z mojego domu. Prawda była taka, że w Paryżu byłem kilka razy nie tylko w celach zwiedzania tego pięknego miasta ale ona nie musiała tego wiedzieć, a wręcz przeciwnie.

Bądź mojaWhere stories live. Discover now