11

3K 279 105
                                    

Midoryia obudził się wczesnym rankiem. Słońce dopiero wychodziło, a ptaki zaczynały śpiewać.
Zielonooki zawsze zastanawiał się, o czym mogą być ich pieśni. Teraz jednak go to nie interesowało. Jedyne czemu poświęcał uwagę, było coś wplątanego w jego włosy.
Kiedy się poruszył, a dłoń w białej rękawiczce ześlizgnęła się z poprzedniej pozycji, syknął z bólu. Delikatnie i cicho zdjął cudzą rękę i ostrożnie dotknął miejsca, które bolało. Po dwóch stronach głowy, wyrosły mu dwie niewielkie, ale twarde wypustki. Wstał i podszedł do lustra w łazience. Zapalił światło i kiedy tylko spojrzał w swoje odbicie zaniemowił. Wyglądał pozornie tak samo, jednak tylko pozornie. Jego skóra była bledsza i dosłownie nieskazitelna. Kolor oczu był zdecydowanie bardziej żywy. Kiedy otworzył buzię ze zdziwienia, aż zapomniał na moment jak się oddycha. Jego kły były dłuższe i znacznie ostrzejsze. Zasłonił usta dłońmi. Wtedy spojrzał na swoją głowę. Zielone włosy były brudne od zaschniętej krwi, która w jego opinii była zdecydowanie zbyt ciemna, a znał się na tym dosyć dobrze z doświadczenia. Minusy bycia bohaterem... właściwie, nigdy nim nie został... miał tymczasową licencję i wiele razy uratował kolegów czy przypadkowych ludzi. Tak naprawdę to  w porównaniu do rówieśników z klasy, przeżył dużo więcej, ale większość osób miała go za smarkacza, który w walce tylko by przeszkadzał. Co tam, że w pierwszej klasie praktycznie żył jak bohater. Praktycznie, a teoretycznie był zwykłym uczniem 1 klasy i przyszłym zastępcą All Mighta, jednak to dopiero za zarenaście lat.

Stał przed lustrem pogrążony w przemyśleniach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a oczy mimo blasku, były przerażająco puste.

Jednak te rozmyślania były inne niż kiedyś. Jeszcze nie tak dawno były zajmowane głównie przez Kacchana, Tomure, jego mamę i innych ludzi, którzy choć trochę wpłynęło na jego życie. Teraz ich nie było. Nie zapomniał, jednak nie przejmował się nimi. Byli dla niego obcymi osobami.

Kacchan. Pierwszy przyjaciel, który ruszył z nim w podróż przez życie. Chyba to właśnie on najmocniej ranił Izuku. Na pewno najdłużej.
Jednak to się skończyło.
Dziś już za nim nie tęsknił, Katsuki był dla niego kimś obcym.
Chociaż wcześniej nie tęsknił za Bakugo, tylko za osobą jaką był kiedyś. Ciężko tęsknić za Kacchanem z jego obecnym charakterem.

Jego mama była mu najbliższą. Ciut nieporadna, ale zawsze dodawałam mu otuchy. Dzisiaj jednak nie żyje i to co robiła przestało mieć znaczenie. Trupy to trupy i nie ma powodu drążyć tego tematu. Dlatego wyrzucił martwą kobietę z listy zmartwień.

Tomura. Jego Midoryia znał najkrócej. Jednak łączyło ich coś innego niż przyjaźń, krew czy wspólna przeszłość. Niestety jak się okazało, zauroczenie było jednostronne. Mówi się trudno i płynie się dalej, jak to mówiła Dory z ,,Gdzie jest Nemo".

Potrząsnął głową pozbywają się zbędnych myśli i nakładając maskę obojętności. A mize to nie była maska?

Kiedy wyszedł z łazienki Chisaki już nie spał. W zamyślenia oglądał krajobraz za oknem, nawet nie zauważył kiedy Midoryia wrócił. Drgnął dopiero, kiedy zielonowłosy rzucił się na swoje łóżko z westchnięciem.

-Trochę się pozmieniało.-mruknął z przekąsem patrząc w biały sufit.

Kai tylko kiwnął głową i uważnie mu się przyglądał. Chyba szukał w nim tamtego chłopca, który się poddał i był gotowy umrzeć, albo tego który był wiecznie wesoły. Jednak osoba która leżała na łóżku z rękami za głową była kimś nowym. Niesamowicie go to intrygowało. Blask zielonych oczu działał wręcz hipnotyzująco. Było w nich widać pewność siebie i opanowanie. Mimo chłodnego wyrazu twarzy biło od niego ciepło.

-Twoja maska wygląda jak te, które nosili lekarze podczas dżumy.- mówił nieco zamyślony.- To że chroniły przed chorobą było właściwie przypadkiem. Ludzie wtedy myśleli, że dżuma przenosi się przez smród, dlatego wkładali do dziobów masek goździki i różne zioła. Nie byli zbyt skuteczni.- zaśmiał się dźwięcznie. - Myśleli, że człowiek wyzdrowieje jak przyłożą mu do rany żabę, która wybuchała po wchłonięciu toksyn.
(Przeczytałam o tym w książce,, Co nas (nie) zabije" o plagach XD polecam, bardzo ciekawa)

- To dosyć...ohydne, tak myślę.- odparł nieco zmieszany. Zielonooki pierwszy raz widział go z takim wyrazem twarzy i z trudem powstrzymał chichot.- A po co mi to mówisz?

-Chcesz zmienić świat. Każda plaga zmienia świat, więc może by tak... wywołać jakąś epidemie? -uśmiechnął się delikatnie.

-Zwariowałeś? Mnóstwo niewinnych ludzi umrze.

- Oj Chisaki, Chisaki. Rewolucja wymaga ofiar. To by była tylko mała, kontrolowana plaga...- przyciszył głos, ale Kai nie wydawał sie przekonany. - Choroba zamiast życia, mogłaby odbierać Quirk.- Błysk złotych tęczówek wydał się Izuku nienaturalnie satysfakcjonujący.

-Muszę to dobrze przemyśleć. Nie byłoby od tego odwrotu.

-Tak myślę, że nie robi się rewolucji po to, żeby rezygnować i zawracać. Jak na wyścigach. Jebniesz przed siebie póki mięśnie nie odmawiają ci posłuszeństwa, a płuca odmawiają posłuszeństwa, a nawet kiedy się przewracasz i już nie dajesz rady musisz wstać i dobiec do mety. Nie ma odwrotu.

-Myślisz, że ucieczka jest żałosna?

-Ucieczka jest oznaką słabości.-Tak jak poddanie się, dodał w myślach, wspominając dawnego siebie.

- Ucieczka jest odruchem. To sposób na przeżycie w chwilach zagrożenia. To kwestia instynktu, jak unik podczas walki. Słabością jest brak umiejętności kontrolowania tego, lub udawanie, że wcale nie ma się takiego odruchu. To tak jakbyś został w płonącym domu, tylko po to, żeby udowodnić innym, że się nie boisz.- prychnął i pośpiesznie wyszedł.

Słabość. -pomyślał zielonooki. - Jest jak maska. Powinno się ją nosić, kiedy musisz komuś pokazać, że jesteś człowiekiem, ale nigdy kiedy naprawdę czujesz się słaby.

Zaśmiał się cicho i przewrócił na bok, aby móc popatrzeć przez okno. Niebo było różowo pomarańczowe. Nie wiedział ile spał, ale wciąż był niesamowicie śpiący. Nie minęła długa chwila nim zasnął, a śnił mu się czarny kruk...

No skocz...-villain Deku Donde viven las historias. Descúbrelo ahora