I.II: Baranek Boży

Börja om från början
                                    

– Mamy dla ciebie prezent, Manczenko – Jonathan zacharczał do słuchawki. – Ty się odstresujesz, a my do godziny będziemy gotowi. Widzimy się przy hotelowym barze.

Nie zdążyłem go dobrze skląć, bo spryciarz domyślił się, co się święciło i perfidnie się rozłączył. Do drzwi mojego apartamentu ktoś cicho zapukał. Jęknąłem mocno zirytowany, bo nie spodziewałem się nikogo z rana i energicznie je otworzyłem. Moim oczom ukazał się smakowity dla większości mężczyzn widok. Dla większości, ale nie dla mnie.

Szczupła blondynka, która miała na swoje gołe ciało narzucony jedynie cienki czerwony płaszczyk. Spod niego wystawały malutkie, ale dobrze prezentujące się i okrągłe piersi. Sprawiała wrażenie takiej niewinnej, momentami nieświadomej swojego własnego puszczalstwa i głupoty, ale doskonale wiedziałem, że to była tylko taka przykrywka. Zwykła dziwka, która została opłacona. Obrzydliwy plac zabaw dla dorosłych.

– Pan Jonathan kazał mi do pana zaglądnąć – powiedziała łamaną angielszczyzną, oblizując prowokacyjnie wargi.

Przewróciłem oczami i popatrzyłem na nią z politowaniem. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, chociaż starała się nieudolnie przez makijaż i gesty kreować na dużą starszą. Może nie była aż tak głupia. Może miała ciężką sytuację finansową, a była, o ironio, ambitna i chciała studiować w dawnej stolicy. Nie! Takie zachowanie nie miało usprawiedliwienia. Chcąc nie chcąc patrzyłem na nią jak na pospolitą zabawkę, która nadawała się jedynie do kosza.

– Powiedz panu Jonathanowi, że nie mam dzisiaj ochoty na takie szmaty – wycedziłem po polsku i zatrzasnąłem zaskoczonej dziewczynie drzwi przed nosem.

Nie tego potrzebowałem. Nie kobiety, która zapewniłaby jedynie prozaiczną przyjemność. Powinna być mi wdzięczna, bo okazałem jej szacunek. Nie zeszmaciłem jej jeszcze bardziej, chociaż dla niej to pewnie nie miałoby najmniejszego znaczenia. Upadła, ale jeszcze nie była tego świadoma.

Rzuciłem koszulę i spodnie na posłane już łóżko. Przez kilka sekund drętwo patrzyłem na całe pomieszczenie, aż ruszyłem zdecydowanym krokiem do ogromnej łazienki. Duży prysznic z dwoma biczami wodnymi stanowił największy plus tego wynajętego apartamentu.

Niewiele myśląc, wślizgnąłem się do szerokiej, wyłożonej szaroburymi płytami kabiny i pozwoliłem sobie na zimną torturę. Cicho mruczałem pod dyktando lodowatych kropli wody. Wytrzymałem tak tylko dwa kwadranse i zmieniłem temperaturę na optymalnie ciepłą.

To była tylko moja chwila. Czas, w którym stawałem się dużą mokrą plamą, która potrafiła marzyć. Nie byłem ograniczony schematami. Paskudną przeszłością. I ludźmi, dla których nic nie znaczyłem, chociaż musieli się ze mną liczyć. Byłem na ten jeden krótki moment wolny, zapominając, że to tylko złośliwe złudzenie.

Powstrzymywałem swoją wyobraźnię od wizji, jakobym przed sobą miał klęczącą blondynkę, którą zresztą sam spławiłem. Umiejętność samokontroli to było coś, nad czym ciężko pracowałem latami i byłem z tego cholernie dumny. Dzięki swojej wytrwałej pracy mogłem być przynajmniej na tej jednej płaszczyźnie kimś więcej niż śmieciem, który dzierżył w swoich rękach bezsensowną władzę.

Marzyłem o prawdziwych emocjach i chociaż o jednym człowieku, który potrafiłby mnie zrozumieć. Zaakceptować. Pokazać inne barwy niż te wszystkie szarości i biały z czarnym. I pragnąłem tego pierwszego magicznego razu podyktowanego przez szczere uczucia. Ojciec prawdopodobnie by mnie zabił, gdyby tylko się o tym dowiedział.

Przecież miłość była tylko słabością, na którą nie można było sobie pozwolić.

Kiedy tylko wygramoliłem się spod prysznica, przetarłem niedbale ręcznikiem wilgotne ciało i wróciłem do sypialni. Miałem ochotę wdrapać się na łóżko, zakopać pod grubą kołdrą i całkowicie zapomnieć o tym, jakim podłym człowiekiem się stałem. A to i tak było jedno z tych łagodniejszych określeń.

Pełna wiary Där berättelser lever. Upptäck nu